Idee mają konsekwencje Richard M. Weaver 7,4
![Idee mają konsekwencje](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/86000/86405/352x500.jpg)
ocenił(a) na 910 lata temu Zawodowo, nie jestem ani filozofem ani językoznawcą. Dlatego trudno napisać mi cokolwiek – nie tyko mądrego – ale i składnego na temat tej książki. Jest to jednak pozycja, w trakcie lektury której czułem się jak człowiek powracający do domu po dalekiej podróży.
Moje drobne, swobodne, niezasadne warsztatowo spostrzeżenia na temat otaczającej rzeczywistości nagle znajdują potwierdzenie u takiego autorytetu. Podobne uczucie miałem czytając “Bunt mas” Gasseta: “nie jestem sam w swoim obłędzie, są podobni do mnie” – błysnęło w mojej głowie. Inny aspektem, który bardzo zwrócił moją uwagę było wskazanie alternatywnej rzeczywistości. Autor twierdzi, iż po średniowieczu z listy “narzędzi poznania” dostępnych dla człowieka przekreślono czynnik transcendentny: Boga, wyższe dobro. W tej sytuacji człowiek stracił z pola widzenia dużą część rzeczywistości a po wielu stuleciach ćwiczenia tej “selektywnej ślepoty” coraz trudniej jest dostrzec to “coś” a bez tego człowiek zamienia się w niewolnika.
Muszę wyznać, że z premedytacją nie czytam prasy regularnie i także nie oglądam regularnie informacji telewizyjnych. Robię to - a raczej nie robię tego – przede wszystkim, ze względu na brak zaspokojenia moich potrzeb przez te środki masowego przekazu. Jedne ośrodki ideologiczne są zbyt apologetycznie nastawione do rzeczywistości. Inne zaś nazbyt krytycznie. Żaden z nich jednak nie proponuje rozwiązania na teraźniejsze bolączki a jedynie bezproduktywne pianie. Pianie ociekające tanią sensacją i doszukujące się wszędzie spektakularnych osiągnięć. Weaver nazwał ten stan “stereoptikonem”… mechanizm wiecznie nakręcającego się spektakularyzmu w którym nawet prognoza pogody, rozkład jazdy PKSu i jadłospis w barze musi być “fascynujące”, “porywające” i “z pasją”. A mnie na coś takiego też pasja ogrania ale szewska.
Drugim ważnym elementem jest fakt, że autor nie poprzestaje na konstatacji – krytycznej – rzeczywistości. Idzie krok dalej i proponuje zarówno lekarstwo jak i wskazuje element, stanowiący swojego rodzaju “poler” nowego ładu; własność prywatną. Jak sam pisze:
"Idea prawa metafizycznego zawiera w sobie pojęcie własności. To właśnie ta idea została utracona, kiedy człowiek odszedł od transcendencji. Gdyby dobra materialne postrzegano raczej jako coś o ściśle wyznaczonym miejscu w porządku stworzenia (podkreślenie T.Z.),a nie jako ocean bytu, na którym człowiek dryfuje jak kawałek korka, prawa ekonomiczne nigdy by nie stanowiły najważniejszych rozporządzeń ludzkiego życia. To jednak wymaga wiary w istnienie niematerialne."*
Zacząć, zaś należy od języka. Język należy szanować. Język zakłada pewien idealizm a jego dekonstrukcja prowadzi do – można by rzecz – dekonstrukcji intelektu osoby dokonującej dekonstrukcji. Języka ludzkiego nie da się sprowadzić do zestawu jednoznacznych terminów bez kastrowania go… bez pozbawiania go jego istoty. W takiej sytuacji rozmówcy spędzają długie godziny na ustaleniu “metody głosowania, za pomocą której wybierze się metodę głosowania” co upodabnia ich do kompilatorów kompilujących język programowania.
Autor jest tutaj bardzo konkretny i proponuje zacząć od razu, od zmiany kształtu edukacji. Edukacja powinna uczyć w jaki sposób używać “poetyckich i logicznych źródeł języka”. Pierwsze źródła to literatura i retoryka a drugie to logika i dialektyka. Poezja uczy właściwego znaczenia słów i – odpowiednio interpretowana – pozwala radzić sobie z sentymentalizmem i brutalnością.
"Najwyraźniej to własnie unikatowa władza nad językiem, jaką posiada poeta, daje mu ową umiejętność widzenia możliwości pośród zdarzeń. Jest on największym nauczycielem świata przyczyn i skutków w sprawach ludzkich."**
Dialektyka natomiast pomaga uporządkować wrażenia, nadawać odpowiednie nazwy rzeczom i zjawiskom. Jest to umiejętność definiowania i nazywania.
Na koniec autor dorzuca “pobożność”. Pobożność rozumianą jako “zdyscyplinowanie woli poprzez szacunek”. Konotacja z czynnikiem boskim jest w jego definicji bardzo luźna, bardziej akcentująca szacunek.
Brak szacunku do języka a szczególnie nadużywanie go przez urzędników i ekonomistów stereoptikonu prowadzi do zaburzeń komunikacyjnych. Ludzie przestają umieć się ze sobą komunikować a w konsekwencji rozmawiać i porozumiewać.
"Trudno zatem przecenić wagę sprawności w języku. [...] Kiedy bowiem ulega zepsuciu psyche, język wykazuje oznaki choroby. Dzisiejszy relatywizm z jego niewiarą w prawdę poczynił wyłom w procesie komunikacji [...]. Żyjemy w wieku, który boi się samej idei pewności, a jednym z jego najbardziej kłopotliwych błędów jest rozłam pomiędzy słowami a rzeczywistością [...]. Przybiera to najczęściej formę rozluźnienia i przesady. Przesada, co warto sobie uświadomić, to nic innego jak pewien rodzaj ignorancji , która pozwala na zniekształcenie, a następnie je usprawiedliwia."***
Zdecydowanie jest to jedna z ważniejszych książek w mojej bibliotece. Książek, która już chyba zostanie ze mną. Z drugiej strony mam świadomość, że w nie ma ona szans na szersze przetrwanie bo nie jest poprawna politycznie i z dużą pewnością odnosi się do kwestii społecznych, które dzisiaj są zniekształcane i usprawiedliwiane przez ignorancję i brak biegłości w dialektyce.
Niestety autor nie ustrzegł się paroksyzmu konserwatyzmu polegającego na kontrapunktowaniu przesądzonej i wadliwej teraźniejszości z idealną i nieskazitelną przeszłością. Ta naiwność intelektualna jest dla mnie niezrozumiała i z jej powodu mam także ogromne problemy ze współczesnymi, Polskimi ośrodkami myśli politycznej. Uważam, że konserwatyzm jest filozofią mogącą ofiarować bardzo dużo teraźniejszości… ale nie poprzez pustą krytykę i malkontenctwo intelektualne idealizujące przeszłość i potępiające teraźniejszość oraz negujące możliwości przyszłości. Wolę widzieć konserwatyzm jako nurt myślowy, który na bazie doświadczeń historycznych, ułatwia, wspiera i pomaga w zmaganiach z teraźniejszością. I robi to nie tylko z loży szyderców ale sam “uwala się po łokcie, w błocie dnia codziennego.”
Jeśli chodzi o sam tom to mam głębokie poczucie, ze takie dzieło wymaga większego kunsztu zecerskiego i edytorskiego. Miękka lakierowana obwoluta, jeszcze ujdzie. Ale drobny – za bardzo drobny – druk i liczne błędy w składzie tekstu (np. łączenie dwóch wyrazów w jeden) silnie kontrastowały z przesłaniem samego dzieła. Jednak rozumiem, że wynika to z imperatywu ekonomii, paradoksalnie stojąc w kontraście z treścią samej książki.
—–
* ibidem, str. 154 – 155
** ibidem, str. 173
*** ibidem, str. 174
Źródło: http://tztotem.wordpress.com/