Po pierwsze: pamiętać — wywiad z Anthonym Doerrem

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
23.08.2022

Na nową powieść Anthony’ego Doerra trzeba było czekać długo, bo aż siedem lat, choć dla tych z nas, którzy karierę amerykańskiego pisarza śledzą od dawna, nie była to pewnie zbytnia niespodzianka, jako że poprzednie jego książki dzieliła dekada. Laureat Nagrody Pulitzera, którego krytycy stawiają gdzieś pomiędzy Tolkienem, Rowling i Davidem Mitchellem, opowiada nam o swojej trzeciej powieści, „Mieście w chmurach”, która dziesiątego sierpnia ukazała się po polsku. Autorem przekładu jest Jerzy Kozłowski.

Po pierwsze: pamiętać — wywiad z Anthonym Doerrem Materiały wydawnictwa

[Opis wydawcy] Bohaterowie „Miasta w chmurach” są marzycielami i outsiderami. Łączy ich jeden starożytny tekst: historia Aetona, który pragnie zostać ptakiem, by odlecieć do utopijnego miasta w niebiosach.

Osierocona Anna i przeklęty chłopiec Omeir przebywają po przeciwnych stronach potężnych murów podczas oblężenia Konstantynopola w 1453 roku.

Współczesne Idaho. Weteran wojenny, osiemdziesięcioparoletni Zeno próbuje uchronić bibliotekę przed wybuchem bomby, podłożonej przez nastoletniego idealistę Seymoura.

Konstance, dziewczyna z odległej przyszłości, sięga po najstarsze znane ludzkości opowieści, aby dotrzeć do prawdy.

Anthony Doerr utkał misterny gobelin z czasów i miejsc, który jest odzwierciedleniem naszej ogromnej sieci wzajemnych połączeń – z innymi gatunkami, z ludźmi nam współczesnymi, tymi, którzy żyli przed nami, oraz tymi, którzy pojawią się na świecie, kiedy nas już na nim zabraknie. Miasto w chmurach jest przepiękną, odkupieńczą powieścią o władzy, jaką dzierżą księga, Ziemia i ludzkie serce.

Bartosz Czartoryski: Głównym tematem pańskiej powieści wydaje się konieczność utrwalania opowieści, dbania o słowo pisane. Jak pan w tym świetle odnosi się do postępującej cyfryzacji treści i stopniowego spadku znaczenia nośnika fizycznego?

Anthony Doerr: Chodziło mi o roztoczenie tej opieki nie tylko nad książkami, ale i nad kulturą oraz nad samą planetą. I o ile na pewno czasem czuję pewne przygnębienie, kiedy myślę o losie, dajmy na to, drukowanej prasy, o tyle z drugiej strony cieszę się na skok popularności innych form przyswajania treści, na przykład audiobooków. Przejmuję się nie tyle samym faktem cyfryzacji, co kwestiami dotyczącymi ludzkiej życzliwości i myślenia długoterminowego.

Pielęgnacja i zabezpieczanie treści tylko częściowo zależą od zastosowanej techniki, nieważne, czy są to zwoje, czy e-booki. Przede wszystkim uzależnione jest to od działań szczodrych ludzi, takich jak bibliotekarze, dziennikarze, krytycy, nauczyciele, mnisi, kolekcjonerzy, księgarze, wydawcy, tłumacze (jak Jerzy Kozłowski) i czytelnicy, również ci, którzy odwiedzają chociażby tę stronę.

Wszystkie postacie w pańskiej książce łączy ta sama opowieść, opowieść pochodząca ze starożytnej przeszłości. Ale czy pan osobiście wierzy, że istnieje przynajmniej jedna historia, która w rzeczywistości mogłaby funkcjonować na tej samej zasadzie i którą można by było uznać za formacyjną i kluczową dla tożsamości ludzkiej rasy jako takiej?

W swojej powieści opisałem historie kilku niekoniecznie wpasowujących się w tradycyjne definicje bohaterów, którzy pomagają pewnej książce, dość niemądrej, starej opowieści, przetrwać zmienne koleje czasu. A czy ta moja wymyślona historyjka naniesiona na szerszą narrację nawiązuje do jakichś jeszcze starszych archetypów? 

Oczywiście: to opowieść o nieszczęśliwym bohaterze, który wyrusza w długą podróż, daleko stąd znajduje mądrość i powraca do domu. W wielu kulturach na przestrzeni epok opowiadano podobne rzeczy, począwszy od hiszpańskiego „Don Kichota” przez chińską „Wędrówkę na zachód” i rzymskie „Metamorfozy” do greckiej „Odysei”.

„Miasto w chmurach” naniesione jest na specyficzne tło, na wydarzenia z różnych epok, niektóre historyczne, formacyjne dla całej cywilizacji zachodniej. Czemu wybrał pan akurat te?

Hm, to będzie długa odpowiedź! Moja poprzednia powieść, „Światło, którego nie widać”, mówiła o tym, jak w latach przed i w trakcie drugiej wojny światowej nabyta przez naszą rasę umiejętność wzmacniania i transmitowania głosu za pośrednictwem radia – z wykorzystaniem światła, którego nie możemy zobaczyć – na zawsze odmieniła proces dystrybucji informacji i pomogła wymordować dziesiątki milionów istot ludzkich. Książka osadzona jest między innymi w małym francuskim miasteczku Saint-Malo, którego stare miasto otoczone jest dwoma kilometrami jeszcze starszego muru. Pod koniec wojny, jak pewnie pan wie, mury te stanowiły niewielki segment ogromnego Wału Atlantyckiego Hitlera, fortyfikacji ciągnących się przez prawie cztery tysiące kilometrów, od czubka Norwegii do granicy francusko-hiszpańskiej.

Podczas tych paru lat pracy nad „Światłem…” sporo czytałem o murach obronnych i wielokrotnie w trakcie researchu natykałem się na wzmianki o murach Konstantynopola, które miały ponad sześć kilometrów i były prawdopodobnie szczytowym osiągnięciem techniki defensywnej średniowiecza. Przez ponad tysiąc lat odpierały ataki na bizantyjską stolicę i pozwoliły na zgromadzenie wewnątrz miasta niewyobrażalnych bogactw: bursztynu, futer, przypraw, niewolników, oliwy i, oczywiście, ksiąg.

Jako że „Światło…”  było opowieścią o tym, jak nowa technologia, radio, umożliwia wysłanie fal dźwiękowych przez ściany i naruszenie tym samym długotrwałych struktur władzy, zacząłem się zastanawiać, czy mój kolejny projekt również mógłby opowiadać historię o tym, jak nowa, przełomowa technologia – czyli proch strzelniczy – robi dokładnie to samo.

Przez jakiś czas powieść skupiała się wyłącznie na XV wieku: był to fascynujący czas, kiedy do Europy przybyły wielkie armaty, prasa drukarska i nowe narzędzia nawigacyjne. Zdecydowałem, że Anna, dziewczyna żyjąca za murami, odnajdzie ostatni egzemplarz bardzo starej księgi i stanie się, z pomocą Omeira, chłopca zza muru, jej protektorką.

Ale z czasem uświadomiłem sobie, że aby przydać dramatyzmu jej czynom, muszę zastosować tak zwany efekt motyla i pokazać, jaki wpływ na przyszłe pokolenia wywrze dwójka zwyczajnych ludzi decydujących się zaopiekować skromną księgą, której treść będzie odbijała się swoistym rykoszetem przez kolejne stulecia. Dlatego szukałem w następnych epokach i częściach świata zbieżności narodzin nowych technologii – jak proch strzelniczy i prasa drukarska w piętnastym wieku – które doprowadziły do pewnego przewrotu. Zastanawiałem się, w jakiej jeszcze epoce przeszliśmy tak daleko idące zmiany na polu techniki, że miały one wpływ na życie na całej Ziemi.

Teraźniejszość – czas, kiedy globalna gospodarka przyśpiesza dwukrotnie w ciągu zaledwie dziewiętnastu lat, kiedy rośnie temperatura na świecie i zapadają się całe ekosystemy – była oczywistym wyborem. Zdecydowałem się nanieść tę moją krainę z książki w książce na nasz czas, na mój rodzinny stan Idaho, gdzie mnóstwo Amerykanów przenosi się na dziewicze tereny. Ale podjąłem też dalsze ryzyko, pokazując, jak historia z owej książki wpływa na życie dziewczyny z nie tak dalekiej przyszłości, kiedy obietnica sztucznej inteligencji przecina się z groźbą chaosu klimatycznego. Dziewczyny, która skazana jest na spędzenie całego swojego życia na pokładzie międzygwiezdnej arki.

Lecz książki tak jak ludzie umierają. Umierają w pożarach lub podczas powodzi, zjadane przez owady i na życzenie
tyranów. Jeśli się ich nie strzeże, odchodzą z tego świata. A gdy książka znika ze świata, pamięć umiera po raz drugi.

Anthony Doerr, „Miasto w chmurach”

Mógłby pan opowiedzieć o researchu, jaki pan wykonał nie tylko po to, żeby opisać czasy, o których pan pisze, ale także odzwierciedlić panującą ówcześnie mentalność?

Dużo czytałem źródeł wtórnych, a także różne kroniki omawiające oblężenie z 1453 roku i ówczesny folklor, sięgałem także po dokumentację archeologiczną, wszystko, co wpadło mi w ręce. Szczególnie lubiłem pracować przy rozdziałach o Omeirze, uczyłem się o istotnej roli wołów w codziennym życiu i próbowałem sobie wyobrazić siebie w świecie, gdzie każde zdarzenie, od ulewnej burzy do narodzin cielaka, miało niemalże wymiar nadnaturalny.

I, rzecz jasna, byłem nieustająco zafascynowany faktem, że tak wielu mieszkańców Konstantynopola w latach pięćdziesiątych XV wieku święcie wierzyło, że czas ludzkiej rasy na Ziemi dobiega już końca.

Wydaje mi się, że do dzisiejszych czasów nie przetrwało żadne dzieło Diogenesa, i zastanawiam się, czemu akurat jego wybrał pan na swoistego duchowego przewodnika swoich bohaterów.

Miesiącami zastanawiałem się, jaki tekst, albo zachowany, albo zaginiony, mogłaby Anna ocalić z ruin biblioteki w Konstantynopolu. Na początku rozważałem rekonstrukcję komedii Arystofanesa, albo jakieś dzieło Menipposa, satyryka z III wieku przed naszą erą. Długo brałem także pod uwagę Kallimacha, którego uznaje się za autora zaginionej dziś księgi „Zbiór cudów z całego świata”. I przez jakiś czas był to nawet tytuł mojej książki!

A potem dowiedziałem się czegoś fascynującego: powieści, autentyczne powieści, czyli dłuższe historie prozą, pisano już w starożytności. Pięć greckich powieści przetrwało w całości do dziś i znamy tytuły przynajmniej dwudziestu innych. Od razu zwróciłem uwagę na jedną z nich, „Niesamowite cuda poza Thule” autorstwa Antoniusza Diogenesa, pisarza o podobnym imieniu do mojego.

Znamy jego prace jedynie z ocalałych fragmentów, które udało się odratować ze starożytnych egipskich wysypisk śmieci i z tego, co pisali jego czytelnicy, zanim same dzieła zaginęły. Ale z tego, co potrafimy stwierdzić, „Cuda…” brzmią jak coś, co mogliby napisać Borges albo Nabokov: są kwieciste, pełne energii i metafikcji. Wiemy, że powieść podzielona była na dwadzieścia cztery części, jedna na każdą literę greckiego alfabetu, a rozpoczynała ją przedmowa, w której Diogenes żartobliwie twierdził, że nie napisał tej książki, ale znalazł ją w starym grobowcu opatrzoną inskrypcją „Nieznajomy, kimkolwiek jesteś, otwórz i zetknij się z czymś, co cię zadziwi”. Wiemy też, że znajdowały się tam serie powiązanych ze sobą narracji o podróży dookoła świata, może nawet na księżyc – czyli byłaby to pierwsza powieść science fiction – i odnotowano, że Diogenesa intrygowała swoista gatunkowa żonglerka: mity, relacje z podróży, romanse, opowieści o duchach i traktaty historyczne.

Chciałem, żeby moja książka odzwierciedlała tę swobodę, dlatego wziąłem głęboki oddech i wymyśliłem te dwadzieścia cztery fragmenty powieści, które Diogenes mógłby napisać, po czym wplotłem kawałki wymyślonej, starej książki do swojej i pozwoliłem im krążyć przez całe stulecia, i w jakiś sposób, nareszcie, dotrzeć do moich bohaterów.

Chętnie usłyszałbym więcej o samej strukturze powieści, bo chyba tylko narracje Seymoura i Zeno są nielinearne. Czy zabieg ten miał służyć zwiększeniu dramatycznego napięcia?

Otwieram i zamykam powieść postacią Konstance, bo pełni ona funkcję swojego rodzaju detektywa pracującego z czytelnikiem, również chcącego zrozumieć historię tej osobliwej, starej księgi. Prędko też przedstawiam sytuację Zeno i Seymoura w bibliotece, bo chciałem wcześnie podkreślić fakt, że obaj tkwią w pułapce. Każda z postaci z tej książki w niej tkwi, w sensie dosłownym lub metaforycznym, i dzieło Diogenesa staje się dla nich sposobem na ucieczkę.

A odnośnie do tego, jak budowałem architekturę całej powieści – przygotowałem setki szkiców i map i rozłożyłem na kuchennym blacie mnóstwo wyciętych pasków papieru. Decyzja o kurczowym trzymaniu się liczby dwadzieścia cztery, czyli liczby ksiąg „Iliady” i „Odysei”, a także „Cudów…” Diogenesa, pomogła mi nadać jej określony kształt. Rozpisałem sobie litery od alfa do omega na kartce i zacząłem przyporządkowywać do nich historie postaci, jakbym zawieszał na karniszu różne kawałki materiału.

Przewróć stronę, przejdź się linijkami zdań, a wyłoni się z nich
pieśniarz i wyczaruje świat z barw i dźwięków w przestrzeni w twojej głowie.

Anthony Doerr, „Miasto w chmurach”

Swoją powieść zadedykował pan bibliotekarzom, co uważam za znaczący gest, bo często są to ludzie, których zwykliśmy ignorować, myśląc o własnych literackich podróżach, choć bywali oni niekiedy naszymi pierwszymi przewodnikami.

Moja mama była nauczycielką w szkole średniej i często pod koniec dnia podrzucała mnie i moich braci do biblioteki publicznej, aby mogła w spokoju oceniać klasówki albo skoczyć po zakupy. Najważniejsze, czego nauczyłem się od niej i od bibliotekarzy, którzy pomogli jej mnie wychować, było to, że zdobywanie wiedzy nie zaczyna i nie kończy się na szkole: każda chwila jest dla nas okazją, żeby zaspokajać ciekawość. I mam nadzieję, że ktokolwiek przeczyta „Miasto w chmurach”, przypomni mu ono o tym, że bibliotekarze to powiernicy kultury: strażnicy, protektorzy, kustosze i nauczyciele ludzkiej pamięci.

O autorze

Anthony Doerr to autor powieści „Światło, którego nie widać”, za którą otrzymał Nagrodę Pulitzera, Carnegie Medal i Alex Award. Jest również autorem zbiorów opowiadań „Memory Wall” oraz „The Shell Collector”, powieści „About Grace” i wspomnień „Four Seasons in Rome”. Jest laureatem m.in. O. Henry Prizes, Rome Prize, New York Public Library Young Lions Award, National Magazine Award, stypendium Guggenheima i Story Prize. Urodził się i wychował w Cleveland w stanie Ohio, teraz zaś mieszka w Boise w stanie Idaho z żoną i dwoma synami.

O książce

Anthony Doerr opowiada jak homerycki bard: z ogniem, pasją i wielkim talentem, udowadniając raz jeszcze najpiękniejszą prawdę ludzkości – to dzięki książkom stajemy się braćmi i siostrami, niezależnie od wszystkiego, co nas dzieli.
Joanna Bator

Piękna, magiczna książka. Jedna z tych, do których jako czytelnik chcę wracać, a jako pisarz – zazdroszczę.
Łukasz Orbitowski

Anthony Doerr napisał „Miasto w chmurach” z iście epickim rozmachem, tworząc wielowątkową, bogatą w szczegóły i tematycznie różnorodną powieść, której poszczególne wątki ostatecznie pięknie układają się w jedną całość.
Tomasz Radochoński, Nowalijki

Przeczytaj fragment powieści „Miasto w chmurach”:

Miasto w chmurach

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

 

Książka „Miasto w chmurach” jest już dostępna w sprzedaży

Artykuł sponsorowany


komentarze [3]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Wisienka  - awatar
Wisienka 25.08.2022 13:02
Czytelniczka

I weź tu człowieku daj radę... Następne dwie książki do kolejki. Ech...  I oczywiście znowu już bym chciała czytać. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Kamila  - awatar
Kamila 23.08.2022 16:54
Czytelniczka

Jestem ciekawa tej książki. Planuję czytać 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bartek Czartoryski - awatar
Bartek Czartoryski 23.08.2022 15:30
Tłumacz/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post