Bohaterkami powieści są cztery kobiety, każda z nich w innym wieku, z innymi doświadczeniami życiowymi. Łączą je powiązania rodzinne oraz wzloty i upadki miłosnych doświadczeń. Chess jest świeżo po zaręczynach, w trakcie przygotowań do ślubu. Pewnego dnia postanawia jednak, że ślubu nie będzie i bez podawania konkretnego powodu zrywa zaręczyny. Wszyscy wokół są pełni niepokoju, a najbardziej mama Chess – Birgie, która bardzo zaangażowała się w przygotowania przyjęcia weselnego. Decyzja jednak zapadła i odwrotu nie ma. W momencie, kiedy, wydawać by się mogło, nieszczęście sięgnęło dna, Chess dowiaduje się, że jej były narzeczony uległ nieszczęśliwemu wypadkowi i zmarł.

W tym momencie na ratunek rusza „rodzinna armia” – Birgie wraz ze swoją siostrą Indii oraz Tate, siostrą Chess. Cała czwórka postanawia uleczyć rany Chess na wyspie Tuckernuck, miejscu, które od lat należy do rodziny i jest przepełniony cudownymi wspomnieniami lat dziecinnych dziewczyn.

Wyspa niestety sama cudów nie zdziała, a jak się okazuje pomocy potrzebuje nie tylko Chess. Wszystkie kobiety skrywają głęboko ukryte żale i tajemnice, które z czasem wychodzą na światło dzienne.

Pozornie wydawać by się mogło, że powieść Elin Hilderbrand będzie banalną historią „o niczym” z bardzo przewidywalną fabułą. I faktycznie, nie wymagajmy od tej książki wielkich uniesień. Ja jednak, dzięki „pobytowi” na wyspie Tuckernuck, przeżyłam cudowne chwile w babskim gronie, które uzmysłowiły, jak wielkimi siłami są Kobieta, miłość i tęsknota. Rozmowa, brak tajemnic i otwarcie na problemy drugiego człowieka stają się tematem bardzo ważnym, pokazując, do jakich stanów może doprowadzić szufladkowanie problemów.

Urzekające opisy, perfekcyjnie skonstruowani bohaterowie, zabawne, a momentami bardzo mądre dialogi sprawiają, że książka zyskuje na wartości.
Warto wybrać się na wycieczkę na wyspę Tuckernuck, zdecydowanie!

Iwona Zaczek