rozwiń zwiń

Odczłowieczanie animacji – rozmawiamy ze Śledziem o „Tytusie, Romku i A’Tomku”

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
04.09.2022

Kajko i Kokosz już jakiś czas temu zawitali na Netflixa, a niedawno gruchnęła zapowiedź rychłej realizacji animowanego projektu z innymi legendami polskiego komiksu na pierwszym planie. Adaptacją „Tytusa, Romka i A’Tomka” zajmie się z grubsza ta sama ekipa, a stanowisko art directora przy obu produkcjach piastuje Michał Śledziński, autor kultowego „Osiedla Swoboda”. Ze Śledziem rozmawiamy o nadchodzącym filmie.

Odczłowieczanie animacji – rozmawiamy ze Śledziem o „Tytusie, Romku i A’Tomku”

Bartosz Czartoryski: Można pomyśleć, że realizacja „Tytusa, Romka i A’Tomka” jest niejako naturalnym krokiem po „Kajku i Kokoszu”, ale jak w ogóle do niej doszło?

Michał „Śledziu” Śledziński: Tak naprawdę? Nie mam pojęcia! Pomysł ten narodził się w głowie Eweliny Gordziejuk, szefowej EGo Film i producentki „Kajka i Kokosza”. Ewelina jest mniej więcej z mojego rocznika i załapała się na praktycznie te same rzeczy, na które ja się załapałem. I choć nie wiem, czy była tak samo komiksowa jak ja, Maciek Kur [scenarzysta – przyp. red.] czy Tomek Leśniak [reżyser – przyp. red.], to nawet jeśli ten komiks nie urzekł jej kiedyś, to na pewno urzekł ją teraz. Nie da się ukryć, że „Kajko i Kokosz” na bank mieli spory wpływ na to, że z czasem zainteresowała się także i „Tytusem”. Podejrzewam, że tak to poszło, że zaraziła się klasykami polskiego komiksu.

Powtarzasz imiona tych samych osób, z którymi robisz „Kajka i Kokosza”, co jest zapewne nieprzypadkowe, bo przez ten czas wyrobiliście sobie pewien model pracy i przydzieliliście sobie konkretne role. Dużo nauczyliście się podczas realizacji tamtego projektu, co pomoże zrobić „Tytusa, Romka i A’Tomka” lepiej, fajniej, zabawniej?

Oj, na pewno. „Kajko i Kokosz” to aż dwadzieścia sześć odcinków i jeśli to zliczyć, mamy ogromną ilość materiału, który stworzyliśmy w dość krótkim czasie. Dlatego był to dla nas chrzest bojowy, i to trudny. Pomimo tego, że mam doświadczenie z animacją, bo od 2013 roku byłem związany ze studiem Human Ark, robiłem dla nich „Tymka i Mistrza”, „Kacperiadę”, dużo reklam, cinematiki do gier, z czego część reżyserowałem, to „Kajko i Kokosz” podniósł poprzeczkę.

Miałem fundament, ale zmieniło się u mnie myślenie o reżyserii, o animacji, o tym, czego mogę się spodziewać po narzędziach, które otrzymuję. Musiałem powrócić do prostszego myślenia o danej scenie, bo przestawiłem się z animacji 3D na dwuwymiarową. Ale myślę, że „Kajko i Kokosz” byli z odcinka na odcinek coraz lepsi i ten trzeci sezon, który aktualnie przygotowujemy, to taka wisienka na torcie. Tych dwanaście odcinków jest świetnie zrealizowanych i w porównaniu do pierwszego sezonu to niebo a ziemia. Czyli tak, ta nauka się odbyła, na pewno. Cały nasz zespół dotarł się bardzo mocno, zdobyliśmy doświadczenie i liczę, że przełoży się to na „Tytusa”.

A ty, jako art director, jesteś generalnie odpowiedzialny za… wszystko, czyli sprawne działanie całego zespołu? Czy dobrze interpretuję twoją rolę?

Można tak powiedzieć, chociaż odpowiadam tak naprawdę wyłącznie za to, co zobaczymy na ekranie. Ale przy „Kajku i Kokoszu” uczestniczyłem także w konsultacjach scenariuszowych i rozmowach z reżyserami, byłem na wszystkich przejazdach dialogowych, bo jednak tekst jest związany z obrazkiem, a obrazek z tekstem, i to wszystko musi współgrać. Dlatego jako człowiek za ten obrazek odpowiedzialny, za to, jak ma się on prezentować, chciałem nawet uczestniczyć w tych spotkaniach. Mogłem wtedy określić, na co mogę sobie pozwolić w ramach konkretnej stylistyki, bo funkcję art directora pełniłem od szóstego odcinka, dlatego przyszedłem trochę na gotowe. Bardziej dbałem o spójność tego, co zostało wypracowane, z tym, co mieliśmy zrobić.

I kiedy zapytano, czy będę art directorem „Tytusa”, akurat przeglądałem stronę, na której ukazują się skany ze „Świata Młodych”, gdzie ukazywały się również komiksy z Tytusem. I nie tylko komiksy, bo on pojawiał się w różnych krzyżówkach, szaradach, to była swoista maskotka tej harcerskiej gazety. Byłem świeżo po lekturze paru takich rzeczy, zachwycałem się tymi wszystkimi błędami drukarskimi, przesunięciami, bo czasem jakiś kolor nie wszedł. Jak otrzymałem propozycję, to te obrazy mnie zaraz uderzyły, od razu. Na pierwszą prezentację, kiedy miałem pokazać, jak chciałbym to zrobić, powyciągałem ze „Świata Młodych” te wszystkie przecierki, rastry, typografię i powiedziałem: idźmy w tym kierunku, bo to jest fajne, mięsiste, geometryczne.

Podchodzicie do sprawy dość ambitnie, bo serial to jedno, film drugie, ale wy chcecie zrobić i serial, i film, i zastanawiam się, czy będą one ze sobą powiązane.

Jeszcze nie potrafię powiedzieć, znam jedynie kierunek, w jakim podążamy z filmem, ze scenariuszem, i na tym się skupiam. Być może trwają już jakieś rozmowy z Rafałem [Skarżyckim, scenarzystą – przyp. red.] albo z Maćkiem [Kurem – przyp. red.] na temat tych historii, ale nie mam o nich pojęcia. Lecz samo to, że film ma trafić do kin, wpływa na konstrukcję kadru, to nie mogą być gadające głowy na pierwszym planie, ten obrazek musi być szeroki, przestrzeń musi się fajnie wygiąć na krawędziach kadru. Nawet te pierwsze rzeczy, które rysujemy sobie w ramach rozgrzewki, tworzymy szeroko, to ma być fajna kamera.

A dlaczego sięgnęliście akurat po tę stosunkowo wczesną kreskę Papcia Chmiela, jeszcze z lat sześćdziesiątych? Pośrednio już odpowiedziałeś, mówiąc o skanach ze „Świata Młodych”, ale chętnie usłyszałbym coś więcej na temat stylu, który przyjęliście.

Cały nasz zespół wychował się na pierwszych księgach, granicą jest księga XVI, może XVII. Dla mnie była to ta, gdzie Tytusa uczłowieczano poprzez sztukę. Potem trochę straciłem zainteresowanie Tytusem, podczytywałem niektóre komiksy, ale do tego momentu strasznie się nimi jarałem. Przemawiało do mnie to, jak te postaci są skonstruowane, z prostych brył.

I utwierdziłem się w tym, kiedy przejrzałem sobie te stare skany, a podczas spotkania dotyczącego plastyki filmu okazało się, że to nie tylko moje zdanie. Poza tym to jest cholernie urocze, co tam się dzieje plastycznie, retro smaczek tego wszystkiego przywołuje wspomnienia kreskówek Hanny-Barbery, tego, co leciało na Cartoon Network, kiedy jeszcze ten kanał nie był po polsku. Uderzyło mnie kilka fal nostalgii, która przelała się chyba nie tylko przez moją głowę. Dlatego skupiliśmy się na tych pierwszych księgach.

Jak wyglądał proces wyboru materiału, który adaptujecie?

Wybór jest ograniczony prawami posiadanymi przez EGo Film, czyli dwudziestoma pięcioma księgami…

To i tak sporo!

Tak, to ogromna ilość materiału, tym bardziej że Papcio z czasem trochę inaczej te historie konstruował. Jako że komiksy szły do prasy, trzeba było na planszy zmieścić całe mnóstwo różnych rzeczy. Dlatego były one konstruowane w specyficzny sposób na planszy i wydają się bardzo gęste, dużo tam wątków, postaci, wszystkiego. Dopiero później Papcio przygotowywał swoje komiksy pod albumy. Miało to wpływ na to, jak były pisane, te pierwsze księgi to raczej bombardowanie czytelnika fajnymi rzeczami, a nie rozwijająca się stopniowo fabuła. Działało to wtedy i działa nadal, ale kiedy chcesz napisać na podstawie tego film, to musisz wybrać. Czyli pewnie wybierzemy kilka albumów, przegadamy, co zostało nam w pamięci, i wokół tego zbudujemy scenariusz. Ale na pewno będzie to klasyczna fabuła trójaktowa.

Zapewne parę rzeczy będziecie musieli uwspółcześnić?

Nie na siłę. Będziemy kierować ten film do młodszej publiki nastoletniej, która doskonale rozpoznaje, jak się do niej mówi fałszem. „Tytus” pozwala jednak na zabawę słowem, co było charakterystyczne dla Papcia, możemy wymyślać sobie nowe rzeczy, dzięki czemu możemy sobie pozwolić na pewien luz. Ale nie taki stetryczały, niekoniecznie będziemy odzwierciedlać, jak dzisiaj młodzież mówi. Mamy wentyl bezpieczeństwa, ale nie będziemy robić podchodów do młodzieży.

Pytam o to również dlatego, że księgi „Tytusa” miały mocny walor edukacyjny, niekiedy był to swoisty fundament danej historii, i zastawiam się, jak podejdziecie do tego aspektu.

To raczej pytanie do chłopaków, do scenarzystów, ale wydaje mi się, że „Tytus” nie może się jednak bez tego obyć, nawet jeśli potraktujemy ten walor edukacyjny z przymrużeniem oka. Niby coś tam powiemy, niby coś podsuniemy, ale nie będziemy na pewno niczego wbijać młotkiem.

Dobra, to na koniec: twój ulubiony komiks z Tytusem?

Zdecydowanie „Księga IX”, kiedy chłopaki są na Dzikim Zachodzie, kiedy wskakują prosto na srebrny ekran, są strzały znikąd, pułapki i zasadzki. To był mój pierwszy „Tytus” i pewnie mam do niego sentyment. Podobnie było z „Kajkiem i Kokoszem”, gdzie jako pierwszą przeczytałem „Szkołę latania” i do dzisiaj pozostaje ona moim ulubionym albumem.


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Lis 04.09.2022 23:06
Bibliotekarz

No czekam, czekam... nie zjeb... to znaczy nie zepsujcie tego  😎

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
czytamcałyczas 04.09.2022 18:02
Czytelnik

Poprawianie Papcia w imię poprawności politycznej,żenada 
 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bartek Czartoryski 04.09.2022 10:00
Tłumacz/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post