Nad jedną miską. Bezmięsne gotowanie less waste

Zuzanna Mądrzak Zuzanna Mądrzak
30.03.2023

„The Bowl Book” to efekt pandemicznej współpracy Nat Orce i Natalii Kusiak. Oprócz inspirujących przepisów na jednomiskowe dania ten pięknie wydany album zawiera imponujące kompendium wiedzy o gotowaniu, odżywianiu, oszczędzaniu i ograniczaniu marnowania żywności. W wywiadzie dla Lubimyczytać autorki opowiadają o swoich kulinarnych korzeniach, radości z gotowania i szacunku do jedzenia.

Nad jedną miską. Bezmięsne gotowanie less waste Materiały Wydawnictwa The Bowl Book

[Opis – Wydawnictwo Helenka] Nie daj się zwieść pozorom,

The Bowl Book nie jest zwykłą książką z przepisami na dania serwowane w miskach.
To przewodnik po świecie wegańskiej kuchni, który zarówno pomoże Ci rozpocząć przygodę z roślinnym gotowaniem w domu, jak i zainspiruje do eksperymentowania i tworzenia własnych receptur, obali kilka mitów i zasypie ciekawostkami o technikach gotowania i przechowywania żywności. Wśród praktycznych informacji, w albumie znajdą się opisy wegańskich produktów i ich zastosowanie, podpowiedzi na temat wyposażenia domowej kuchni i spiżarni oraz ciekawostki o zasadach zdrowego odżywiania.

Ponad 60 autorskich przepisów na owocowe i warzywne miski to ogromna baza wiedzy o diecie roślinnej, a także o prostym, szybkim, pożywnym gotowaniu i zrównoważonej konsumpcji.

To wszystko zilustrowane przepięknymi fotografiami i wydane w albumowej oprawie.

Zuzanna Mądrzak: Zacznę może trochę kontrowersyjnie. Nie jem mięsa od kilkunastu lat, znam Jadłonomię, Wegannerd i ErVegana, mam cały internet w zasięgu palca. Po co mi kolejna wege książka kucharska? Co wyróżnia „The Bowl Book”?

Nat Orce: Koncept na „The Bowl Book” powstał z głodu wiedzy praktycznej o gotowaniu. Ja nauczyłam się gotować dopiero w dorosłym życiu, nie wyniosłam tego z domu. A gdy załapałam, o co w tym wszystkim chodzi, zafascynowało mnie to. Spotykałam się jednak z wieloma osobami, które nie podzielały mojego entuzjazmu, „bo gotowanie jest trudne, żmudne, skomplikowane”. Brakowało mi takiej książki kucharskiej, która będzie miała wszystko – rzetelne informacje, proste i przystępne przepisy – a do tego byłaby po prostu apetyczna, cieszyła oko. Dlatego pierwsze 100 stron książki to skarbnica ciekawostek, technik, porad, dzięki którym gotowanie staje się łatwiejsze, bardziej oczywiste i wydajniejsze. Ta część zaspokoi potrzeby osób rozpoczynających zarówno przygodę kulinarną w domu, jak i z weganizmem. Przepisy z kolei są wszechstronne i otwarte, mają liczne wariacje i stanowią także źródło wiedzy o składnikach, sposobach przetwarzania żywności, oszczędzaniu czasu czy energii (własnej, jak i elektrycznej). Już cię przekonałam, czy mam wymieniać dalej?

Natalia Kusiak: Ja muszę też dodać kolejny argument: to przepięknie wydana książka, która będzie ozdobą każdej kuchni. Nat przepięknie sfotografowała wszystkie dania. Wnętrze książki jest niezwykle żywe, kolorowe. Samo przeglądanie jej to niesamowita przyjemność i mam nadzieję inspiracja do spróbowania roślinnej kuchni. Od początku pracy nad tym projektem wiedziałyśmy, że chcemy też podzielić się ideą przygotowywania posiłków w formie bowli, gdzie konkretne składniki można ze sobą zestawiać zgodnie z własnymi preferencjami czy stanem lodówki. Ta metoda, którą same praktykujemy w naszych kuchniach, wytrąca też z ręki argument braku odpowiednich składników do przygotowania zdrowego posiłku.

Pomysł na książkę zrodził się w trakcie pandemii. Czy czas lockdownów wiązał się dla was z jakimiś szczególnymi wyzwaniami kulinarnymi, które przyczyniły się do powstania „The Bowl Book”?

NO: Obie jesteśmy podróżniczkami i fankami gastrowakacji (mówiąc inaczej, testowania jak największej liczby nowych smaków i podjadania lokalnych dań). Gdy podróże nagle nie były możliwe, a restauracje zamknięto, zostałyśmy „zmuszone” do gotowania dla siebie codziennie. Nuda i dużo czasu wolnego spowodowały, że obie zaczęłyśmy więcej eksperymentować w kuchni. Dla mnie był to powrót do gotowania od czasu zamknięcia mojej restauracji i projektu Urban Dinner, czyli biletowanych, kameralnych kolacji. Wyciągnęłam wiele wniosków z tych przedsięwzięć i uprościłam do maksimum mój sposób przygotowywania posiłków, aby nadal czuć radość z gotowania, ale też nie popaść w powtarzalność, monotonię smaków.

NK: Myślę, że w przypadku tej historii możemy bardziej mówić o niespotykanych wcześniej okazjach niż specjalnych wyzwaniach. To był czas, kiedy obie, normalnie realizujące 15 różnych projektów równocześnie, w końcu miałyśmy czas, aby codziennie gotować, eksperymentować w kuchni i wymieniać się uwagami. Poniekąd to dzięki pandemii powstała ta książka.

Jak się łączy doświadczenia i preferencje kulinarne dwóch osób w jedną książkę kucharską? Miałyście momenty, w których ktoś rzucał, na przykład, „no chyba żartujesz”?

NO: Mnie osobiście zaskoczyło, jak gładko nam poszła ta współpraca! Nie należę do „łatwych” osób, a nie miałyśmy żadnego konfliktu. Kuchnia łagodzi obyczaje!

W jakim stopniu to, co można znaleźć w Bowl Book, wyniosłyście z domu? W waszych rodzinach gotowało się świadomie i odważnie?

NK: Obie mamy bardzo podobną historię. Nauczyłyśmy się gotować same, dopiero jako dorosłe kobiety. W moim rodzinnym domu gotowało się raczej mięsnie, jakość składników nie była priorytetem, ale mimo wszystko z pewnym wzruszeniem wspominam rodzinne posiłki. Obie dotarłyśmy do takiego momentu w życiu, w którym podjęłyśmy decyzję, że chcemy nauczyć się przygotowywać coś więcej niż tosty z serem, i obie metodą prób i błędów doszłyśmy do miejsca, w którym jesteśmy dzisiaj. W książce jest kilka przepisów inspirowanych wspomnieniem tradycyjnej polskiej kuchni, gdzie przypominamy sobie trochę smaki dzieciństwa, ale tym razem w nowym, zdrowym wydaniu. Wydaje mi się, że to jedyny most między tym, jak jadło się w naszych rodzinnych domach, a tym, jak my jemy i gotujemy dzisiaj.

We wstępie do książki pada takie zdanie: „jeśli gotowanie ma być przyjemne i praktyczne, to warto unikać rygorystycznego podejścia na rzecz intuicji”. Naszła mnie refleksja, że to jest coś, o czym mówią pokolenia od millenialsów wzwyż. Nasze matki i babcie (bo, nie oszukujmy się, rzadko ojcowie i dziadkowie) gotowały tak po prostu, zazwyczaj z tego, co akurat było pod ręką, w sezonie, dawniej też w sklepach. Macie czasem wrażenie, że powstała jakaś luka w naturalnych umiejętnościach? Że młodsze osoby częściej traktują samodzielne gotowanie jak jakiś skomplikowany proces, wiedzę tajemną, grubsze przedsięwzięcie?

NO: Postęp i pośpiech wprawiły nas w permanentny stan poczucia braku czasu. Moja mama, i jak się domyślam nie ona jedyna, przedstawiała gotowanie jako ciężar, niechciany obowiązek. Wychodząc z założenia, że do gotowania trzeba się zmusić, trudno o pasję i frajdę z karmienia siebie, a co dopiero całej rodziny. Wszystko to razem wzięte spowodowało, że mało kto z naszego pokolenia wyniósł z domu rodzinne przepisy czy wiedzę o gotowaniu. Teraz jednak, podobnie jak w innych dziedzinach życia, zaczynamy wracać do tradycji, życia w zgodzie z naturą, lokalnie, wolniej i świadomiej. A co za tym idzie coraz częściej otwieramy się na słuchanie intuicji. I nie mówię tu o tym, że właśnie w tym momencie mamy smaka na pizzę. Ale na przykład słuchamy, gdy ciało podpowiada, że potrzebuje wody (chociażby zwykła suchość w ustach, ból głowy czy suchość skóry), kwasów omega (apetyt na ryby) czy lekkiego jedzenia (niestrawność).

Jaki macie stosunek do wegańskich zamienników mięsa? Nadal często pojawia się w dyskusjach argument, że mogą sobie być, ale niech nie nazywają się tak samo, jak mięsne oryginały. Pamiętam też taki żart krążący przez wiele lat, że na grupach o diecie roślinnej zawsze znajdzie się ktoś, kto podważy zasadność istnienia gotowych produktów hasłem: „można to sobie zrobić w domu z fasoli”.

NK: Hm… to nie jest dla mnie taki czarno-biały temat, bo uzależniony jest od wielu czynników. Ja staram się jeść jak najmniej przetworzone produkty. Zdecydowanie szybciej sięgnę po tofu czy tempeh niż po produkt z kategorii beyond meat. Niemniej jednak z perspektywy propagowania diety roślinnej czym więcej wegańskich alternatyw znajdziemy w sklepach, tym ten proces zmiany diety będzie łatwiejszy dla innych.

Jak wspominacie swoje początki ograniczania mięsa w diecie? Ja pamiętam, że kiedy zaczynałam życie wege na początku lat 2000, w sklepach można było kupić gulasz w proszku z kostką sojową i parówki sojowe w puszce – i to był totalny hit, chociaż parówki miały konsystencję plasteliny. Przepisów na bezmięsne dania szukało się na forum puszka.pl, i szczerze, daleko im było do tego, jak wygląda roślinne gotowanie w 2023 roku.

NO: Mmm, parówki z puszki brzmią nie najsmaczniej. Ominęło mnie to, a tak naprawdę to ominęło mnie wszystko. Przeszłam na wegetarianizm jako nastolatka i nie miałam bladego pojęcia, jak to się je. Nie byłam wielką fanką warzyw, w domu zawsze było mięso na obiad, więc zostawały mi takie produkty jak mleko z płatkami, kanapki z serem i pyzy ze śliwkami. Moja mama nie miała pojęcia, co dla mnie gotować, jadłam, co popadnie, i niestety skończyło się to pogorszeniem stanu zdrowia – do dziś zbieram żniwo tej diety pszenno-owocowej. Dopiero podróż na Sri Lankę w 2013 roku zainspirowała mnie do rozszerzenia diety i gotowania, zabawy w kuchni. Równolegle na mapie Warszawy zaczęły się pojawiać coraz to nowsze wege knajpy, a asortyment sklepów zaczął się powiększać.

NK: Ja z kolei wyłączyłam mięso z diety jakieś 8–10 lat temu i tak jak wspomina Nat, to były już czasy, kiedy dostępne było praktycznie wszystko, co nam się zamarzy. Prężnie działały w Warszawie restauracje serwujące wegańskie menu. Dla mnie był to bardzo komfortowy proces. Mogę sobie tylko wyobrazić, że z roku na rok będzie to coraz łatwiejsze.

Piszecie, że ważna jest dla was ideologia less waste. Co to dla was znaczy i dlaczego jest tak istotne? Czy wiąże się na co dzień z jakimiś wyzwaniami, wyrzeczeniami?

NO: Mam silne poczucie odpowiedzialności podczas zakupów i przygotowywania posiłków. Moim priorytetem jest niemarnowanie jedzenia i szanowanie jego wartości. To cenny dar naszej planety, którą niestety nadmiernie eksploatujemy. Stąd też w „The Bowl Book”, podobnie jak w mojej kuchni, chciałam położyć nacisk na oszczędzanie – czasu, pieniędzy i odpadów. Podpowiadamy, jakie dania możemy przygotować razem, np. piekąc warzywa w piekarniku do dwóch przepisów, oraz namawiamy, by wykorzystywać niektóre warzywa bez obierania ich. Napisałyśmy także rozdział o tym, jak przechowywać jedzenie, aby nie psuło się szybko, i jak rozpoznać, czy warzywa i owoce, które kupujemy, są świeże – a zatem nie trzeba będzie ich wyrzucić, zanim zdążymy coś z nich ugotować.

Macie swój ulubiony przepis z książki?

NO: Dla mnie to vegan porn – chlebek bananowy z lodami bananowymi i masłem orzechowym oraz polewą karmelową z miso.

NK: Ja mam kilku faworytów, w zależności od okazji. Kiedy chcę się przed kimś popisać, robię mininaleśniki bananowe, które podane z owocami wyglądają jak wyciągnięte z Pinteresta. Teraz, po powrocie do Polski, w kółko gotuję zupy, moja ulubiona to chyba rozgrzewająca koreańska. A kiedy zapraszam kogoś na obiad, to moim pewniakiem jest zawsze pieczony bowl.

Co jest dla was najważniejsze podczas gotowania?

NK: Nie wiem, czy to odpowiedź godna autorki książki kucharskiej, ale dla mnie dzisiaj najważniejsze jest to, aby proces przygotowywania posiłku był lekki, przyjemny i dawał mi satysfakcję. Moje życie jest szybkie, intensywne. Chcę zdrowo jeść, chcę gotować, ale to, jak to robię, musi pasować do mojego trybu życia, nie na odwrót.

O autorkach

Natalia Kusiak

@nataliakusiak

Trudno mi opisać to, czym się zajmuję jednym słowem. Przez 4 lata pracowałam na etacie w domu produkcyjnym, w weekendy zarywałam nocki grając jako kobiecy kolektyw DJski na imprezach w całej Polsce – w tym na Openerze. W 2018 r. zakochałam się, rzuciłam wszystko i zaczęłam podróżować, spełniłam swoje marzenia o życiu na walizkach. Interesuję się literaturą, sportem i kuchnią. Współtworzę projekt „Żeby się Chciało”, który łączy sport i medytacje oraz publikuję podcasty „Pierwsza randka" i „Telefon do przyjaciela".

Nat Orce

@nataboutfood

Od nastoletnich lat zajmowałam się fotografią, ale moje serce nieustannie wołało do sprawdzania się i eksplorowania innych pasjonujących mnie dziedzin. Po drodze do napisania The Bowl Book zrealizowałam jeszcze wiele projektów, m.in. tworzyłam markę odzieżową „Charlotte Rouge” i prowadziłam wegańską kawiarnię. To jednak podróżowanie, gotowanie oraz fotografowanie ludzi, natury czy jedzenia sprawia, że czuję się spełniona.

Książka „The Bowl Book” jest dostępna w sprzedaży.

---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [5]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
twujstary8  - awatar
twujstary8 31.03.2023 15:54
Czytelnik

Ogółem to jak robicie jakieś danie ze wszystkiego wrzuconego do jednego garnka to polecam zagęścić pod sam koniec masłem orzechowym, jest fajna konsystencja, pasuje do wszystkiego, nie ograniczy wchłaniania żelaza jak zagęszczanie śmietaną (bo zawiera mało wapnia), dodatkowe kalorie i białko

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Patmol  - awatar
Patmol 04.04.2023 07:51
Czytelnik

Prościej chyba zagęścić płatkami owsianymi dosypanymi pod koniec gotowania? Staram się nie jeśc nabiału, z różnym skutkiem, więc zagęszczanie śmietana u mnie odpada. A masła orzechowego nie robię.  Orzechy oczywiście -ale zwyczajnie z owocami czy warzywami w smoothie. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
twujstary8  - awatar
twujstary8 04.04.2023 10:05
Czytelnik

Tego akurat nie próbowałem, ale zobaczę co z tego wyjdzie

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Gosia_7  - awatar
Gosia_7 31.03.2023 15:51
Czytelniczka

  To zdecydowanie moja bajka! Jestem wegetarianką od wielu lat i ciągle poszukuję nowych pomysłów i inspiracji. Cieszę się, że ta książka powstała.  😀   

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Zuzanna Mądrzak - awatar
Zuzanna Mądrzak 30.03.2023 15:30
Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post