Moje bieguny: wywiad z Markiem Kamińskim

Sonia  Miniewicz Sonia Miniewicz
14.11.2022

W ciągu roku zdobył dwa bieguny Ziemi, a swoje liczne podróże opisał w książkach, które z miejsca stają się bestsellerami. Z Markiem Kamińskim, autorem wznowionych właśnie „Moich biegunów”, rozmawiamy między innymi o tym, skąd czerpać motywację, jak wychodzić ze strefy komfortu i o czym należy pamiętać, przygotowując się do wyprawy – a także podczas niej.

Moje bieguny: wywiad z Markiem Kamińskim Materiały wydawnictwa

[Opis wydawcy]  „Moje bieguny”, wydane po raz pierwszy w 1998 roku, to surowe zapisy z dzienników Marka Kamińskiego - pierwszego człowieka w historii, który zdobył oba bieguny Ziemi w tym samym roku bez pomocy z zewnątrz. Były uhonorowane Nagrodą Artusa w kategorii Najlepsza Książka Roku 1998 i Nagrodą Bursztynowego Motyla im. Arkadego Fidlera za najlepszą polską książkę o tematyce podróżniczej i krajoznawczej.

Niniejsze wydanie wzbogacono o zapiski z podróży na „trzeci biegun” - Santiago de Compostela - różniącej się od poprzednich wypraw bogactwem miejsc i ludzi przewijających się w niej jak w kalejdoskopie.

„Moje bieguny” to nie tylko książka podróżnicza. Zaczynając od Spitsbergenu, a kończąc na przylądku Finisterre, poznajemy wewnętrzną narrację towarzyszącą wędrówkom - nie tylko tym geograficznym ciągnącym się tysiące kilometrów, ale i metafizycznym w poszukiwaniu motywacji, sensu życia i działania. Poznajemy wewnętrzne dialogi człowieka pokonującego zmęczenie i ból, odnajdującego wciąż na nowo siły, by iść dalej, zachowującego w sobie głęboką miłość do świata i ludzi.

Sonia Miniewicz: W komentarzach i recenzjach czytelników często pojawia się spostrzeżenie, że pana książki – w tym również „Moje bieguny” – to nie tylko doskonałe dzienniki z podróży, ale i jedne z najlepszych pozycji motywacyjnych. Dają nadzieję, otwierają horyzonty, mobilizują, pokazują, że warto ryzykować i spełniać marzenia. Spodziewał się pan kiedyś, że stanie się wzorem dla tak wielu osób? Zapewne dodaje to panu skrzydeł, ale czy sprawia też, że czuje pan na swych barkach większą odpowiedzialność?

Marek Kamiński: Na pewno się tego nie spodziewałem. Dzienniki pisałem przede wszystkim dla siebie, żeby zrzucić z siebie traumy drogi, ciężkie sytuacje, zagrożenia, ale przede wszystkim traktowałem ich pisanie jako ćwiczenia uwalniające umysł.

Bardzo ciężko jest wywrzeć wpływ na czytelnika, ale także na siebie. Gdybym myślał tylko o czytelnikach, nie byłbym autentyczny. Myślę, że to, co zadziałało – to taka prawda, która była w tych dziennikach zawarta. Ona się uwalnia, kiedy nie ma presji pisania na zamówienie, z myślą o tym, że słowa będą opublikowane. Przede wszystkim myślę o tym, że kiedy coś napiszę, powinno to działać na mnie samego. Gdybym sam w to nie wierzył, to jak mogliby uwierzyć w to inni?

Staram się nie czuć specjalnego ciężaru odpowiedzialności – tak naprawdę nie muszę pisać. Mogę. Mogę pisać, kiedy mam coś do powiedzenia, a nie dlatego, że ludzie tego oczekują. Człowiek nie zawsze ma coś do powiedzenia, pisanie wymaga szczerości wobec siebie samego.

Nie czuję się wzorem, raczej inspiracją. Pisałem o wzorze w mojej książce „Wyprawa” – bycie na wzór nie jest dobre. „Nie proponowałbym nikomu pomysłu na życie polegającego na naśladowaniu innych. To prawda, ludzie, którzy coś osiągnęli, mogą nas inspirować, ale nie miałoby żadnego sensu powtarzanie ich dokonań”. Wolałbym być raczej drabiną, po której ktoś wchodzi i którą można potem odrzucić. Pojęcie wzoru zakłada, że dąży się do bycia takim samym. To błędne założenie – życie cały czas idzie do przodu, życie potrzebuje nie wzoru, a inspiracji.

Sam też nigdy nie starałem się być taki jak moi bohaterowie. Starałem się nimi inspirować, ale bardziej robić coś po swojemu niż powtarzać, kopiować.

Żyjemy w świecie pełnym bodźców, nieustannego hałasu. Często boimy się słuchać siebie, zmierzyć się ze swoimi myślami. Jak udało się panu znaleźć w sobie taki spokój i wewnętrzną siłę, aby podczas podróży umieć być sam ze sobą i czerpać z tego przyjemność?

Myślę, że kluczem do nauczenia się siebie są trudności. Przeważnie kiedy człowiek mierzy się z trudnościami, to jest po prostu sam. Spotkałem i poznałem siebie przez samotność, przez problemy, z którymi się zmierzyłem, przez te wyprawy, w których brałem udział w pojedynkę. W dużej mierze również dzięki książkom udało mi się spotkać samego siebie – pierwszy raz wtedy, kiedy jako dziecko spędziłem dużo czasu sam w szpitalu bez rodziców. Przebywałem sam ze swoimi myślami, marzeniami. Można powiedzieć, że spotkałem się sam ze sobą dość szybko. Nie musiałem się tego uczyć podczas wypraw, bo nauczyłem się tego już wcześniej.

Podróżowanie to nie tylko przekraczanie granic w naszej głowie, ale również tych fizycznych. Wyprawy, na które się pan udaje, są wymagające i wyczerpujące. Jak wyglądają pańskie przygotowania do kolejnych podróży?

To oczywiście zależy od podróży. Staram się przede wszystkim dużo myśleć o różnych scenariuszach, budować te scenariusze i potem trenować trudne fragmenty przyszłych wypraw. Dużo myślę o tym, jakie są warianty, jak to zrobić najlepiej. Przygotowuję się też fizycznie. Myślę, że dzięki aktywności fizycznej można oczyszczać ciało i umysł.

Zawsze studiuję też przypadki innych wypraw i tego, co się podczas nich działo, żeby wyciągnąć wnioski dla siebie. Staram się uczyć z doświadczenia innych. Bardzo ważne są też rozmowy z innymi ludźmi. Dużo rozmawiam z przyjaciółmi, staram się też angażować zespół, który stanowi dla mnie wsparcie.

W moim przypadku kluczem jest wizualizacja – staram się wiele razy zwizualizować całą podróż i to mi daje materiał do przygotowań. Pozwala zauważyć konkretne problemy i miejsca, w których mi czegoś brakuje, do których muszę się jeszcze przygotować.

Zobaczyłem jak na dłoni to, co wiedziałem od dawna. Ziemia to nie tylko bieguny, jest na niej nieskończenie wiele światów, które stwarzane są przez nasze marzenia. Biegunów jest tak wiele, jak wielu jest ludzi na świecie

Pokazuje pan innym, że można wyjść ze strefy komfortu, odważnie wkraczać na nowe szlaki, stawiać czoła własnym lękom. Jak jednak nauczyć się mierzyć siły na zamiary, by nie porwać się na coś, co nas przerasta, nie dopuścić do tragedii?

Tutaj znów wrócę do kwestii wizualizacji. Staram się zobaczyć oczyma wyobraźni konkretne sytuacje, bo to mi daje obraz niebezpieczeństw, z którymi się wiążą. Z drugiej strony nie wszystko możemy przewidzieć – starajmy się więc być czujni tu i teraz. Gdybyśmy tylko robili rzeczy pewne – nigdy nie moglibyśmy przekroczyć samego siebie i nie mielibyśmy szans na rozwój.

Podczas wypraw staram się stawiać pewne granice, czuję, że one są, odpowiadam sobie na pytanie, czy mogę jeszcze iść dalej. Zauważyłem jednak, że często te granice są tak naprawdę w naszej głowie. W zewnętrznym świecie nie ma ich tak dużo, ale oczywiście te, które są, wymagają respektu i przygotowania. Uważam, że prawie wszystko, co możemy sobie wyobrazić, możemy zrealizować – to jest raczej kwestia czasu. Nie zawsze jesteśmy do wyzwań gotowi od razu – nieraz musimy poświęcić czas i energię na zdobycie niezbędnych kompetencji i umiejętności, których wymaga osiągnięcie naszego celu.

Dodam, że nie jestem zwolennikiem bardzo małych kroków, zaplanowanie zdobycia bieguna wymaga rozmachu w myśleniu i działaniu. Jestem natomiast zwolennikiem przygotowań, które mogą nas uchronić od niebezpieczeństw.

Podróżować zaczął pan już jako młody chłopak – w wieku piętnastu lat popłynął pan sam do Afryki. Jak przed laty pana bliscy i przyjaciele reagowali na te szalone pomysły? Jak teraz pana rodzina znosi rozłąkę?

Zawsze starałem się myśleć praktycznie. Jeżeli widziałem, że przekonanie bliskich jest konieczne do sukcesu, szukałem na to sposobów. Przyjaciele raczej nie wierzyli w moje pomysły i plany, często mnie wyśmiewali i sądzili, że to bez sensu. Nie warto było ich przekonywać, to, co robiłem, robiłem więc pomimo ich powątpiewań. Większym wyzwaniem była moja rodzina. Starałem się widzieć cały proces – przekonanie rodziców stanowiło tak naprawdę część wyprawy (tak jak później przekonanie sponsorów). Przez wizualizację całości wyprawy starałem się te problemy rozwiązywać wcześniej. Zrozumiałem, że dla rodziców najważniejsze jest moje bezpieczeństwo. Zatem starałem się ich przekonać, że będę bezpieczny. Trzeba pamiętać, że wyprawa to nie jest tylko wejście na pokład statku i dopłynięcie do brzegu, to jest cały proces od początku, od podjęcia decyzji, od zgromadzenia pieniędzy, aż do końca. To było dla mnie właśnie część procesu – czytałem książki psychologiczne, starałem się po prostu poznać zagadnienie i rozwiązać problem przekonania rodziców, że mogę popłynąć. Popłynąłem, więc rozwiązanie okazało się skuteczne.

Jeżeli chodzi o rozłąkę z moją rodziną teraz, kiedy jestem mężem i ojcem, to w zasadzie nigdy nie były to zbyt długie okresy. Trwały na przykład miesiąc. Ostatnia moja długa wyprawa to były cztery miesiące w drodze, ale przyleciała do mnie po drodze moja córka. Dziś staram się raczej podróżować z rodziną, a te największe wyprawy, które wymagały długiej nieobecności, miały miejsce zanim założyłem rodzinę.

Czy nadal każda podróż czegoś pana uczy, odciska swoje piętno, zmienia sposób patrzenia na świat i siebie? Wraca pan z tych wypraw jako inny człowiek?

Absolutnie tak. Myślę, że każda droga zmienia. Ja staram się wybierać takie drogi, które właśnie najwięcej mnie uczą. Więc absolutnie każdy wyjazd, każde spotkanie z drugim człowiekiem, z innym światem, czegoś uczy, rozszerza mój świat, ciągle. Zawsze.

Ostatnio coraz częściej mówi się o negatywnym wpływie podróżowania na środowisko: o zanieczyszczeniach, śladzie węglowym, niszczonej przez ludzi przyrodzie. Wspominał pan, że kontakt z naturą jest dla pana ważny – jakich zasad powinniśmy zatem przestrzegać, by jak najmniej ingerować w naturę?

Człowiek jest częścią natury, więc na pewno powinniśmy uważać. Przeżyłem wiele wypraw, uważając, żeby nie zostawiać za sobą śladu (no trace expedition). Kiedy szedłem przez Antarktydę, przez Arktykę – niosłem ze sobą wszystkie śmieci, nie zostawiałem ich po drodze. Na co dzień myślę też o tym, ile ja sam produkuję śmieci, i staram się zostawiać ich po sobie jak najmniej. To jest podstawowa zasada. Natomiast pamiętajmy, że naszego wpływu na środowisko nie da się zredukować do zera. Samo oddychanie powietrzem produkuje CO2, życie samo w sobie zmienia środowisko. Dążę raczej do harmonii niż do tego, żeby wyzerować nasz wpływ, bo to niemożliwe. Jestem też wrogiem nadmiernego perfekcjonizmu – historia wielokrotnie negatywnie zweryfikowała trendy uznawane kiedyś za pewniki. Trendy się zmieniają, zmienia się nasza wiedza – staram się podejść do zagadnienia praktycznie. Rzeczywiście żyć tak, żeby wpływu na środowisko wywierać jak najmniej, nie będąc przy tym fundamentalistą i nie narzucając niczego innym.

Najdłuższą drogą na świecie jest ścieżka od własnego umysłu do serca. Ta sama siła, która prowadzi do poszukiwania czegoś większego niż ja na krańcach świata, może prowadzić nas w głąb siebie, sensu, miłości.

Co pan czuje, obserwując sytuację na świecie? Ludzie zagarniają coraz większą przestrzeń, mamy kryzys klimatyczny. Nie boi się pan, że za jakiś czas nie będzie już żadnych dzikich i niedostępnych miejsc do zdobycia?

Przede wszystkim – nie jestem tylko podróżnikiem. To nie jest tak, że patrzę na życie wyłącznie przez pryzmat podróży i kolejnych miejsc do zdobycia, w ogóle w ten sposób nie myślę o świecie. Bardziej zastanawiam się nad tym, w jaki sposób przetrwa człowiek. To ludzkość, tworząc cywilizację, zagarnia coraz większą przestrzeń dla siebie, często odcinając się od natury, i może sama się w sobie zapaść. Tak jak zapadły się i ginęły imperia – pod wpływem własnego ciężaru. Podobnie może być z cywilizacją. To wcale nie jest tak, że możemy podbić naturę, wręcz przeciwnie. Podbijając naturę, podbijamy siebie, niszczymy swoje korzenie. Życie i świat nie są areną, na której zdobywam, staram się bardziej myśleć o życiu jako przestrzeni do poszukiwania i tworzenia sensu. A to nie wymaga podróży w niedostępne obszary. To jest jeden z możliwych wariantów, w tych obszarach rzeczywiście nietkniętych przez cywilizację możemy bardziej poczuć siebie, ale mamy do tego dostęp również bez konieczności wyruszenia fizycznie w podróż. Jeżeli więc widzę zagrożenie, to właśnie tutaj – w tym, że człowiek zapadnie się pod swoim ciężarem w wyniku niszczenia świata. To, że nie będzie już czego zdobywać, wydaje się najmniejszym problemem.

W 1996 roku założył pan Fundację Marka Kamińskiego wspierającą rozwój dzieci i młodzieży, opracował pan Metodę Biegun, a ostatnio zaangażował się w projekt LifePlan Expedition. Pana działalność społeczno-edukacyjna pochłania zapewne mnóstwo czasu i energii. Jak łączy pan to z kolejnymi wyprawami? Nad jakimi projektami pracuje pan obecnie?

Teraz pracuję głównie nad projektami LifePlan Academy i Kamiński Academy. Największym wyzwaniem dzisiaj jest wzmacnianie odporności psychicznej młodzieży, dorosłych, biznesów. Aplikacja, którą stworzyłem – LifePlan App, oraz program Power4Resilience służą właśnie temu celowi. Chcemy dostarczać nasze narzędzia do organizacji – do bibliotek, domów kultury, firm. Ale ponieważ odporność psychiczna to bardzo istotna dla wszystkich kompetencja w dzisiejszych niepewnych czasach – mamy gotowe rozwiązania także do pracy indywidualnej. Szkolenia online oraz LifePlan App pozwalają na indywidualną pracę ze swoimi celami i wyzwaniami.

Tak więc budowanie odporności psychicznej to jest moja aktualna wyprawa. Do zdobycia mam milion biegunów – czyli milion ludzi, którzy skorzystaliby z Metody Biegun do osiągania własnych celów, głównie właśnie budowania odporności psychicznej oraz innych nowoczesnych power skills – kompetencji, które dają moc do życia, do sensownego życia.

Organizujemy również Marsze Mocy – najbliższa, pomorska edycja odbędzie się w styczniu przyszłego roku. To jest kolejna moja wyprawa.

Możliwe, że kolejną zorganizowaną wyprawą będzie wyprawa z Jaśkiem Melą – być może na Grenlandię, być może przejdziemy wzdłuż Wisły, w megamarszu mocy od jej źródeł do ujścia.

Rzeczywiście dużo się dzieje i pogodzenie wszystkich projektów wymaga skupienia i zaangażowania, ale wierzę, że warto. Zdobywanie świata w połączeniu z wpływem na innych ludzi jest dla mnie dużo ważniejsze niż wyprawy w pojedynkę.

Stale wyznacza pan sobie nowe cele, chce się pan rozwijać, jest żądny kolejnych wyzwań. Ma pan też w planach kolejne podróże. W jakim kierunku teraz zamierza się pan udać?

Nie jestem żądny kolejnych wyzwań, raczej te wyzwania przynosi mi życie na bieżąco. Moje wyzwania to pisanie sensownych książek, programy i wyprawy, o których wspomniałem powyżej. Najbardziej chcę zdobyć tych milion biegunów przez zmianę na lepsze życia innych.

Zachęcam do pobrania aplikacji Lifeplan App, zachęcam do książki „Moje bieguny”, która zmieniła życie wielu ludzi, a także do programu Power4resilience. W grudniu nakładem wydawnictwa Makami ukaże się też praktyczny poradnik osiągania celów z przestrzenią do pracy własnej – Power4Start.

Zapraszam was również do kontaktu – napiszcie do mnie, jeżeli macie uwagi do tego wywiadu, jeśli skłonił was do przemyśleń.

Świat nie robi sobie nic z naszych rozterek i cierpień, dał nam to, co akurat jest pod ręką i tylko od nas samych zależy wybór drogi i tego, co chcemy zrobić ze swoim życiem. 

O autorze

Marek Kamiński — polski polarnik, przedsiębiorca, filozof, coach, atuor oraz współautor 20 książek. 
Jeden z najsłynniejszych polskich podróżników, jako pierwszy dotarł do obu biegunów Ziemi w ciągu roku kalendarzowego, bez pomocy z zewnątrz, za co został wpisany do księgi rekordów Guinessa. Jego teksty, filmy, webinary i programy rozwojowe inspirują setki tysięcy ludzi na całym świecie.
Jest założycielem Kaminski Academy, gdzie rozwija warsztaty i programy motywacyjne z wykorzystaniem Metody Biegun oraz filozofii Power4Change. Jego programy dostarczają narzędzi do rozwoju odporności psychicznej u dzieci, dorosłych i organizacji. 

Książka „Moje bieguny” jest dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany


komentarze [2]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
AINA  - awatar
AINA 16.11.2022 17:30
Czytelniczka

#10 23 1 4 14 12#17 18 12 7#20 4 31 7 23 18 12 16#3 7 31 22 20 6 24 25 1 28 18 12 7#

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Sonia  Miniewicz - awatar
Sonia 14.11.2022 10:30
Redaktorka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post