rozwiń zwiń

Gdzie nie sięga wzrok. Anna Kańtoch o „Samotni”

Ewa Cieślik Ewa Cieślik
26.04.2023

„Bywały momenty, gdy tak się wciągałam w perspektywę bohatera, że dziwił mnie fakt, że ja sama widzę” – opowiada Anna Kańtoch o procesie pisania nowej książki, której bohater traci wzrok. Autorka podbiła serca czytelników fantastyki oraz kryminałów, a „Samotnia” to gratka dla miłośników thrillerów psychologicznych. W rozmowie o najnowszej powieści sprawdzamy również, czy czytelnicy mogą liczyć na kontynuację poczytnego cyklu pór roku o Krystynie Lesińskiej.

Gdzie nie sięga wzrok. Anna Kańtoch o „Samotni” Materiały wydawnictwa

[Opis – Wydawnictwo Marginesy] Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu? Łatwo powiedzieć, kiedy się widzi.

Leon Cichy, autor poczytnych kryminałów, całe życie miał szczęście i wszystko układało się po jego myśli. Poślubił dziewczynę, którą poznał w gimnazjum, a jego pierwsza powieść została bestsellerem.

Jednak po trzydziestce coś się zmieniło. Żona bez wyraźnego powodu zażądała rozwodu, a choć romantyczna przygoda na samotnych włoskich wakacjach zdawała się Leonowi nowym otwarciem, pierwszego wieczoru po powrocie został potrącony przez samochód. W szpitalu okazało się, że stracił wzrok. Oszołomiony nową sytuacją, całkowicie zależny od niedawno poznanej młodej kobiety, Cichy dochodzi do wniosku, że stracił rozum. Bo to przecież niemożliwe, by jego nową wybrankę zastąpiła inna osoba, kiedy był nieprzytomny.

To tylko początek ciągu dziwnych wypadków, z którymi będzie sobie musiał poradzić, błądząc w ciemnościach.

W „Samotni”, współczesnym kryminale, Anna Kańtoch buduje intrygę opartą na izolacji i przedstawia wielowarstwową opowieść o odosobnieniu: wybieranym samodzielnie, narzucanym przez stan zdrowia, miejsce zamieszkania czy niezależne okoliczności. Nic w tej historii nie jest takie, jak się wydaje.

Anna Kańtoch – wywiad dla Lubimyczytać

Ewa Cieślik: „Samotnia” właśnie trafia do księgarń, ale jako fanka Krystyny Lesińskiej nie mogłabym nie zacząć od pytania o trylogię pór roku. Czy czytelnicy będą jeszcze mieli okazję poznać mroźną atmosferę zimy, czwartej części? A może po ostatniej „Jesieni zaginionych” cykl jest już oficjalnie zamknięty?

Anna Kańtoch: Dyplomatyczna odpowiedź brzmi „tak i nie”. A dla ścisłości: seria od początku zaplanowana była na trzy tomy. To, że czytelnicy spodziewają się części czwartej, to wina tytułów, które faktycznie mogą brzmieć myląco, bo skoro jest wiosna, lato i jesień, to powinna być też i zima. Przyznam szczerze, że nie przewidziałam takiego efektu, kiedy wraz z wydawcą ustalałam tytuł części pierwszej. Gdybym wiedziała, pewnie upierałabym się, żeby tę książkę nazwać jakoś inaczej, bo teraz zazwyczaj wykręcam się żartem, że to trylogia globalnego ocieplenia i dlatego nie ma zimy. Ale tak naprawdę zostawiam sobie małą furtkę, żeby ten cykl kiedyś jeszcze kontynuować. Wątek brata głównej bohaterki uważam za zamknięty, ale nie wykluczam jakiejś pobocznej historii, w której Krystyna prowadziłaby nowe śledztwo. Nie należy jednak spodziewać się tej książki w najbliższym czasie – o ile w ogóle kiedykolwiek zdecyduję się ją napisać, tak naprawdę więc w tym momencie lepiej jest traktować cały cykl jako zakończony.

Podczas mojej ostatniej rozmowy z Wojciechem Chmielarzem spytałam go o mistrzów w kryminalnym fachu – wymienił właśnie panią oraz cykl z Lesińską. Podkreślił, że rozpisana na trzy tomy intryga to koronkowa robota: „byłem pod wielkim wrażeniem odwagi pisarskiej oraz finalnego wykonania”. Czy rozpoczynając pierwszą część, znała pani już finał całej historii? Jak doszło do tego, że powstał cykl z odwróconą chronologią?

Gdy zaczynałam pisać „Wiosnę…”, miałam dość mętne pojęcie, jak to się wszystko skończy, szczegóły wymyśliłam dopiero na etapie planowania trzeciego tomu, czyli „Jesieni…”. A pomysł na odwróconą chronologię wziął się tak naprawdę z przypadku. Wiedziałam, że chcę napisać trylogię, i na początku zamierzałam zacząć całość od młodości Krystyny, tak jak nakazywałaby logika. Byłam jednak wtedy świeżo po napisaniu trzech powieści kryminalnych dziejących się w czasach PRL-u i nie chciałam wracać w tamte czasy. Miałam ochotę napisać książkę, która działaby się współcześnie, tu i teraz, najlepiej w miejscu, gdzie mieszkam. Dlatego pomyślałam sobie: „A co tam, zacznę od czasów, gdy główna bohaterka jest na emeryturze, a potem będę się cofać”. Nie przyszło mi do głowy, że ktoś mógłby to interpretować jako odwagę czy jakąś szczególną oryginalność.

Krystyna Lesińska w „Wiośnie zaginionych” była nietypową bohaterką kryminału – starszą panią, która pragnie zemsty za dawną krzywdę. Główna postać „Samotni” także jest wyjątkowa, choć o jej wyjątkowości nie stanowi wiek, a niepełnosprawność. Jak doszło do tego, że w centrum fabuły postawiła pani kogoś, kto stracił wzrok?

Pomysł wziął się z filmowego horroru, którego nawet nie widziałam, a tylko czytałam opis. O ile dobrze pamiętam, chodziło tam o kobietę, która wraca ze szpitala po operacji plastycznej, z opatrunkami na twarzy, a jej dzieci nie wiedzą, czy pod bandażami skrywa się ich prawdziwa matka, czy może obca kobieta. Zafascynował mnie wtedy motyw osoby najbliższej, która być może nie jest tym, za kogo się podaje, i zagrożenia skrywającego się w domu, czyli w miejscu teoretycznie najbezpieczniejszym.

Leon Cichy po wypadku, w którym stracił wzrok, dochodzi do wniosku, że towarzyszącą mu w domu kobietą nie jest jego nowa, młoda żona. Musi rozwiązać tę zagadkę niejako po omacku – dosłownie i w przenośni. Podczas lektury trudno nie wejść w buty głównego bohatera, czytelnikowi wyostrzają się takie zmysły, jak słuch i węch. Jakim doświadczeniem dla pani było konstruowanie bohatera z tego typu ograniczeniami?

Z jednej strony było to trudne, ponieważ musiałam cały czas uważać na to, jak piszę o Leonie, pamiętać, że ten człowiek odbiera świat tylko czterema, a nie pięcioma zmysłami. Z drugiej strony bywały momenty, gdy tak się wciągałam w perspektywę bohatera, że dziwił mnie fakt, że ja sama widzę. Myślałam na przykład, że chciałabym napić się herbaty, i przyłapywałam się na zastanawianiu się, jak ja tę herbatę zaparzę, skoro nie widzę, i dopiero po chwili docierało do mnie, że przecież z moim wzrokiem wszystko jest w porządku. To trwało bardzo krótko, może sekundę czy dwie, ale było dość przerażające.

Nazywam się Leon Cichy, niedawno skończyłem trzydzieści cztery lata. Miałem wypadek. Bolało mnie wszystko, a przede wszystkim panikowałem, bo niczego nie widziałem.

W cyklu o Lesińskiej pierwsze skrzypce grała intryga – wraz z bohaterką tropiliśmy sekret zaginięcia brata emerytowanej policjantki. W „Samotni” tony rozłożone są inaczej – to bardziej thriller psychologiczny niż klasyczny kryminał, a narracja pierwszoosobowa tym bardziej sprzyja zaznaczeniu wagi myśli i uczuć głównego bohatera. Skąd taka decyzja?

Cóż, po prostu taki pomysł akurat tym razem przyszedł mi do głowy. Pisanie książki, której bohaterem jest osoba cywilna, jest o tyle łatwiejsze, że nie trzeba przejmować się policyjnymi procedurami, choć oczywiście w zamian pojawiają się inne problemy – na przykład warto dobrze uzasadnić, dlaczego właściwie ten cywil osobiście zajmuje się śledztwem, zamiast przekazać całą sprawę w bardziej kompetentne ręce.

Utrata wzroku skazuje Leona na izolację mimo tego, że ma wokół siebie bliskich. Paradoksalnie jednak jego wyjątkowa sytuacja, podyktowana stanem zdrowia, ukazuje, że na taką samotność wśród tłumu skazanych jest mnóstwo osób. Wszyscy mieliśmy okazję jej doświadczyć podczas pandemii koronawirusa, która uwięziła nas w czterech ścianach. W tym kontekście nawet tytuł powieści nie jest przypadkowy. Czy właśnie izolacja, poczucie odosobnienia jest dla pani tematem „Samotni”?

W jakimś sensie tak, choć akurat to dość typowy motyw w tym gatunku. Bohaterowie thrillerów psychologicznych są samotni, ponieważ nikt im nie wierzy, a nikt im nie wierzy, ponieważ tego wymaga fabuła. Takie życie. Lubię ten motyw, swoją drogą, i może dlatego też zdecydowałam się spróbować swoich sił w tym gatunku.

Leon Cichy jest pisarzem, ma na koncie bestseller, wygrał nawet Nagrodę Wielkiego Kalibru – czy tu kończą się jego podobieństwa z Anną Kańtoch? A może z wizją pisarza wrzuconego w sam środek zbrodni musi zmierzyć się – mam nadzieję oczywiście, że tylko w bezpiecznych granicach własnej wyobraźni – każdy piszący kryminały twórca?

Obowiązku oczywiście nie ma, ale dla pisarza inny pisarz to z różnych powodów bardzo wygodny bohater. Aż trochę żałuję, że nie odkryłam tego wcześniej, i zaczynam lepiej rozumieć Stephena Kinga. Odpada na przykład cały element researchu dotyczącego pracy bohatera, bo tę znam przecież z autopsji. Ale to nie znaczy, że Leon jest do mnie jakoś szczególnie podobny – wręcz przeciwnie, poza zawodem niewiele nas łączy. Pod względem popularności i pozycji w świecie pisarskim Leon to bardziej Wojciech Chmielarz niż Anna Kańtoch. A pod względem charakteru to jeszcze inna osoba.

Osoba, z którą mieszkam, podaje się za Julię, moją żonę, a ja jestem pewien... prawie pewien, że nią nie jest. Barwę głosu ma podobną, owszem, ale nie dokładnie taką samą. I mówi... inaczej. To kwestia doboru słów, akcentów, ogólnie stylu wypowiedzi. Są jeszcze inne rzeczy.

„Misery” Stephena Kinga, „Kraina Chichów” Jonathana Carrolla, „Cień pisarza” Philipa Rotha – czy te i podobne książki miała pani z tyłu głowy, konstruując bohatera „Samotni”?

Pomyślałam o Kingu, fakt, chyba nie dało się tego uniknąć. Zresztą sam Leon w pewnym momencie trochę sobie żartuje ze swojego podobieństwa do bohatera „Misery”. Ale tak naprawdę ta postać ma więcej z Toby’ego z „Wiedźmiego drzewa” Tany French. Bardzo lubię tę autorkę i przyznaję, że czasem zdarza mi się podkradać jej pomysły (na swoje usprawiedliwienie mam to, że staram się potem poprowadzić te pomysły w inną stronę, niż zrobiła to irlandzka pisarka). W tym przypadku punktem wyjścia był bohater farciarz, którego pasmo szczęścia gwałtownie się kończy i który zmuszony jest spojrzeć na całe swoje życie z zupełnie innej perspektywy.

Jako autorka udowadnia pani brawurowo, że sprawnie pisze zarówno fantastykę, jak i książki z wątkiem kryminalnym. To próba sprawdzenia samej siebie, chęć ciągłego zaskakiwania czytelnika, a może po prostu ucieczka od pisarskiej rutyny?

Tak naprawdę moje książki fantastyczne nie różnią się wiele od książek kryminalnych. Te fantastyczne też bardzo często są kryminałami, tylko w innym settingu. Albo przynajmniej zawierają jakiś element zagadki czy tajemnicy. Czasem to po prostu zmiana dekoracji i nic więcej.

„Nieskończona książka jest jak złamana obietnica”, mówi na kartach powieści główny bohater. A zatem na koniec muszę zapytać o kolejną powieść na pani literackim warsztacie. Jaką obietnicę składa pani swoim czytelnikom?

Chciałabym zrobić sobie krótką przerwę od kryminałów i napisać coś bardziej fantastycznego, ale pomysł jest wciąż w powijakach, wolałabym więc nie mówić o nim zbyt wiele.

Przeczytaj fragment książki „Samotnia”

Książka „Samotnia” jest dostępna w sprzedaży.

--

Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
BiblioteczkaAgi 30.04.2023 10:17
Czytelniczka

Mnie trylogia się podobała, podobał mi się pomysł z odwróconą kolejnością i nie mam problemu z rozwiązaniem sprawy Romana. Jest to coś nietypowego, więc jestem na plus, a całość książek odebrałam naprawdę dobrze. Na pewno sięgnę po Samotnię. :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
kinzetka 27.04.2023 16:12
Bibliotekarka

Jeśli Kańtoch wątek brata uważa za zamknięty, to ja tej pani podziękuję. Przeczytawszy ostatni tom poczułam się nabita w butelkę. Napisałabym dosadnie, ale nie jeśli ktoś chce przeczytać całą trylogię, to nie chcę psuć zabawy. Moim skromnym zdaniem, skoro autorka obiecuje wyjaśnienie, to powinna zrobić to rzetelnie. Ale jak widać pomysłu brakło. Za to część trzecia jest...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Ewa Cieślik 26.04.2023 13:30
Bibliotekarz | Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post