rozwiń zwiń

Detektyw przy klawiaturze – wywiad z Piotrem Kościelnym

Sonia  Miniewicz Sonia Miniewicz
19.07.2022

Przez lata pracował jako detektyw, aż wreszcie zdecydował się porzucić ten zawód i zostać… pisarzem. Z Piotrem Kościelnym, autorem książki „Sidła”, rozmawiamy o jego zawodowej ścieżce, inspiracjach i detektywistycznych doświadczeniach. Pisarz opowiada nam też o swoim zwierzyńcu i zdradza, co zrobić, by koty nie wskakiwały na klawiaturę.

Detektyw przy klawiaturze – wywiad z Piotrem Kościelnym Materiały wydawnictwa

[Opis wydawcy] Na wrocławski komisariat policji zgłasza się młoda kobieta informująca o zaginięciu koleżanki. Obie bawiły się wcześniej w jednym z lokali. Służby rozpoczynają poszukiwanie zaginionej. W tym samym czasie znika kolejna kobieta, ale nikt jeszcze nie wiąże ze sobą obu zaginięć. Gdy w końcu zostają ujawnione zwłoki poszukiwanej, śledczy zwracają uwagę na podobieństwo ze zwłokami wyłowionymi z Odry kilka miesięcy wcześniej. Wydział zabójstw jest przekonany, że ma do czynienia z seryjnym zabójcą. Rozpoczyna się walka z czasem, która ujawnia szokującą prawdę. Mordercą jest kobieta!

Równocześnie, komisarz Sikora wraca do wątku związanego z łowcą, polującego na pedofilów. Jest przekonany, że podczas sprawy dopuszczono się zaniedbań i źle wskazano winnego… Gdzie kryje się prawda i jakie tajemnice skrywa zabójczyni? Brutalne morderstwa, świat przesiąknięty zbrodnią i bohaterowie, których nie chcielibyście spotkać w prawdziwym życiu.

Sonia Miniewicz: Pomysł na powieść „Dom” zrodził się, gdy podczas spacerów z psem mijałeś dawny dom dziecka. Często powtarzasz, że piszesz o tym, co znasz, o czym słyszałeś lub czytałeś. Co zatem zainspirowało cię do napisania „Sideł”?

Piotr KościelnyW przypadku „Sideł” nie miałem takiej bezpośredniej, prostej inspiracji. Pomysł pojawił się już w trakcie pisania „Łowcy”, czyli pierwszej części tego cyklu. Chciałem opisać dalsze losy policjantów – Sikory i Bieleckiego, a sprawa kryminalna, z którą musieli się zmierzyć, zrodziła się w mojej wyobraźni ot tak.

Przez lata pracowałeś jako detektyw, niedawno jednak zrezygnowałeś z tej pracy i całkowicie poświęciłeś się pisaniu. Co sprawiło, że porzuciłeś ten zawód i wybrałeś pracę przy biurku, przed komputerem? Czy praca detektywa zaczęła cię nużyć?

Na tę decyzję złożyło się kilka elementów. W zawodzie detektywa przepracowałem kilkanaście lat. Większość zleceń wpisywała się już w utarty schemat. To, co u osób z zewnątrz myślących o pracy detektywa może wywoływać ekscytację i zainteresowanie, dla mnie stało się zwykłą codziennością. Długie godziny za kółkiem, całe dnie spędzane na obserwacji w rozgrzanym samochodzie albo noce w kilkunastostopniowym mrozie. Do tego konieczność ciągłego skupienia i pozostawania w stanie gotowości – to naprawdę bywało wyczerpujące. Zresztą to często niewdzięczne zajęcie, choćby dlatego, że sprowadza się do ustalenia prawdy – a ta dla klientów zazwyczaj okazywała się trudna, bolesna, nieprzyjemna.

Pewnie gdybym nie odkrył w sobie pasji pisania, nadal pracowałbym jako detektyw albo w jakiejś pokrewnej dziedzinie, ale na szczęście okazało się, że pisanie sprawia mi ogromną frajdę, jest całkiem spore grono fanów mojej twórczości, „nie kurzy się” i wbrew obiegowej opinii na temat zarobków pisarzy – spokojnie mogę się z tego utrzymać. Rachunek był zatem prosty i bardzo szybko zdecydowałem, że w pełni skupię się na pisaniu.

Przygodę z pisaniem zacząłeś od poradnika dla kobiet, który ostatecznie trafił do szuflady – ale dzięki temu nagle odkryłeś w sobie powołanie do pisania. Nigdy wcześniej nie myślałeś o karierze pisarza?

Jeszcze kilka lat temu przez myśl by mi nawet nie przeszło, że zostanę pisarzem. Brałem pod uwagę rozszerzenie mojej działalności w kierunku szkoleń dla przyszłych detektywów albo otwarcia strzelnicy, a gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że w połowie 2022 roku będę miał dziesięć opublikowanych powieści na koncie i kilka oczekujących na wydanie, to bym się co najwyżej zaśmiał. Wielu pisarzy podkreśla, że od dawna łączy ich silny związek z literaturą, że już za czasów nastoletnich tworzyli swoje pierwsze opowiadania albo pisali wiersze. U mnie tego nie było. Owszem, bardzo lubiłem czytać książki, ale nigdy nie widziałem siebie w roli twórcy. Życie zaskakuje.

Jak przebiegała twoja pierwsza współpraca z wydawnictwem? Długo czekałeś na odpowiedź i przyjęcie książki do druku?

Słuchając opowieści innych autorów, którzy niekiedy latami czekali na swoją pierwszą umowę wydawniczą, nie mogę narzekać. Zaledwie po kilkunastu dniach od momentu rozesłania mailem tekstu „Zwierza” dostałem pierwszą propozycję współpracy od dużego, tradycyjnego wydawcy. Nie odpowiadały mi jednak proponowane zmiany w utworze, więc odrzuciłem tę ofertę. Niedługo po tym dostałem propozycję od innego wydawcy, na którą przystałem. I tak – wszystko, od wysłania tekstu do podpisania umowy, zamknęło się w dwóch miesiącach. „Zwierz” ukazał się na rynku rok później. W międzyczasie spłynęło do mnie jeszcze kilka odpowiedzi „na tak” od różnych wydawców. To utwierdziło mnie zarówno w tym, że ta powieść jest dobra, jak i w tym, że będąc nowym, bez kontaktów w tej branży, można się przebić i zostać zauważonym. Nie mam też wątpliwości, że „Zwierz” otworzył przede mną niejedne drzwi w tym wydawniczym światku. Dziś jestem kilka książek dalej, mam spory bagaż różnych doświadczeń i jestem dumny z całej drogi, którą do tej pory przeszedłem.

Często sięgasz do swoich detektywistycznych doświadczeń? A może podczas pisania korzystasz z sugestii znajomych detektywów lub policjantów? Czy zdarzyło się, że dostałeś zlecenie, które okazało się tak dziwne i nieprawdopodobne, że gdybyś opisał je w książce, czytelnicy stwierdziliby, że to nie mogło wydarzyć się naprawdę?

Nie sięgam do tych doświadczeń. A przynajmniej nie robię tego świadomie. Nie opisuję spraw, które prowadziłem, ale na pewno różne wydarzenia, sytuacje i ludzie, z którymi miałem styczność, odcisnęły na mnie swoje piętno i w jakiś sposób daję temu wyraz w powieściach. U mnie nie ma też miejsca na sugestie innych osób odnośnie do fabuły – bardzo tego nie lubię. Moje książki muszą być w stu procentach moje. Często otrzymuję wiadomości od różnych osób, które piszą, że mają dla mnie niesamowitą historię na książkę. A ja tych historii nie chcę. Nie potrzebuję ich. Nie twierdzę, że są złe albo nieciekawe, ale nie zrodziły się w mojej głowie. Pod tym względem jestem wyjątkowo samodzielny i samowystarczalny. Czy zdarzyło mi się nieprawdopodobne zlecenie? Po tylu latach w zawodzie detektywa mało co mnie już dziwiło. A czy mogłoby zdziwić czytelnika? Jednego tak, innego nie. Ludzie żyją w bańce, która odcina ich od rzeczywistości, ale powiększa się z każdym doświadczeniem. W pewnym momencie, jak to bańka, po prostu pęka – u kogoś szybciej, u kogoś później. A niekiedy nie pęka wcale.

Mówisz otwarcie, że jesteś miłośnikiem zwierząt. Masz psa Zbycha i trzy koty, to całkiem imponujący zwierzyniec. Opowiesz o nich coś więcej? Jak do ciebie trafiły, jak mają na imię? Nie przeszkadzają ci podczas pracy? Pies nie domaga się uwagi, a koty nie wchodzą na klawiaturę?

Prawie dziesięć lat temu Ania, moja życiowa partnerka, zaproponowała, abyśmy przygarnęli jakiegoś małego kotka. Udaliśmy się do wrocławskiego schroniska, gdzie w kącie klatki zobaczyłem wystraszone, szarobure rodzeństwo, którego nie miałem sumienia rozdzielać. Pomyślałem, że we dwójkę będzie im raźniej, i gdy już zdecydowaliśmy, że zabieramy je do domu, w innej klatce dostrzegłem czarno-białego, wesołego sierściucha. Dwa czy trzy koty – co za różnica? I tak Sławek, Cicia i Kesio znalazły nowy dom. Czy wchodzą na klawiaturę? Już nie! Po tym, jak odkryły skróty klawiaturowe, o których programiści nie mają pojęcia, przegryzły kable od niejednej ładowarki i stłukły podczas swoich dzikich porannych biegów niejeden kubek, zamieszkały w oddzielnym pokoju. Historia Zbycha miała podobny początek – Ania wierciła mi dziurę w brzuchu, abym zgodził się na psa, boksera, któremu już nawet imię wybrała. I jak widać, dopięła swego, a ja zyskałem najwierniejszego przyjaciela, którego obecnością cieszę się każdego dnia.

Jak wygląda twój warsztat pisarski? Zbierasz wycinki, rozpisujesz plan powieści czy zdajesz się na żywioł? Masz dzienny limit słów, które musisz napisać? Zdarza ci się zmienić w trakcie pisania koncepcję?

Piszę z głowy. Nie rozpisuję żadnych konspektów, nie rozrysowuję planów. Na początek wystarcza mi ogólny zarys fabuły, który klaruje się na bieżąco w trakcie pisania. Bywa, że zmieniam nieco moje początkowe założenia. Nie narzucam sobie też żadnych limitów dziennych. Niektórzy autorzy wypracowują nawyk codziennego pisania, choćby tych kilku zdań. Ale to zdecydowanie nie jest mój sposób pracy. Na godzinę to nawet nie włączam komputera. Tu jestem zero-jedynkowy – albo piszę przez cały dzień, albo nie piszę wcale. A jak już zasiądę do pisania i wpadnę w ten stan flow, to bez problemu osiągam ponad dwadzieścia tysięcy znaków w ciągu dnia, czyli jakieś trzynaście, piętnaście stron tekstu. Komuś, kto dziubie jedną powieść przez dwa lata, może się wydawać, że to dużo, ale ja po prostu wiem, co mam napisać.

Jakie książki czytasz najchętniej? Czy jakiś autor wyjątkowo cię inspiruje?

Gdyby padło pytanie o czas przeszły, o to, jakie książki najchętniej czytałem, to bez wahania wymieniłbym twórczość Kinga, Mastertona, Koontza. Teraz jednak praktycznie nie czytam – zwyczajnie nie czerpię z tego przyjemności, bo od razu patrzę na książki z punktu widzenia twórcy, a nie czytelnika. Analizuję rzeczy, na które czytelnik świadomie nie zwraca uwagi. Nie potrafię się już tak po prostu zatracić w jakiejś historii. Może kiedyś ten stan minie – a przynajmniej mam taką nadzieję. Nie ma też żadnego autora, który by mnie szczególnie inspirował. Niektórzy porównują moją twórczość do Cartera, a nawet uważają, że się na nim wzoruję, ale prawda jest taka, że o tym autorze usłyszałem na długo po tym, jak sam zacząłem pisać, i do dziś, wręcz celowo, nie sięgnąłem po żadną z jego powieści. Na szczęście oprócz książek są jeszcze filmy – uwielbiam klimat seriali „Pitbull”, „Glina”, kina Smarzowskiego – mogę te produkcje oglądać wielokrotnie i nigdy mi się nie nudzą. Myślę, że znajduje to swoje odzwierciedlenie w moich powieściach.

Natknęłam się na informację, że w szufladach zalega ci nie tylko kobiecy poradnik, ale i powieści sensacyjne, a nawet książki dla dzieci. Planujesz zmierzyć się z innymi gatunkami? Możesz powiedzieć coś więcej o tych projektach? Ujrzą kiedyś światło dzienne?

Jeszcze jakiś czas temu brałem to pod uwagę, ale teraz uznałem, że skupię się na jednym gatunku. Chcę, by czytelnik, który sięga po moją powieść, wiedział, czego może się spodziewać.

Na pewno mój styl ewoluuje, ale nie chcę wprowadzać żadnych rewolucji ani eksperymentów. Może kiedyś ukaże się powieść sensacyjna albo bajka mojego autorstwa, ale będzie to raczej rodzaj ciekawostki, a nie początek nowej ścieżki pisarskiej.

Skoro pisanie to już dla ciebie praca na cały etat, zapewne jesteś właśnie w trakcie tworzenia kolejnej książki. Możesz nam zdradzić, o czym będzie twoja następna powieść?

Tu musimy doprecyzować jedną rzecz – książka, którą aktualnie piszę, ukaże się na rynku za rok. Do tego czasu swoją premierę będą miały jeszcze dwie lub trzy inne powieści, które czekają w kolejce na wydanie. Jedną z nich jest ukończony przeze mnie niedawno trzeci tom cyklu o komisarzu Sikorze („Łowca”, „Sidła”). A z punktu widzenia czytelnika moją kolejną powieścią będzie niezależna, bezkompromisowa „Decyzja”, która ukaże się już pod koniec września. I myślę, że ta książka sporo namiesza!

Przeczytaj fragment powieści „Sidła”:

Sidła

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Powieść „Sidła” jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany


komentarze [1]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Sonia  Miniewicz - awatar
Sonia 19.07.2022 11:00
Redaktorka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam