Czy trzeba wysadzić wszystko, by zacząć na nowo? Wywiad z Linn Strømsborg

Grzegorz Przepiórka Grzegorz Przepiórka
09.11.2023

Było ciepłe lato, choć czasem padało… Zamysł na tę książkę był niczym początek pewnej piosenki. Aż do momentu kiedy autorka w wyobraźni dostrzegła Britt, która eksploduje kumulowaną przez lata złością. Nie, to nie thriller. To więcej niż thriller, bo w zwyczajnym, choć nie do zniesienia życiu głównej bohaterki swoje odbicie dostrzeże niejedna kobieta, ale i niejeden mężczyzna. Najnowsza powieść Linn Strømsborg pod tytułem „Kurwa, kurwa, kurwa” zbudowana jest przeważnie z krótkich scen, które są jak smagnięcia zimnego północnego wiatru. Z tego wywiadu nie dowiecie się, ile razy podczas pisania książki autorka wykrzyczała tytułowe słowo. W zamian będzie między innymi o tym, jak nie spieprzyć sobie życia, jak powstaje literatura i czy segregacja książek ze względu na płeć ma sens. Z Linn Strømsborg rozmawia Grzegorz Przepiórka. 

  Czy trzeba wysadzić wszystko, by zacząć na nowo? Wywiad z Linn Strømsborg Dom Literatury w Łodzi/ArtRage

[Opis – Wydawnictwo ArtRage] Britt jest wściekła. Jest wściekła, że jej życie nie wygląda inaczej. I wściekła, bo nie chce inaczej żyć. Nawrzeszczała właśnie na swoją córkę, męża i ich wszystkich przyjaciół. Którzy tak naprawdę są jego przyjaciółmi. I poczuła się dobrze.

Nico jest na pozór przeciwieństwem Britt. Nie jest wściekła ani przemęczona. Nie ma zobowiązań. Ani rodziny. Mimo to uwielbia gniew Britt.

Nowa książka Linn Strømsborg opowiada o oczekiwaniach, na jakie kobieta może sobie pozwolić wobec życia, i ograniczeniach, które nasza kultura wciąż kobietom stawia. Pora na wściekłość była już dawno. Na wściekłość i zniszczenie. Przyszła pora na nowe życie.

Wywiad z Linn Strømsborg, autorką powieści „Kurwa, kurwa, kurwa”

Grzegorz Przepiórka: Zastanawiam się, ile razy podczas pisania swojej najnowszej książki wykrzyknęłaś tytułowe przekleństwo. Czy pisanie książek bywa wku*wiające? I czy wku*wienie to jest wysokooktanowe paliwo dla pisarza?

Linn Strømsborg: Nie przypominam sobie tego typu sytuacji. (śmiech) Nie jestem na co dzień rozgniewaną osobą. Może to jest też powód, dla którego zdecydowałam się napisać tę książkę. Chciałam poznać lepiej tę emocję. Złość może być siłą, a dla niektórych dobrym paliwem do pisania, na którym są w stanie przejechać od pierwszego do ostatniego zdania. Ja natomiast podczas pisania zauważyłam, że złości się boję. Nie do końca potrafię ją odczuwać, boję się jej doznawać i boję się zezłoszczonych ludzi. Książka była sposobem na to, żeby się z tą emocją oswoić.

„Niewielka książka, ale emocje buzują” – to jedna z opinii. Jak to możliwe, żeby napisać taką powieść i się nie zezłościć w międzyczasie?

W jakimś stopniu musiałam skanalizować Britt jako postać, natomiast jeśli chodzi o jej charakter, to nie identyfikuję się z nią zbyt mocno. Właściwie jest to postać, z którą utożsamiam się najmniej ze wszystkich moich bohaterek, o których pisałam. Jedyne, co mamy wspólnego, to respektowanie zasad w życiu oraz strach przed popełnieniem błędu. Mimo tego oraz nieprzyjemnych okoliczności, w jakich ją poznajemy, czyli kiedy jest ekstremalnie sfrustrowana, starałam się przedstawić Britt w sposób sprawiedliwy i sympatyczny. Cały projekt polegał na tym, żeby dowiedzieć się, dlaczego ona jest tak bardzo rozgniewana. W rezultacie Britt okazuje się postacią, która może odzwierciedlać odczucia i doświadczenia bardzo wielu kobiet, które spotkałam. W obrazie głównej bohaterki swoje odbicie zobaczyła chociażby moja mama, a ja dzięki analizie emocji mogłam się zbliżyć zarówno do niej, jak i do jej generacji. Jeśli miałabym zgłębić własną złość, to byłoby to znacznie bardziej nudne niż w przypadku mojej mamy. (śmiech)

„Zanim napisała »Nigdy, nigdy, nigdy«, Linn Strømsborg szukała książki o bezdzietności, żeby poznać historie kobiet, które nie widzą się w roli matki. – Ależ to strasznie smutne… Mam reportaże o bezpłodności, in vitro, chorobach – usłyszałam od księgarki – opowiada norweska pisarka. – Wtedy poczułam, że muszę napisać o kobiecie takiej jak ja, dla kobiet takich jak ja, które zawsze wiedziały, że nie chcą mieć dzieci. I nie wiąże się z tym żadna trauma”. Tak było w przypadku poprzedniej książki, cytuję to wszystko za jedną z gazet. A kogo tym razem spotkałaś na swojej drodze, kto stał się iskrą zapalną?

Przed napisaniem „Nigdy, nigdy, nigdy” rzeczywiście miałam poczucie, że jest luka na rynku i ona stała się dla mnie punktem wyjścia. W tym przypadku nie było takiego jasnego sygnału. Po prostu próbowałam napisać nową książkę. To miała być zwykła, przyjemna opowieść o grupie przyjaciół, którzy wyjechali razem do domku letniskowego i razem spędzają miło czas. Lato, słońce, bar, wspomnienia z nastoletnich czasów i wszyscy zadowoleni. Próbowałam napisać coś pozytywnego. Kiedy redaktor przeczytał manuskrypt, stwierdził: w tej opowieści nic się nie dzieje, wymyśl coś. I wtedy zobaczyłam, że w grupie przyjaciół, po drugiej stronie stołu, siedzi ta jedna osoba. Zła, smutna, której nikt nie lubi. Zaczęłam się zastanawiać: kim jesteś? Jaką historię skrywasz?

Ten punkt zwrotny, a nie pierwotny zamysł, zadecydował o rozwoju wypadków w powieści. Niemniej jednak spotkałam w swoim życiu bardzo wiele osób przypominających główną bohaterkę. W księgarni, gdzie pracuję, zjawiają się kobiety, które mogłyby się nazywać Britt. Bywają sfrustrowane, gdy nie mogą znaleźć książek, których poszukują, w rezultacie zdarza im się wypowiadać nieprzyjemne uwagi. Z jednej strony część mnie mówi wtedy w myślach do takiej osoby: jesteś zła, nie lubię cię. Ale druga część zaczyna się zastanawiać: dlaczego ona jest zła, rozzłoszczona? Może zasługuje na coś lepszego w życiu?

Bardzo zaskakujące, że to miała być przyjemna, pozytywna książeczka. Dla mnie z tej powieści wpierw wybrzmiewa ostrzeżenie pod tytułem: nie spieprz sobie życia. Britt bowiem to nieszczęśliwa partnerka, matka, pracownica, człowiek. Przeżywa, dusi w sobie istne piekło na ziemi. Na marginesie, dobrze jej sytuację oddaje tytułowe faen, faen, faen, które po norwesku nie oznacza jedynie przekleństwa, ale również „piekło”. „Nienawidzę mojego życia” – te słowa stają się kwintesencją, kiedy Britt piekli się na swój los. Wracając jednak do wydźwięku powieści. Jaki morał płynie z twojej książki – jak nie spieprzyć sobie życia?

Mam poczucie, że to jest trudne pytanie, podobne do tego, czy chciałabym zmieniać świat. A ja czuję się tylko pisarką, która wymyśla historie i czasami próbuje wskazać, co dobre, a co złe. Przyjrzyjmy się jednak Britt i Espenowi. Oni nie grają do jednej bramki, nie są teamem, rozchodzą się w różne strony i utrwalają to przez lata jako wzorzec. Mogliby znacznie lepiej funkcjonować, gdyby próbowali ze sobą rozmawiać. Tu jest zawarta główna wskazówka. Ludzie, zacznijcie ze sobą rozmawiać! Kwestie, których nie przepracuje się wystarczająco wcześnie, z czasem nawarstwiają się i potem bardzo trudno dociec, co było pierwszym problemem i zapalnikiem naszych złych emocji.

Przytoczę fragment pewnej porannej rozmowy telefonicznej między ojcem a 8-letnim synem, którzy nie mieszkają na co dzień razem: „Musisz wcześniej iść spać, żeby wcześniej wstać i się nie spóźniać. A buzię i zęby umyłeś? Śniadanie zjadłeś? Paznokcie obcięliście?”. Syn właściwie tylko potakuje. Brzmi znajomo?

Oczywiście, ta anegdota przypomina mi o Britt, która również ma w zwyczaju powtarzać: „pamiętaj o tym, pamiętaj o tamtym”, zamiast powiedzieć: „lubię cię”, „kocham cię”. Niestety tak często robimy, nie jestem tu wyjątkiem. Jak znaleźć balans? Gdzie jest granica między troską a opresją? To na pewno bardzo trudne w relacji rodzica i dziecka, które próbuje się wychować. Moja znajoma o codziennym wychodzeniu z dzieckiem do przedszkola mówi, że jest to przede wszystkim próba przetrwania. W 99% wiąże się to ze stresem, żeby się nie spóźnić. Jej dziecko wielokrotnie nalegało na to, żeby ona przystanęła i spojrzała na kamień. Dookoła jest z 50 różnych kamieni, nie mam czasu, żeby na nie wszystkie patrzeć, myślała moja znajoma. Ale pewnego dnia pozwoliła sobie na to. Stanęła i popatrzyła na kamień. To była zaledwie chwila, a pozwoliło jej to na lepszy dialog z dwulatkiem. Reagowanie w ten sposób nie jest możliwe przez cały czas, ale myślę, że warto próbować znajdować czas i uwagę dla siebie nawzajem, zadawać sobie pytania zamiast wygłaszać przemowy – i w ten sposób okazywać sobie miłość.

Część nieszczęścia, jakie odczuwa Britt, jest zdaje się wynikiem zbyt ciasnego modelu społecznego, w jaki jest wtłaczana jako dziewczynka, a potem kobieta. Mówiąc wprost, czy Britt jest ofiarą, swego rodzaju produktem czasów? A jeśli tak, to pod czyj adres należałoby wysłać oskarżenia? Ona sama wycofuje zarzuty względem Espena, matki, ojca, znajomych, choć wścieka się, że nie potrafi znaleźć sprawcy.

Wydaje mi się, że wszyscy jesteśmy produktami czasów, a z drugiej strony mówi się też, że każdy jest kowalem swojego losu. Spójrzmy na moje bohaterki – Britt i Niko – one całkowicie się różnią. Mimo że są w podobnym wieku i mają podobne oczekiwania względem życia, to reagują zupełnie odmiennie. Czasami zastanawiam się, czy niektórzy posiadają po prostu umiejętność lekkiego reagowania na różne sytuacje, w których przychodzi im się znaleźć. A inni rodzą się tacy jak Britt, czyli zamykają się w sobie i budują przez dłuższy czas stan, który staje się dla nich szkodliwy.

Czy ona jest ofiarą? Można w ten sposób ją odebrać, choć wydaje mi się, że Britt, mimo wszystko, spróbowała zmienić swoje życie. Miało to oczywiście swoją cenę. Wybuch jej emocji zmiótł wszystko dookoła. Choć nie polecam popadania w taką skrajność, to jednocześnie staram się zrozumieć, że czasami trzeba wysadzić wszystko, by zacząć na nowo.

Jako czytelnik poczułem ulgę, kiedy Britt postanowiła zacząć nowe życie, czyniąc z chwilowego wybuchu zaczyn. Jednocześnie kiedy zostawia się dziecko, cieniem odbija się to na podejmującej decyzję (dużo rzadziej na podejmującym), zwłaszcza jeśli żyje się w Polsce. Czy to było OK? Co z odpowiedzialnością? Co pierwsze: odpowiedzialność za siebie przed odpowiedzialnością za dziecko czy odpowiedzialność za dziecko przed odpowiedzialnością za siebie?

Najlepiej byłoby mieszkać z obojgiem szczęśliwych rodziców. Ale jeżeli oni nie są szczęśliwi, myślę, że wtedy lepiej jest odejść, spróbować osobno. Większość dzieci życzy sobie, żeby ich rodzice byli szczęśliwi i finalnie dla dziecka jest również lepiej mieć dwoje szczęśliwych rodziców, którzy mieszkają osobno, niż mieć ich nieszczęśliwych razem. Britt podjęła decyzję o opuszczeniu Espena, ale nie porzuca dziecka. Zamieszkała 200 metrów dalej i utrzymuje kontakt z Elise. W dłuższej perspektywie jest to cenne rozwiązanie dla jej córki, dlatego że Britt będzie miała rzeczywiście czas na to, żeby być matką. Przedtem koncentrowała się głównie na tym, by po wszystkich sprzątać, była ciągle niezadowolona. A tak może co drugi tydzień być mamą, siedzieć z córką razem na balkonie i rozmawiać o ich życiu, mieć również czas dla siebie, a niekoniecznie po wszystkich sprzątać. Czas dla matek jest bardzo ważny, by o siebie zadbać. Kobiety mogą żyć lepiej, być lepszymi matkami, jeżeli same mają się dobrze.

Skoro o kobietach, to: „Linn Strømsborg jest norweską pisarką, której dzieło zaliczane jest do kobiecej literatury pięknej”. Co sądzisz o takiej charakterystyce, którą znalazłem w sieci? Czy czujesz się rzeczniczką kobiet?

Nie budzę się codziennie z myślą, że jestem rzeczniczką kobiet. Kilka miesięcy temu zadano mi pytanie: dla kogo piszesz? Odpowiedź, której udzieliłam, brzmiała: dla siebie samej. Tak było chociażby w przypadku „Nigdy, nigdy, nigdy”. To był bardzo konkretny projekt, którego ja sama potrzebowałam. Była to książka do pewnego stopnia ku autopokrzepieniu, acz okazała się czymś znacznie większym. Wyszła z tego dobra powieść. Zaskakujące jest to, jak bardzo uniwersalne może się stać coś, co na samym początku było jednostkowe. Okazało się, że znacznie więcej osób niż tylko ja potrzebowało tej książki. Dlatego tym bardziej uważam, że moje książki są zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn, bez względu na wiek. Jeżeli zaś udało mi się akurat wejść w nurt literatury kobiecej, to był to bardziej fart aniżeli zamierzenie.

A jak zarekomendowałabyś swoją najnowszą książkę mężczyznom?

Przeczytaj, jeśli chcesz się dowiedzieć, dlaczego twoja żona jest tak bardzo wkurzona. (śmiech) Nie mam dobrej odpowiedzi na to pytanie. Kobiety są ludźmi, a książka traktuje o osobach, które próbują uczynić swoje życie trochę lepszym niż było. Jest zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn. Co więcej, pojawia się tam kometa…

Trochę cię chciałem sprowokować tymi pytaniami o dzielenie literatury ze względu na płeć odbiorcy, bo uważam, że takie podziały i etykiety z pewnością nie służą nikomu. Poza tym twoja najnowsza książka jest zdecydowanie również dla mężczyzn, tak samo jak system społeczny bywa opresyjny zarówno dla jednej, jak i drugiej płci. Jeden z modeli mówi chociażby, że chłopaki nie płaczą. A jego utrwalenie sprawia, że faceci rzadko pozwalają sobie na przyznawanie się do słabości, duszą w sobie bardzo wiele. Nieporównywalnie wyższa liczba samobójstw dokonywanych przez mężczyzn nie jest przypadkiem. To moja refleksja, a na koniec jeszcze jedno pytanie. W jednej z rozmów powiedziałaś: „Najważniejsza jest dla mnie wolność”. W trakcie tej rozmowy poruszaliśmy natomiast temat z przeciwległego bieguna. Połączmy je. Gdzie w pisaniu książek przebiega granica między wolnością a odpowiedzialnością? Czy pisarz ma prawo napisać wszystko, czy z uwagi na czytelnika niekiedy powinien się mitygować czy nawet cenzurować?

Przede wszystkim to bardzo ważne, co mówisz o mężczyznach. Zgadzam się, że tak właśnie jest. Co do pytania, to wydaje mi się, że można pisać o wszystkim. Oczywiście są kwestie, o których pisze się trudniej, tak było w przypadku „Nigdy, nigdy, nigdy”, dlatego też jest to powieść, a nie książka autobiograficzna, bo dzięki fikcji mogę ukryć to, co pochodzi bezpośrednio ode mnie. Lubię jednak myśleć, że literatura ma przestrzeń i pojemność wystarczającą, by pomieścić wszystkie możliwe tematy.

O autorce

Linn Strømsborg (ur. 1986) jest norweską pisarką, autorką sześciu powieści. Dwie ostatnie: „Nigdy, nigdy, nigdy” oraz „Kurwa, kurwa, kurwa” ukazały się w Polsce nakładem wydawnictwa ArtRage. Zadebiutowała w 2009 roku powieścią „Roskilde” o grupce młodych ludzi na słynnym festiwalu muzycznym. Powieść „Nigdy, nigdy, nigdy” ugruntowała jej pozycję jako jednego z najciekawszych głosów we współczesnej literaturze norweskiej i została nominowana do prestiżowej Nagrody Księgarzy Norweskich.

Chcesz kupić powieść „Kurwa, kurwa, kurwa” w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw alert LC dla tej książki!

Książka jest już dostępna w sprzedaży online.

---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [7]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Nolte  - awatar
Nolte 13.11.2023 08:51
Czytelnik

Dekoduję tytuł wygwiazdkowany 
KUTWA
KARWA
KURIA
Żadnych wulgaryzmów 😀

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ronoaro  - awatar
Ronoaro 11.11.2023 12:03
Czytelnik

Antyteza kultury, dająca kikut obcowania z kulturą wyższą enuchom intelektualnym, którzy nigdy z kulturą i sztuką nie mieli  nic wspólnego, bo treści z jakimi obcują to 15-sekundowe filmiki na TikToku albo zmontowane na papkę materiały na YouTubie. Dziś oddanie kału na środku rynku miasta jest manifestem artystycznym, jeśli do tego powbijamy w łajno patyki to już instalacja...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Armand_Duval  - awatar
Armand_Duval 10.11.2023 18:20
Czytelnik

Chuj Chuj Chuj. Moja nowa powieść. O Tusku,  albo jak ktoś woli o Kaczyńskim.  😂

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Nolte  - awatar
Nolte 19.11.2023 14:33
Czytelnik

Wolę o Kaczyńskim. Właściwie to może być reportaż albo biografia.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Antoniówka  - awatar
Antoniówka 10.11.2023 16:16
Czytelniczka

Choć książka jest niewątpliwie ciekawa, to nie do końca zgadzam się z autorką. Może to zresztą świadczy o klasie literatury, jeśli skłania czytelników do polemiki.
Uwaga spojlery: Britt już wcześniej próbowała odmienić swoje życie - zachodząc w ciążę. Była przekonana, że tego właśnie chce. Czy kolejna próba - rozwód i życie w pojedynkę jest gwarancją sukcesu? Wątpię, bo...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
lumineer  - awatar
lumineer 10.11.2023 12:56
Czytelniczka

"W dłuższej perspektywie jest to cenne rozwiązanie dla jej córki, dlatego że Britt będzie miała rzeczywiście czas na to, żeby być matką. Przedtem koncentrowała się głównie na tym, by po wszystkich sprzątać, była ciągle niezadowolona. A tak może co drugi tydzień być mamą, siedzieć z córką razem na balkonie i rozmawiać o ich życiu (...)"
Niesamowicie to naiwne, do tego w...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Grzegorz Przepiórka - awatar
Grzegorz 09.11.2023 15:30
Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post