-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Cytaty z tagiem "powrót jedi" [4]
[ + Dodaj cytat]
Gwiazda Śmierci orbitowała na skraju Galaktyki, wokół zielonego księżyca Endor - księżyca, którego planeta macierzysta dawno temu rozpadła się w nieodgadnionym kataklizmie i rozpłynęła w nicość. Gwiazda Śmierci była opancerzoną Stacją Bojową Imperium, niemal dwukrotnie większą od swej poprzedniczki, zniszczonej przed wielu laty przez flotę Rebeliantów. Niemal dwukrotnie większą i ponad dwukrotnie potężniejszą. Jej budowa jeszcze trwała.
Ta niedokończona kula zwisała nad żywym, zielonym światem Endoru, wyciągając ku niemu macki konstrukcji. Przypominały chwytne odnóża jadowitego pająka.
A u szczytu sali, na podwyższeniu, przyglądając się tej rozpuście leżał Jabba Hutt.
Głowę miał trzy, może czterokrotnie większą od ludzkiej, żółte, gadzie oczy i wężową skórę, pokrytą warstewką tłuszczu. Nie miał szyi, za to ciąg podbródków, przechodzących w wielkie, nabrzmiałe cielsko, wypasione do granic wytrzymałości kradzionymi kąskami.(...) Nie miał nóg - tułów zwężał się stopniowo w długi, gruby ogon, podobny do wałka drożdżowego ciasta i sięgający do krawędzi podwyższenia, pełniącego rolę tronu. Szerokie, pozbawione warg usta sięgały prawie uszu; ślinił się bez przerwy. Był zdecydowanie obrzydliwy.
Nikt nie potrafił się oprzeć, wszyscy chłonęli ciemną Moc u samego źródła. Imperator po prostu dostrzegł tę prawdę i wykorzystał ją - naturalnie dla budowania własnej wielkości.
Ponieważ jego dusza była ciemnym ośrodkiem Imperium.(...)Uśmiechnął się na tę myśl: on sam był Imperium, był wszechświatem.
Vader bał się także. Bał się usunąć pancerną maskę, od tak dawna tkwiącą między nimi; czarną, twardą powłokę, która od dwudziestu lat pozwalała mu istnieć, była głosem, oddechem, wzrokiem... jego tarczą przed wszystkimi ludźmi. Teraz miał ją zdjąć, by przed śmiercią spojrzeć na syna.(...) To była smutna, zmęczona twarz starca. Łysy, bez zarostu, miał szeroką bliznę od czubka głowy do potylicy, głęboko osadzone, mętne, ciemne oczy i trupio bladą skórę, która od dwudziestu lat nie widziała słońca. Starzec uśmiechnął się słabo; jego oczy zalśniły od łez. Przez chwilę był podobny do Bena.