-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant7
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński6
Cytaty z tagiem "dorastanie" [369]
[ + Dodaj cytat]Z dzieci rodziców o niskim stopniu kontroli i niskiej akceptacji wyrastają najczęściej nastolatki borykające się z wieloma problemami, łącznie z przestępczością i uzależnieniami. Dzieci rodziców o wysokim stopniu kontroli i małej akceptacji (autorytatywni) okazują się nieprzystosowane do życia w społeczeństwie i pozbawione pewności siebie. Rodzice o niskim stopniu kontroli i znacznej akceptacji (pobłażliwi) mają dzieci bardzo impulsywne, niezbyt odpowiedzialne i w dużej mierze zależne od nich. Wytworem rodziców o wysokim stopniu kontroli i wysokim stopniu akceptacji (surowi, ale kochający) są nastolatki niezależne, odpowiedzialne i pewne siebie. Według tych badań w idealnej rodzinie dzieci odbierają od rodziców przekaz: „Kochamy cię, ale musisz robić to, co mówimy”.
Małe dziecko (...) przetwarza więcej danych - wykonuje większą pracę - niż jakiekolwiek inne dziecko w jakiejkolwiek poprzedniej kulturze w ciągu całej historii świata. Doprawdy, nie uświadamiamy sobie faktu, że nasze dzieci zawzięcie pracują, przetwarzając dane w świecie elektrycznie dostarczanej informacji. A gdy te same dzieci idą do szkoły - szkoły podstawowej - natrafiają na sytuację, która je całkowicie oszałamia (...) wkracza w świat, w którym informacji jest jak na lekarstwo, ale jest ona za to uporządkowana i ujęta w pewną strukturę poprzez częściowe, sklasyfikowane szablony, przedmioty i programy nauczania. Jest wyraźnie zdezorientowane (...) Zakłopotanie dzisiejszych młodych ludzi wiąże się właśnie z niezwykłą przepaścią rozdzielającą owe dwa światy (...) Dorastanie jest w dzisiejszych czasach absurdalne, jako że żyjemy w dwóch światach naraz, a żaden z nich nie sprzyja dorastaniu (...) Dorastanie nie jest pracą, jest rolą. W epoce elektrycznie przetwarzanej informacji dorastanie stało się głównym zadaniem ludzkości.
(...) if you didn't have hopes and ambitions when you were a teenager, you'd be pretty much fucked later on.
Lecz to nie jej ojciec dostrzegł pierwszy, że dziecko wyrosło na kobietę. Na ogół ojcowie rzadko to widzą. Ta zmiana jest zbyt subtelna, by mierzyć ją datami. A najrzadziej dostrzega ją sama dziewczyna.
Dziesięć tysięcy rozmów. Breavman pamięta osiem tysięcy. Osobliwości, potworności, cuda. Do dzisiaj prowadzą te rozmowy. W miarę jak dorastają, potworności stają się umysłowe, osobliwości seksualne, a cuda religijne.
s.45.
Siedziałeś odwrócony plecami, patrzyłeś w rzekę i pomyślałam, że na tym to chyba polega, ta cała dorosłość. Że może naprawdę tylko tyle zostaje, sznurek, kamyk, szkiełko schowane w małej skrzynce pod łóżkiem. Garść prochu tam, gdzie kiedyś stał nasz dom. I cisza. Bo w pewnym momencie świat po prostu przestaje być śmieszny”...
Najlepiej było, gdy ktoś umierał. Rzucaliśmy się wtedy na jego bezwładne ciało i obrysowywaliśmy je kredą. Dokładnie, cały kontur. Tak jak w filmach. Rysowaliśmy na czworakach, jedni zaczynali od stóp i łydek, reszta od głowy. Najlepiej do tego nadawała się ta biała kreda do pisania na szkolnych tablicach. Była twarda i dawała wyraźną, grubą linię, zupełnie jak w filmach. No i nie łamała się tak szybko jak te barwione, cienkie, ze sklepu. Ale tamtej zawsze brakowało, więc najczęściej trup wyglądał, jakby upadł na tęczę, tak się mieniła linia, bo przecież każdy miał inny kolor. Już ten trup wcale nie wyglądał jak trup. I nikt się go nie bał. Szturchało się go tylko co chwila, żeby już się nie ruszał. Bo kto widział falujące linie wokół nieboszczyka, nie może być. Potem takich obrysów w kształcie małych chłopców było pełno na każdym chodniku, dopiero deszcz je zmywał. A dorośli chodzili i pukali się w czoło. W klasy by pograli. A porysowaliby coś, narzekał Dziadek, ścierając kontur butem. Ale nie chcieliśmy. Woleliśmy umierać. Umieraliśmy namiętnie, ile nas było. Jedni po spadnięciu z niskiej gałęzi. Inni, gdy grali w nogę. To najczęściej. Albo w gumę. Wystarczył jeden nieostrożny ruch i już się wywalało na rowerze. Wystarczyło, że ktoś się przewrócił, a już dobiegaliśmy do niego z tą kredą – jak stado sępów. No, zupełnie jak w filmach.
Raz na jakiś czas zakładam garnitur, idę na wagary i badam, jak wygląda życie dorosłego człowieka. (...) Po prostu chcę wiedzieć, czy warto w ogóle dorastać. To wszystko. Potem śledzę najżałośniej wyglądającego dorosłego, bo wiem, że pewnego dnia sam znajdę się w jego położeniu: będę najżałośniejszym dorosłym w wagonie metra. Chcę się dowiedzieć, czy zdołam to wytrzymać.
Zdolność krytycznej oceny to coś strasznego. Kiedy miałem jedenaście lat, nie było złych filmów, tylko filmy, których nie chciałem oglądać, nie było złego jedzenia, tylko brukselka i kapusta, i nie było złych książek: każda, która czytałem, wydawała się świetna.
A szmaragd pokazałam ci dopiero, gdy już siedzieliśmy na moście; z nogami w powietrzu, z rękami w kieszeniach. Wziąłeś go ode mnie i trzymałeś w zaciśniętej dłoni. Powiedziałeś, że to nic specjalnego, stłuczka z tych wszystkich butelek, które twój ojciec przepił. Przykleił je do ściany, żeby pamiętać, jak wiele ich było. No i żeby się wstydzić. Powiedziałeś, że to chyba właśnie znaczy patrzeć przez dno butelki. Ale powiedziałeś to mrużąc oczy, z tym swoim krzywym, złośliwym uśmiechem, więc nikt ci nie wierzył. Kolejno braliśmy kamień. Gdy się patrzyło przez niego w słonce, wszystko wyglądało inaczej. Cała wieś była zielona, jakby budynki i drogi zostały zalane wodą. Ludzie dryfowali, zanurzeni w tym blasku jak wielkie, nieme ryby. I wszystko było zamglone, zupełnie inne. Jasne, ten dzień i wszystkie jego odcienie, nic więcej nie było ważne. Twoje odbicie rozmyte przez szkło, to miejsce, słońce.