cytaty z książki "Faza piąta: Ciemność"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Sam siedział za kółkiem, Dekka obok niego. Komputerowy Jack wciśnięty był w wąską przestrzeń za siedzenim kierowcy i nie wyglądał na zadowolonego.
- Bez urazy, Sam, ale zjeżdżasz z drogi. Zjeżdżasz z drogi! Sam! Zjeżdżasz z drogi!
- Nieprawda. Zamknij się - warknął Sam, wyjeżdżając z powrotem na drogę, po tym jak samochód omal nie wylądował w rowie.
-Serio? W tej całej sytuacji to właśnie ciąża sprawia, że się krzywisz? Ciąża?
-Kiedyś kazała mi siebie dotknąć. No wiesz, brzucha. I mówiła o jej... no wiesz, o swoich...-wskazał na swoją klatkę piersiową i wyszeptał:-brodawkach.
-No tak-stwierdziła sucho Astrid- to na pewno było dla ciebie wstrząsające.
Nie wolno się bać. Strach to mała śmierć, a wielkie unicestwienie. Stawię mu czoło. Niechaj przejdzie po mnie i przeze mnie. A kiedy przejdzie, obrócę oko swej jaźni na jego drogę. Którędy przeszedł strach, tam nie ma nic. Jestem tylko ja."
Wszystko się zmienia, kiedy zło widzi, a ja nie. Wszystko się zmienia, kiedy zło wie, że nie musi się ukrywać, że może zaatakować. Nie ma sensu udawać, że ciemność nic nie zmienia. Zmienia wszystko.
Nawet teraz, w ciemności, gdy wszyscy jesteśmy tak przerażeni. To jeszcze nie koniec. Uwierz w to, dobrze ? Uwierz, że to jeszcze nie koniec.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że jesteś gejem? - zapytał Sam.
Edilio wyglądał, jakby ktoś go spoliczkował. Szybko się pozbierał, choć na jego twarzy malowały się jednocześnie nieufność i wstyd.
- Masz wystarczająco dużo problemów na głowie.
- To nie jest „problem”, Edilio. Moja dziewczyna włóczy się gdzieś w ciemności, świat się kończy, gdzieś tam grasuje Drake. To są problemy. A wiadomość, że masz kogoś, kto się o ciebie troszczy? Nie, to nie jest dla mnie najmniejszym problemem.
- Opowiem ci dowcip,Cigarze. Rozum i szaleństwo idą razem na spacer w ciemności szukając wyjścia.
Cigar roześmiał się, jakby to było zabawne.
- wiesz chociaż jaka jest puenta, biedny, szalony chłopaku?
- Nie - przyznał Cigar.
- Ja też nie więc po prostu idźmy przed siebie, póki starczy nam sił.
-Tak, tak, w filmie zagram samą siebie. Bryza jest znacznie lepsza niż jakieś tam efekty specjalne.
Poczucie winy było czymś fascynującym: zdawało się nie słabnąć mimo upływu czasu. Stawało się raczej coraz bardziej dojmujące, bo zapomniała o okolicznościach, a strach i poczucie obowiązku stawały się abstrakcyjne. Tylko jej własne działania wciąż pozostawały w jej pamięci krystalicznie wyraźne.
Wciąż w pewien sposób pozostawała Genialną Astrid.
Właśnie dlatego mieszkała w lesie, cała pogryziona przez muchy, śmierdząca padliną i dymem, z rękami pełnymi blizn i odcisków. Dlatego w ciągłym napięciu wciąż rozglądała się ostrożnie dookoła, próbując zidentyfikować każdy z dźwięków lasu i dlatego ćwiczyła ładowanie strzelby. Bo przecież tak właśnie musiało wyglądać życie geniusza.
Sanjit pomyślał, że nie są straszne te potwory, które się od nas całkowicie różnią. Straszne są te, które ludzi przypominają. Kryją w sobie ostrzeżenie, że to, co im się przytrafiło, może się przytrafić każdemu.
Umrzyj, Dekko. Nic się nie stanie, jeśli to zrobisz, jeśli po prostu zostaniesz tu i pozwolisz swoim powiekom opaść, bo i tak nie ma już nic do zobaczenia. Słyszysz, Dekko? Nie czeka cie już nic oprócz strachu. A śmierć jest lepsza, bo gdy umrzemy, przestaniemy się bać, prawda?[...]
To nie byłoby samobójstwo. Owszem, nie wolno samemu się zabić. Ale pozwolić sobie odejść? To przecież nie grzech.
Mam ci wytłumaczyć, dlaczego o to proszę, Boże? Wiesz co? Po prostu przewiń taśmę i obejrzyj sobie ostatnią godzinę... abo jeszcze lepiej, ostatni... ile to już czasu? Prawie rok?
Jeszcze nie wystarczy? Chcesz sobie popatrzeć, Boże? Pośmiać się? Zobacz, co mi zrobiłeś. Uczyniłeś mnie silną, a potem rzuciłeś mną o ziemię.[...]
Po prostu mnie zabij, dobrze? Poddaję się. Tutaj jestem. Widzisz w ciemności, prawda, Boże? Nie masz jakiegoś noktowizora? Wiesz, takiego, który czyni wszystko zielonym i świecącym. No to użyj go, Boże, Panie, wielki brodaty facecie z nieba, użyj swojego noktowizora i spójrz na mnie, dobrze? Dokładnie przyjrzyj się temu, co zrobiłeś.[...]
Wiedziałeś o tym? Pewnie nie, sokor jesteś Bogiem i niczego się nie boisz.
Tego bowiem Sam bał się znacznie bardziej niż jakiegokolwiek potwora: że mógł okazać słabość, zachować się jak tchórz. Przeraźliwie bał się strachu.
Spodziewała się, że zobaczy w jego oczach smutek. Może poczucie winy. Omal nie rozpłakała się ze wzruszenia, widząc oczy chłopca, który nigdy się nie poddał. Oczy chłopca, który najpierw walczył z Orkiem, potem z Caine'em, a jeszcze później z Drakiem i Penny.
Widziała Sama Temple. Jej Sama Temple.".
Gaia przemawiała jednak teraz przez Dianeę.
Przemawiała poprzez swoją matkę.
Diana czula umysł dziecka, badający jej własny. Nie był to umysł zwykłego, małego dziecka, ale było w nim małego dziecka, ale było w nim nie tylko chłodne okrucieństwo gaiaphage. Stawali się jednym: Gaia i Ciemność. Łączyli się ze sobą, a istota, która miała powstać z tego związku, mogła być czymś więcej lub mniej, ale z pewnością nie dokładnym odpowiednikiem dziecka ani potwora.
O jednym tylko Diana nie mogła przestać myśleć. Tylko o jednym. O tym, w jaki sposób Gaia sięgała w jej wspomnienia, jakby przeglądała album ze zdjęciami. Jakby czegoś szukała, coś wyczuwała.
Nie szperała na ślepo, ale szukała czegoś konkretnego.
Diana nie potrafiła bronić się przed Gaią. Nie mogła nic przed nią ukryć. Mogła jedynie przyglądaćsię,jak jej wspomnienia rozwijały się, ukazując minione zdarzenia. I ludzi.
Gaia przyglądałą się ludzią, którym znała Diana.
Brianna. Edilio. Duck, Albert i Mary.
Tylko nie Panda, nie Panda.
Caine. Gaia długo przyglądała się zdjęcią Caine`a.
Licznym Flirtom, żartom.
Temu, jak Diana go prowokowała. Mrocznej ambicji, którą wnim zauważała. Temu, jak po raz pierwszy pokazał jej swoją moc.
Straszliwym rzeczą, które razem zrobili. Bitwom., Morderstwu.
To prawda, ale nie patrz już dalej. Przyznaję się do tego wszystkiego, Gaio, córko moja, ale proszę, wystarczy. Proszę.
Zapach. Właśnie zapach dziecko znalazło na samym początku. Zapach pieczonego ludzkego mięsa. Oczy Diany napelniły się łzami. Dziecko spróbowało tegoc, czego spróbowała Diana.
Dziecko poczuło, jak jej żołądek żywi się mięsem, które wcześniej było chłopcem o imieniu Panda.
Tak,powiedziałą Diana do umysłu, który znajdował się w jej umysłu. Jestem potworem, tak jak ty. Ale mamusia cię kocha.
Dlaczego miałbym karać jakieś dziecko za utratę rozumu, skoro wszyscy mieliśmy prawo dawno już zwariować ?
Bójcie się, pomyślał Albert. Bójcie się, bo nic innego wam nie pozostaje. Więc bójcie się, a potem bójcie się jeszcze bardziej, aż wreszcie dosięgną was panika i zniszczenie.
- Cóż - powiedziała Brianna - wszystkie pieski idą do nieba. kojoty w przeciwną stronę.
Nie. Nie. Nie. Zupełnie nie rozumieli, jak to jest z lękiem. Lęk nie wiąże się wprost z rzeczywistością, ale z możliwościami.
Istniała logika. Ale istniał też instynkt. Instynkt Sama podpowiadał mu, że każda mijająca w bezczynności sekunda oznacza przegraną.
-Gdzie on teraz jest?
-Odszedł - powiedział ze smutkiem Cigar.
Astrid westchnęła. -Taaak. Zupełnie jak Bóg - nigdy go nie ma, kiedy jest potrzebny.
Przecież wszyscy byli tylko ludźmi. A ich bogiem był lekkomyślny, obojętny na ich los dzieciak.
Przez sen Astrid zachichotała. A zatem nie pójdzie do piekła. To piekła przyjdzie do niej.
Był bezradną zabawką w rękach wariatki, mogącej uczynić go równie szalonym jak ona.
Lęk przed nią [ciemnością] był lękiem przed samym sobą. Nie przed tym, co jest 'tam', ale przed własnymi reakcjami." -Sam Temple.
Nie weźmiesz jej ze sobą po to, żeby strzelać do Drake'a czy Penny, nie wspominając nawet o Ciemności, jeśli rzeczywiście się pojawi - zadrwił. - Raczej po to, żeby włożyć sobie pistolet do gęby i nacisnąć spust, jeśli którekolwiek z nich położy na tobie łapy.