cytaty z książek autora "Anna Karpińska"
Chwile szczęścia, którymi się cieszymy, przychodzą niespodziewanie. To nie my je chwytamy, ale one nas.
Chcesz pomóc, to podaj rękę, a nie szukaj kogoś, kto cię zastąpi".
Wpłynęłaś w moje ramiona i byłem bardzo szczęśliwy. Jak nigdy wcześniej, jak nigdy potem.
Trzymaj się mała! Damy radę wszystkim ojcom świata. Twój Paweł".
Dla Any, która dała mi życie, nie wiedząc, że jednocześnie je odbiera.
Serce dyktowało co innego i choć intuicja nie zawsze kierowała mnie w dobrą stronę, tym razem miało być inaczej.
Życie wymaga dokonywania wyborów i konsekwentnego w nich trwania.
Tajemnice przestały istnieć, chociaż przyszłość wciąż pozostawała niewiadomą.
W samolocie poczułam się niemal jak na wakacjach, że patrząc na zielono - niebieskie połacie Mazur, a potem na równinną Litwę, odzyskałam namiastkę spokoju.
Zdrowie córki było jednak najważniejsze i żadne niechlubne sprawy z przeszłości nie mogły przesłonić celu, do którego dążyłam.
Mimo totalnego bałaganu w głowie, poczucia zawodu, który pośmiertnie zafundowali mi rodzice, i podświadomego żalu do Oli, że to ja, a nie ona, zostałam jak zbędne bocianie jajo wyrzucona z rodzinnego gniazda, musiałam stawić czoła rzeczywistości.
W pierwszym odruchu chciałam zadzwonić do męża i poprosić o wsparcie, ale wydarzenia ostatnich dni uświadomiły mi, że nasze małżeństwo już nie istniało. Istniała za to Arleta w ciąży i zapowiedź rychłego rozwodu. Rozstanie nastąpiło mimo naszych dzieci, które za niecałe cztery miesiące miały pojawić się na świecie. O ile los okaże się łaskawy, a lekarze będą potrafili je uratować.
Powstrzymałam odruch, by zapytać, czy jej mąż ma na imię Sambor, a do sali weszła pielęgniarka.
– Pani Jarema, ma pani gościa. Przyszedł mąż.
– Przepraszam – powiedziała Marta z uśmiechem. – Porozmawiamy później. To Sambor! Jeszcze
nie widział córeczki.
Odruchowo gładziłam brzuch i wypowiadałam bezgłośnie słowa modlitwy, nie wiedząc, czy Bóg wysłucha kobietę, która pozwoliła zapłodnić się metodą in vitro.
Tato zmarł tydzień po sylwestrze, zaskoczywszy wszystkich swoim odejściem. Zarówno rodzinę, przyjaciół, jak i pracowników firmy, którą przejął po swoim teściu, a moim dziadku.
Godziny badań i oczekiwania na wyniki ledwie przeżyłam. Poddawałam się im bezwolnie jak szmaciana lalka, raz po raz próbując odczytać z oczu lekarzy diagnozę. Przypuszczałam, że Ola, która siedziała w szpitalnym korytarzu, przeżywa to samo. Obie bałyśmy się o dzieciaki, ale to ja sprawiłam, że mogłyśmy je stracić. Momentu, w którym przyszedł do mnie doktor, nie zapomnę do końca życia. Był spokojny, ale… Oni zawsze trzymają fason, pomyślałam. Nawet wówczas, kiedy mają do przekazania hiobowe wieści.
Rola tej drugiej przestała mnie zadowalać. Marzyłam o normalnej, szczęśliwej rodzinie, takiej, jaką udało się stworzyć Magdzie i Łukaszowi. Mimo to jakaś cząstka mnie ponownie dała się zaczarować kochankowi.
Z przemowy Sambora zrozumiałam jedno: on nigdy nie opuści Marty i dzieciaków. Wiedziałam o
tym od zawsze. Ale kiedy tak siedział naprzeciwko i przemawiał tym swoim aksamitnym głosem,
przypomniałam sobie, dlaczego w Paryżu się zakochałam, nie bacząc na obrączkę. Zakazany
owoc. Dojrzały i nęcący. Szkoda, że nie dla mnie.