cytaty z książki "Wizyta arcybiskupa"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
W mieście oczekiwano wizyty arcybiskupa Zilavy. Właśnie dlatego należało jak najszybciej pochwycić wszystkie niepożądane osoby, a przede wszystkim przebywających na wolności chorych.
Nad dachami domów drżała galaretowata kopuła smrodu, od którego milkły nawet najbardziej zapalczywe mewy. Pośród murów unosiła się wprawiająca w odrętwienie cisza; słychać było jedynie bzyczenie much uderzających co i raz o szyby okien. Przenikało ono przez szyby i niczym czarne uderzenia bicza rozchodziło się echem po mrocznych pokojach.
Z wnętrza samochodu dolatywała oszałamiająca woń – zapach miejsca, gdzie nie trzeba się liczyć z pieniędzmi. Niektórzy z bliżej stojących gapiów, czując go, po prostu wybuchali płaczem.
Koniec końców, w miejscu gdzie, gdzie wcześniej były siostry Senkowitz, zostały tylko dwie, czy trzy szufelki śmieci. W wypełnionej strzępami gałganów, wiórami i drzazgami parującej mięsnej miazdze trudno się było dopatrzyć nie tylko dwóch, ale nawet jednego trupa. Mewy niewiele zostawiły.
Ulicami miasteczka parami lub trojkami błąkały się borsuki, jednorożce i rysie, które czasem pod osłoną nocy rzucały się dla hecy na przechodniów.
Żołnierze przez długie tygodnie piekli na fortepianach poćwiartowane baranie tusze – szlachetne drewno dłużej trzyma żar – struny pękały jedna po drugiej z gorąca, a ich brzęk mieszał się z dymem, wzlatywał nad podwórzem i jeszcze przez wiele dni szybował nad dachami.
Trzymał teraz w dłoni połówkę granata, a w sączącym się do baraku świetle księżyca jego drobne pestki – rubinowe ziarna miłości – lśniły niczym drogie kamienie.
O odporności wikariusza Peripravy zaczęły już krążyć legendy, mówiono że jest jak jaszczurka – gdy obciąć jej ogon, odrośnie drugi – dlatego poćwiartowali go na drobne kawałki, by ochłapy, które z niego zostały, nigdy już nie mogły zrosnąć się do kupy.