cytaty z książki "Demian"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Z chwilą, gdy nienawidzimy jakiegoś człowieka, nienawidzimy w jego obrazie czegoś, co tkwi w nas samych. Nie oburza nas bowiem coś, czego w nas samych nie ma.
Nie pragnąłem przecież nic więcej, niż żyć tym, co samo chciało ze mnie się wydobyć. Czemuż było to tak bardzo trudne?
Chciałem dostosować się do normy, chciałem sprostać wymogom, których nikt mi nie stawiał, chciałem być czymś lub udawać coś, czym wcale nie jestem. I w ten sposób raz jeszcze doszło do tego, że zadałem gwałt samemu sobie i całemu w ogóle życiu.
Byłem podówczas, mając lat prawie osiemnaście, niezwykłym młodzieńcem, w stu różnych sprawach przedwcześnie dojrzałym, w stu sprawach innych niezmiernie zapóźnionym i bezradnym. I gdy kiedykolwiek porównywałem siebie z innymi, czułem się często zarozumiały i dumny, lecz równie często przygnębiony i upokorzony.
Moja to była sprawa uporać się z samym sobą i znaleźć własną drogę, a wywiązałem się z tego zadania źle, jak większość tych, których dobrze wychowano.
Ludzie garną się ku sobie, ponieważ wzajemnie siebie się obawiają.
Nie powinien pan porównywać siebie z innymi, i jeśli natura stworzyła pana w postaci nietoperza, nie powinien pan chcieć przekształcić się w strusia! Uważa się pan niekiedy za dziwaka i wyrzuca sobie, że obiera pan inne drogi niż większość ludzi. Musi się pan tego oduczyć. Niech pan patrzy w ogień, niech pan spogląda w chmury, a z chwilą, gdy zbudzą się w panu przeczucia, odzywać się zaczną głosy w pańskiej duszy, niech im pan zawierzy, nie zadając sobie uprzednio pytania, czy to się spodoba lub będzie miłe pana nauczycielowi, pana ojcu czy też jakiemuś panu Bogu!
Ptak wykluwa się z jaja. Jajem jest świat. Kto chce się urodzić, musi świat zniszczyć. Ptak leci do Boga. A imię Boga Abraxas.
I dobrze jest pamiętać o tym, że w nas samych istnieje ktoś, kto wszystko wie, wszystkiego chce i wszystko lepiej robi niż my.
Miłość nie powinna prosić- mówiła- ani żądać. Miłość musi posiadać siłę, dzięki której dojdzie sama w sobie do pewności. I wtedy nie ją cokolwiek ciągnąć będzie, lecz ona będzie przyciągać.
Błędem było, absolutnym błędem nowych bogów, pragnienie obdarzenia świata czymkolwiek! Żaden, żaden, żaden obowiązek nie istniał dla ludzi przebudzonych, oprócz tego jednego: szukać samego siebie, w sobie się umocnić, po omacku szukać własnej drogi naprzód, niezależnie od tego, dokąd ona wiedzie.
Czasami uważałem siebie za geniusza, czasami za półwariata. Nie potrafiłem uczestniczyć w radościach i życiu moich rówieśników, a często trawiły mnie wyrzuty sumienia i smutne myśli, że jestem beznadziejnie od nich oddzielony i życie przede mną jest zamknięte.
Widzę, że myślisz więcej, niż potrafisz powiedzieć. Jeśli jednak tak jest, to wiesz także, że nigdy w pełni nie przeżyłeś wszystkiego, co pomyślałeś, a to niedobrze. Wartość posiada bowiem tylko takie myślenie, które przeżywamy. A ty wiedziałeś, że twój „dozwolony świat" był jedynie połową świata i usiłowałeś zakamuflować tę drugą połowę przed samym sobą, tak, jak to robią księża i nauczyciele. To ci się nie uda! Nie udaje się bowiem nikomu, z chwilą gdy zaczął już myśleć.
Nie można jednak przeprosić za żadną istotną sprawę, a dziecko czuje to i wie równie dobrze i głęboko jak każdy mędrzec.
Nie wiem, czy rodzice mogą wiele dokonać w tej dziedzinie, więc nie czynię im z tego powodu wyrzutów. Moja to była sprawa uporać się z samym sobą i znaleźć własną drogę, a wywiązałem się z tego zadania źle, jak większość tych, których dobrze wychowano.
Każdy człowiek jest jednak nie tylko sobą: stanowi również jedyny, niepowtarzalny, w każdym wypadku ważny i osobliwy punkt, w którym krzyżują się ze sobą zjawiska tego świata, raz jeden tylko w ten właśnie sposób i nigdy więcej.
Zawsze o wiele za ciasno wytyczamy granice własnej osobowości! Zaliczamy do swojej osoby zawsze jedynie to, co odróżniamy jako indywidualne i co uznajemy za odstępstwo. Stanowimy przecież jednak twór składający się ze wszystkiego, co przynależy do całego świata, każdy z nas, i podobnie jak ciało nasze nosi w sobie rodowody rozwoju stworzeń aż po ryby, a nawet znacznie dalej jeszcze, tak też i w duszy mamy wszystko, cokolwiek i kiedykolwiek w duszach ludzkich żyło. Wszyscy bogowie i szatani, jacy kiedykolwiek istnieli, czy to u Greków, czy u Chińczyków, czy u dzikich Zulusów, mieszkając w nas, istnieją jako możliwości, jako pragnienia, jako drogi wyjścia. I gdyby cała ludzkość wymarła poza jednym jedynym, niezbyt nawet utalentowanym, dzieckiem, które nigdy niczego się nie uczyło, dziecko to odnalazłoby bieg wszelkich rzeczy, byłoby w stanie tworzyć i produkować bogów i demonów, raje, nakazy i zakazy, stare i nowe testamenty — wszystko.
Wszędzie szukali ludzie "wolności" oraz "szczęścia" gdzieś poza sobą, wyłącznie ze strachu, że przypomną im o własnej ich odpowiedzialności, o własnej ich drodze.
Uważa się pan niekiedy za dziwaka i wyrzuca sobie, że obiera pan inne drogi niż większość ludzi. Musi się pan tego oduczyć. Niech pan patrzy w ogień, niech pan spogląda w chmury, a z chwilą gdy zbudzą się w panu przeczucia, odzywać się zaczną głosy w pańskiej duszy, niech im pan zawierzy, nie zadając sobie uprzednio pytania, czy to się spodoba lub będzie miłe panu nauczycielowi, panu ojcu czy też jakiemuś panu Bogu! W ten sposób człowiek sam sobie wszystko psuje. W ten sposób wchodzi się tylko grzecznie na chodnik i przekształca się w mumię.
Po raz pierwszy świat zewnętrzny łączył się w czystej harmonii z wewnętrznym moim światem - a taki dzień jest świętem duszy, w taki dzień doprawdy warto żyć.
Nauczyłem się, ja, człowiek od tak dawna samotny, cieszyć wspólnotą, która możliwa jest pomiędzy ludźmi, którzy zakosztowali już samotności absolutnej.
Obojętne mi było, co ze mnie wyrośnie. Na swój, bynajmniej nie piękny, sposób, przesiadując po knajpach i uprawiając najdziksze wyskoki, kłóciłem się ze światem, to była forma mojego protestu. Zżerało mnie to, niekiedy zaś cała sprawa przedstawiała mi się mniej więcej tak: jeśli świat nie potrzebował ludzi takich jak ja, jeśli nie miał dla nich lepszego miejsca ani szczytniejszych zadań, to ludzie do mnie podobni musieli po prostu zmarnieć. I niechby sobie świat ponosił wskutek tego straty.
The things we see [...] are the same things which are in us. There is no reality except that which we have in ourselves. For that reason most people live so unreally, because they hold the impressions of the outside world for real, and their own world in themselves never, enters into their consideration. You can be happy like that. But if once you know of the other, then you no longer have the choice to go the way most people go. Sinclair, the road for most people is easy, ours is hard. Let us go.
Przeczułeś dopiero część prawdy. A reszta też do ciebie dojdzie, wierz mi! Odczuwasz na przykład teraz w sobie, od roku już mniej więcej, popęd silniejszy od wszystkich innych, a uważasz go za „zabroniony". Grecy zaś i wiele innych narodów uczynili przeciwnie, uznając ów popęd za boga i cześć mu oddając podczas wielkich uroczystości. A zatem to co „zabronione" nie jest wcale wieczne i bywa zmienne. Obecnie przecież każdy człowiek może spać z kobietą, z chwilą kiedy wraz z nią zgłosił się do księdza i kiedy ją poślubił. U innych narodów natomiast sprawy te jeszcze dzisiaj przedstawiają się inaczej. Dlatego też każdy z nas musi sam dla siebie dochodzić, co dozwolone, a co zabronione — dla niego zabronione. Można nigdy nie uczynić nic zabronionego i być przy tym arcyłotrem. I odwrotnie także. Właściwie to tylko kwestia wygody! Kto za wygodny, żeby sam myśleć i sam sobie być sędzią, poddaje się po prostu zakazom takim, jakie istnieją, i łatwo mu żyć. Lecz inni sami czują w sobie przykazania i dla nich zabronione są rzeczy, które każdy człowiek honoru czyni codziennie, natomiast dozwolone są dla nich rzeczy na ogół potępiane. Każdy musi odpowiadać za siebie.
Rzeczy, które widzimy [...] to te same rzeczy, które istnieją w nas. I nie ma żadnej innej rzeczywistości prócz tej, jaką mamy w sobie. Dlatego też większość ludzi żyje tak nierealnie, ponieważ zewnętrzne obrazy uważają za rzeczywistość, a swego własnego świata wcale nie dopuszczają do głosu.
Tych kilku ludzi, którzy wierzą naprawdę — a znam takich — lubi trzymać się dosłownego brzmienia prawd wiary, im nie mógłbym powiedzieć, że na przykład Chrystus nie jest dla mnie osobą, lecz herosem, mitem, ogromnym cieniem, w postaci którego cała ludzkość widzi własny wizerunek, wymalowany na ścianie wieczności. A tym innym, co przychodzą do kościoła, żeby posłyszeć mądre jakieś słowo, by spełnić obowiązek, by nic nie pominąć i tak dalej — cóż mógłbym powiedzieć? Nawrócić ich może? Ależ ja tego wcale nie chcę. Kapłan nie pragnie nawracać, chce jedynie żyć pośród wiernych, pośród równych sobie, i stać się nosicielem i wyrazicielem tego uczucia, z którego kształtujemy naszych bogów.
Dawniej wiele się zastanawiałem nad tym, dlaczego człowiek tak bardzo rzadko potrafi żyć dla jakiegoś ideału. Teraz zobaczyłem natomiast, że wiele, a nawet że wszyscy ludzie zdolni są umierać w imię ideału. Tylko nie mógł to być ideał osobisty, swobodnie wybrany, lecz musiał być wspólny, oparty na tradycji.
Pamiętam jeszcze, że pewnego razu łzy mi stanęły w oczach, gdy opuszczając jakąś knajpę w niedzielne przedpołudnie, zobaczyłem bawiące się na ulicy dzieci, jasne, radosne, o świeżo przyczesanych włosach, odświętnie ubrane. I podczas gdy przy brudnych stołach, w podrzędnych gospodach, wśród kałuż rozlanego piwa zabawiałem, a często i przerażałem moich kolegów niebywale cynicznymi wypowiedziami, w głębi serca czułem wielki szacunek dla wszystkiego, z czego tak szydziłem, i łkając, wewnętrznie padałem na kolana przed własną duszą, przed własną przeszłością, przed matką moją, przed Bogiem.
Możemy zrozumieć się nawzajem; lecz wyjaśnić samego siebie każdy może tylko sam.
Lecz innym razem opowiedziała mi inną bajkę. Był raz pewien człowiek, który kochał bez nadziei. Wycofał się całkowicie w głąb własnej duszy i zdawało mu się, że spłonie z miłości. Stracił świat cały z oczu, nie widział już ani błękitu nieba, ani zieleni lasu, strumień mu nie szumiał, harfa mu nie dźwięczała, wszystko zapadło, a on stał się nieszczęśliwy i biedny. Lecz miłość jego wzrastała i chciał umrzeć i sczeznąć, niż zrezygnować z pozyskania pięknej kobiety, którą kochał. I wtedy poczuł, że jego miłość spaliła w nim wszystko inne, stała się potężna i ogromna, jęła przyciągać i przyciągać, aż owa kobieta musiała jej posłuchać i nadeszła, a on stał z wyciągniętymi ramionami, gotów ją do siebie przytulić. Lecz gdy stanęła przed nim, była całkowicie przeistoczona, on zaś wzdrygając się, pojął i ujrzał, że przyciągnął do siebie cały utracony świat. Stał przed nim, oddał się mu - niebo i las, i strumień - wszystko wybiegło w nowych barwach, świeże i wspaniałe, jemu naprzeciw, do niego należało, mówiło jego językiem. I zamiast zyskać jedną tylko kobietę - miał oto cały świat w sercu, a każda gwiazda na niebie płonęła także w nim i rozkoszą przenikała jego duszę. Pokochał i przy tym odnalazł samego siebie. WIĘKSZOŚĆ LUDZI JEDNAK KOCHA PO TO, ŻEBY SIEBIE PRZY TYM ZATRACIĆ.