cytaty z książki "Obca kobieta"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Niby dlaczego miałbym zostawić Oliwię? Rozstaję się z tobą, a nie z moją córką. - Starannie podkreślił zaimek, w jednej chwili wycinając Weronikę z życia Oliwii.
- Przecież tak nie można... - wymamrotała Weronika, kiedy w końcu dotarło do niej, co Hubert próbuje jej powiedzieć. - Nie wyrzucisz mnie z jej życia. Od dziewięciu lat... jestem jedyną matką, jaką zna... jestem jej matką - powtarzała, choć jej głos słabł, aż w końcu się załamał.
Wiedziała, że to nieprawda. W świetle prawa była dla Oliwii całkiem obcą kobietą.
Weronika natychmiast ubrała twarz w najpiękniejszy uśmiech, na jaki mogła się zdobyć. Choć wewnątrz zwijała się z bólu, zamierzała pokazać temu dziecku, że wszystko jest w porządku. Bardziej niż swojego cierpienia bała się tylko bólu osób, które kochała, a Oliwia była dla niej wszystkim. To zadziwiające. Nie nosiła jej przez dziewięć miesięcy pod sercem, nie urodziła jej, nie karmiła piersią, a mimo to czuła się jej matką. Była przekonana, że gdyby miała biologiczne dzieci, kochałaby je tak samo jak Oliwię, bo bardziej kochać już nie można.
Nagle Oliwia puściła się w ich stronę. Weronice wydawało się, że czas się zatrzymał, a kilkumetrowy przedpokój wydłużył się do wymiarów boiska piłkarskiego. (...) Dziewczynka nie spuszczała wzroku z twarzy ojca, dlatego Weronika była pewna, że to w jego ramionach mała będzie szukać pocieszenia. W ostatniej chwili Oliwia przeniosła spojrzenie na macochę i rzuciła się do niej z całym impetem, mocno się przytulając. Weronika zadziałała instynktownie i zamknęła dziecko w czułych objęciach. (...) Kątem oka zerknęła na Huberta. Posłała mu prowokujące spojrzenie, które pytało, czy jest z siebie dumny. Dziecko cierpiało przez jego chwilową słabość, przez zauroczenie, które, gdyby tylko był wystarczająco silny mógł zdusić w zarodku. Ale nie. On postanowił wpakować się w romans i zniszczyć życie tak wielu osobom. (...) Tuliła do siebie dziewczynkę i nie spuszczała wzroku z jej ojca. Widziała wątpliwość wypisaną na jego twarzy i uczepiła się myśli, że nie wszystko stracone.
- Młoda to ja byłam dziesięć lat temu - zauważyła z przekąsem Weronika.
- Przecież ty nie masz nawet czterdziestu lat. Kochana, jeszcze wszystko przed tobą! Nie ma co płakać przez idiotę, który nie potrafił przypilnować rozporka! Tego kwiatu to pół światu!
- A trzy czwarte chuja warte - skomentowała filozoficznie Magda, która zawsze miała słabą głowę.
- Może i chuja, ja tam nie wiem. - Nikomu nie zaglądam do łóżka i nie interesuje mnie to, kto i z kim się w nim... no! Jeśli woli mężczyzn, proszę bardzo.
Na pierwszy rzut oka Irena i Tadeusz byli kompletnie różni. Wydawałoby się, że tak odmienne osobowości nie zdołają się porozumieć. Mama - głośna i władcza, czasem groźna, ale kochająca z całego serca. Tata mówił niewiele, jeśli jednak się odzywał, zaskakiwał trafnością spostrzeżeń i życiową mądrością. Zgadzał się z żoną właściwie w każdej sprawie, bo nade wszystko cenił sobie spokój. Swoje zdanie oczywiście miał, tyle tylko , że nie wyrażał go zbyt często. Bo po co? Uważał, że z prawdą jest jak z dupą - każdy ma własną i nie ma co świecić nią innymi przed oczami. I może właśnie w tym szaleństwie, w tej odmienności tkwił sekret ich udanego związku?
- O. - usta Ireny ułożyły się w kształt samogłoski, którą właśnie wypowiedziała.
Gdyby okoliczności były inne, Weronika na pewno parsknęłaby śmiechem. Po raz pierwszy od dwudziestu siedmiu lat widziała matkę w stanie, który nie pozwalał jej na swobodne skonstruowanie wypowiedzi. Prawdę powiedziawszy, dotychczas Weronice wydawało się, że to w ogóle niemożliwe, aby Irenę zamurowało.
Weronika czasem zastanawiała się, czy u ojca trafność wypowiedzi jest wrodzona, czy podczas trzydziestu lat małżeństwa z matką nauczył się tak sprytnie lawirować.
- Kolacja była pyszna, naprawdę. nie spodziewałam się, że jesteś aż tak dobrym kucharzem! (...)
- Ale nie zamierzasz już wracać?
- Nie rozumiem - bąknęła Weronika.
- Zabrzmiało jak wstęp do zakończenia wizyty.
- Wstęp do zakończenia, o tym jeszcze nie słyszałam. A gdzie rozwinięcie? - Weronika pozwoliła sobie na dość odważną uwagę.
Przed wyjściem z mieszkania Weronika upewniła się, czy matka zrozumiała, że dodatkiem do naleśników nie może być krem czekoladowy, ale podejrzewała, że Irena i tak zrobi swoje. Z tego, co Weronika pamiętała, wobec niej nie była taka pobłażliwa, ale na tego typu argumenty Irena niezmiennie odpowiadała, że inaczej traktuje się własne dzieci, a inaczej wnuki.
- Nie powiedziałeś mi, co o tym wszystkim myślisz.
- Bo sam nie wiem, co o tym myślę - przyznał Hubert. - Chyba nie mam prawa cię oceniać. Kiedyś mama powiedziała mi bardzo mądre słowa: zanim kogoś ocenisz, załóż jego buty i przejdź drogą, którą on przeszedł.
Mamo, może zagramy w scrabble?
Weronika zadrżała. Słowo „mama” jej już spowszechniało, w końcu słyszała je niemal codziennie, ale czasem, zwłaszcza w chwilach zamyślenia, łapała się na tym, że wywiera ono na nią piorunujący efekt. Uświadamiała sobie, jak wielkim zaufaniem obdarzyło ją to dziecko, wybierając na swoją mamę. Macochą Oliwii uczynił Weronikę los, ale dziewczynka sama zdecydowała, że Weronika będzie jej mamą.
Weronika głośno się roześmiała. Cała Oliwia. Nie znosiła porażek, zawsze robiła wszystko, by wygrać. Ale to chyba dobrze. Oby to jej zostało, oby dorosłość nie stłamsiła w niej tej zaciętości w walce o swoje.
Tęskniła za czasami, kiedy Hubert wracał do domu o piętnastej dwadzieścia i spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Od jakiegoś czasu odnosiła wrażenie, że więcej rzeczy robią osobno. W pewnym momencie – Weronika nie potrafiła wskazać go precyzyjnie – każde z nich zaczęło żyć bardziej swoimi sprawami niż wspólnymi. Ale może tak się dzieje w większości związków z dłuższym stażem? Może to niemożliwe – pocieszała się – przejść przez życie, patrząc sobie głęboko w oczy i gruchając jak dwa gołąbki? Tłumaczyła sobie, że przecież nie tylko ich to dotyczy, że w gruncie rzeczy są szczęśliwi, a ona nie ma absolutnie żadnych powodów do narzekania. W głębi serca czuła jednak, że dzieje się coś złego.