cytaty z książki "Na Jowisza 2! Nadal uzupełniam Jeżycjadę"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
DZIADEK JAKO ZJAWISKO
- W ogródku to ja mogę z Magosią posiedzieć, ale na ulicę nie wyjdę!
-Dlaczego?
Zaśmiał się.
- Żeby mężczyzna - do tego kowal! - łaził po ulicy z dzieciakiem w wózku?! Tego świat nie widział!
- Co też ojciec opowiada - przekonywała go Mama. - Niech no ojciec się przejdzie i sam popatrzy, ilu dziadków spaceruje z wnukami.
Bardzo go prosiła, więc nacisnął czapkę i udał się na obchód okolicy. Wrócił po jakiejś godzinie.
- No, dalej, ubierz mi to dziecko - zarządził krótko.
Tak się zaczęła nasza wspólna uciecha.
SŁOWNIK WYRAZÓW OBCYCH Słownik Władysława Kopalińskiego jest wspaniałym dziełem iście renesansowego umysłu jednego człowieka, dziełem tym bardziej godnym podziwu, że powstawało w czasach przedinternetowych. Jego znakomity autor mógł więc polegać przede wszystkim na własnej wielkiej wiedzy, własnej gigantycznej erudycji i własnym kolosalnym zbiorze fiszek, skrupulatnie i wytrwale gromadzonych nie tylko w szufladach i teczkach, lecz także - jak głosi legenda - w niezliczonych pudełkach po butach.
TAKSÓWKARZ I wtedy nadjechała zamówiona taksówka. Zajrzałam w uchylone okienko.
- Witam, pani Małgosiu! - powiedział tradycyjnie mój wierny, rumiany czytelnik. - Gdzie jedziemy?
- Ja zostaję - wyjaśniłam. - Ha! Ale nawet pani nie wie, kogo pan będzie wiózł!
Wychylił się ciekawie.
- Jezus, Maria! - wrzasnął wniebogłosy, wstrząśnięty do głębi. - Sam Czesław Miłosz!!
Musielibyście widzieć , jaką minę zrobił Noblista!
Przypuszczam, że nikt w czasie tego pobytu w Poznaniu nie sprawił mu jednak większej przyjemności niż taksówkarz!
Przyroda przez cały rok dostarcza nam powodów do zachwytu i radości. Ale własny ogród, w którym przyroda jest nam posłuszna, a my - jej, o, to jest dopiero powód do szczęścia - i do satysfakcji!
(...) czasem wystarczy porozmawiać z matką człowieka, którego nie lubimy, by się przekonać, że przecież jest on - choćby dla tej jednej jedynej osoby na świecie - godny miłości.
Wystarczy ujrzeć tego dorosłego niemiłego człowieka jako niegdysiejszego ukochanego synka. Zrozumieć, że i on był kiedyś dzieckiem i że zdarzyły mu się wtedy złe rzeczy, które na zawsze odebrały mu dziecinną ufność, beztroskę i nawet nadzieję na lepsze jutro.
Jak to trafnie ujęła Babi Borejko w Febliku (nie była to jej własna myśl, tylko niewiadomego pochodzenia cytat - ale to nie odbiera mu słuszności): „Niewiele rzeczy cieszy bardziej niż obserwowanie, jak nasze dzieci mają swoje własne nastolatki".
Dziś, kiedy patrzę na tę fotografię, automatycznie ogarnia mnie uczucie pokrzepienia, jakiego zawsze, przez długie lata, doznawałam, gdy w trudnych chwilach Mama podnosiła mnie na duchu.
I przypominam sobie, jak z tym samym wyrazem twarzy mówiła:
- Za tymi chmurami jest mnóstwo słońca!
Albo też, na odmianę, karcąco:
- Inni mają gorzej, a się trzymają!
Albo, z głębokim przekonaniem:
- Kiedy jest najgorzej, to na pewno wkrótce będzie lepiej.
Albo, stanowczo i surowo:
- Narzekać każdy potrafi. Spróbuj się uśmiechać, kiedy ci źle! I pamiętaj, głowa do góry!
Dlatego, kiedy mnie pytacie z ciekawością (choć bywa i tak, że ma to charakter zarzutu):
- Skąd w pani tyle optymizmu? - mogłabym powiedzieć śmiało: - Dostałam go w prezencie od Mamy!
Ale najczęściej nie odpowiadam, tylko się uśmiecham wymijająco. Za dużo by tłumaczyć.
Optymizm jest istotnie źródłem siły.
Nie, nie jest on oszukiwaniem samej siebie.
To mobilizacja.
Optymizm ma więcej wspólnego z odwagą niż bojowość.
A przyjęcie na stałe optymistycznego, pozytywnego punktu widzenia jest naprawdę znacznie trudniejsze niż czarnowidztwo i narzekanie.
Kobiety, które umieją zamieniać się w słuch, łatwo jest polubić, a nawet pokochać. Ich dobroć to sprawia.
Przed każdą Gwiazdką, za pomocą zręcznych pytań oraz nawet delikatnych sugestii, ustalaliśmy, o czym marzy nasze potomstwo. Nie było większych zaskoczeń. Wyścigówka, Lego, hulajnoga, luneta, wózek dla lalki, te rzeczy.
Ale kiedy nasz najmłodszy synek miał trzy lata, zafundował nam nie lada łamigłówkę.
Zapytany, co chciałby dostać na Gwiazdkę, odpowiedział bez namysłu, z taką szybkością i żarem, jakby prosto z serca wypłynęło mu na usta hołubione od dawna marzenie:
-Trąbę z wąsami!
Hm.
Wieczorem powiedziałam o tej nowinie mężowi, a on też bardzo się zdziwił.
- Trąbę z wąsami? A opisał ją jakoś?
- Nie, nic więcej nie powiedział, znasz go.
- Małomówny.
- Właśnie.
Któregoś lata, po gwałtownej burzy, niebo wieczorem się przejaśniło, ale wciąż widniały na nim rozwiane, podłużne chmury w szczególnym układzie. Ogromny, mocno lśniący księżyc w pełni, który właśnie z nich wylazł i ustawił się nad trawnikiem, świecił zdumiewająco, bo na niebiesko. Gapiliśmy się na niego oniemiali, gdy wtem zadzwoniła komórka męża.
- Tato, widzisz? - wołała ze swojego ogrodu starsza córka, oddalona od nas o czterdzieści kilometrów.
Zaraz potem zadzwonił mój telefon.
- Popatrz tylko na niebo! - wrzeszczał podekscytowany najstarszy syn, pędząc samochodem ku Toruniowi.
Kolejny sygnał był od młodszego syna.
- Widzicie go? Ale kolos! - ekscytował się w słuchawce.
Już byliśmy w pokoju, kiedy huknęły drzwi i wpadła podekscytowana Emilia:
- Wyjdźcie szybko do ogrodu, jest na co popatrzeć!
Pan Musierowicz był tego wieczoru bardzo zadowolony.
- Dobrze wychowaliśmy nasze dzieci - oznajmił.
A N T O L O G I A A N E G D O T Y A N T Y C Z N E J
Właśnie pilnie kończyłam pisanie Ciotki Zgryzotki, gdy, przeglądając sobie z lubością, jak co wieczór przed snem, strony antykwariatów internetowych, trafiłam na tę właśnie antologię. Natychmiast dokonałam zakupu, po czym – nawet nie czytając – od razu ulokowałam ten tytuł w mej powieści, mianowicie pośród książek, które Ignacy Borejko pożyczał absztyfikantowi swej wnuczki, młodemu Podeszwie.
A U R E L I A J E D WA B I Ń S K A
Zapytywana na spotkaniach autorskich o to, którą z postaci Jeżycjady lubię najbardziej, bez wahania odpowiadam, że Geniusię. Ten dzieciak naprawdę jest mi bliski. I wszystko wskazuje na to, że Wam też!
Anagramowanie jest zabawą równie starą jak alfabet tak kuszącą, że niepodobna się jej oprzeć, a zarazem tak uzależniającą, że nie można zaprzestać tej czynności. Po pewnym czasie staje się ona wręcz automatyczna.
M U Z E U M I N S T R U M E N T Ó W M U Z Y C Z N Y C H
Zarówno moja rodzina, jak i moi Borejkowie odwiedzali z przyjemnością Muzeum Instrumentów Muzycznych przy poznańskim Starym Rynku, a Nutria wręcz umawiała się tam regularnie ze swoim absztyfikantem Filipem. Na pewno bywali tam bardzo często! – on przecież był studentem Akademii Muzycznej.
Gwara poznańska nie jest oczywiście tak piękna jak góralska, nie ma w niej tylu szlachetnych pierwiastków i reliktów staropolszczyzny. W tej poznańskiej widać w dodatku wiele naleciałości niemieckich i może dlatego tak naszą Mamę raziła. Ale jest ta gwara językiem bardzo żywym, bez niego Poznań nie byłby sobą. Szorstka, rubaszna i plastyczna, niekiedy komiczna, pełna mocnych zgrubień i pieszczotliwych zdrobnień zarazem, przejmuje cechy gwar ludowych - zresztą nie tylko.
W naszym mieszkaniu przy Słowackiego 18 panował (...) całkowity bałagan, ponieważ w tych nerwach i pośpiechu porządki uznawałam za najmniej pilne. „Albo się pisze, albo się sprząta!" – brzmiała moja ówczesna dewiza.