cytaty z książki "Licho nie śpi"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
-Nie dbam o konwenanse. Jak coś jest dobre, to chwalę, jak złe, to ganię. Wolno mi.
Uważam, że każdy zasługuje na drugą szansę, Damianie. Sam kiedyś potrzebowałem pomocnej ręki. Dlatego witaj na pokładzie.
Damian w panice śledził kolejne esemesy. Ostatni brzmiał
przerażająco:
04:10 - „Dzięki, partnerze. Właśnie obudziłem się w szpitalu.
Jutro składam raport. Nie chcę już z tobą pracować. Nie będę dłużej chronił twojej zaćpanej dupy, skoro nie potrafisz się ogarnąć”.
W Bieszczadach nikogo nie interesuje, kim jesteś i skąd pochodzisz. Jeżeli się tu znalazłeś, to znaczy, że góry cię przywołały. Dla nich nie jest ważne twoje imię. Liczy się tylko, jak ciężko potrafisz pracować i czy umiesz żyć z nimi w zgodzie. W Bieszczadach można się ukryć, zmienić tożsamość, być wolnym. W Bieszczady przyjeżdża się raz, później tylko się wraca.".
Na parkingu wsiadł do samochodu i utkwił wzrok w pustce.
Było mu wstyd, cholernie wstyd. Pozostanie w Krakowie - bez
pracy i kasy - wydawało się kiepskim pomysłem. Miał ochotę
zniknąć, zapaść się pod ziemię, tak by nikt go nie znalazł. Co,
kurwa, miał teraz zrobić?
Anna nie była pierwszą kobietą, która wyszła z Damianem z baru czy dyskoteki. Działał szybko i nie bawił się w podchody. Jasno mówił, czego chce, i ta taktyka zawsze się sprawdzała.
Szli powoli zaciemnionymi uliczkami, a szeroko rozstawione latarnie rzucały nikłe światło na jezdnię.
- Wydaje mi się, że widzę cię tu pierwszy raz – zagadnęła Anna.
- Jestem tu od miesiąca. Po prostu wcześniej ukrywałem się na szlakach, a teraz zacząłem pracę w tartaku - odpowiedział Damian, obserwując ją kątem oka. Delikatnie rozchylone usta. Niebieskie oczy, zerkające na niego z zainteresowaniem.
- Nie wyglądasz na chłopaka z tartaku. - Uśmiechnęła się delikatnie.
- Może dopiero zaczynam nim być?
Jechał przed siebie w obranym celu. Bieszczady zawsze go uspokajały. Wędrówki po górach, uprzejme „cześć” wymieniane z nieznajomymi na szlaku, wszechobecna dzika natura, legendy i hardzi ludzie – ludzie lasu, pustelnicy, osadnicy, których nikt o nic nie pytał, wrośnięci w swoje miejsca jak mech.
Czy nie po to ludzie tu przyjeżdżają? Żeby odpocząć w dziczy? – zapytał niemrawo, bo alkohol stłumił jego zwykle wyostrzone zmysły.
(...)
– Jakiej dziczy, chłopcze! Tutaj już od lat nie ma dziczy. Prawdziwi ludzie lasu zniknęli, przenieśli się jeszcze dalej. Jeżeli ktoś chce być sam, to powinien, kurwa, być sam, a nie stanowić atrakcję turystyczną. – Westchnął. – Ty też przyjechałeś wypocząć? Do dziczy?
– Niezupełnie wypocząć… Raczej uciec przed samym sobą.
– To doskonale trafiłeś! Tu jeszcze można się ukryć. Zaraz wprowadzą nam rejestr, sąsiad będzie podpierdalał sąsiada.