cytaty z książek autora "Katarzyna Szelenbaum"
Po to mężczyźni muszą być przy chłopcach, aby wszelka ciemność została poskromiona i wszelkie zwierzę w niej przyczajone zabite.To jest obowiązkiem mężczyzny, zabijać w chłopcach zwierzęta.
W „istnieję” nie ma „ja”, ale w „istniejemy” jesteśmy „my”. I tylko tam, gdzie jest „my”, odnajdzie
się „ja”.
Gdyby mnie obchodziło serce, to zamówiłbym je w oberży,
w winnej zalewie.
Mężczyzna staje się mężczyzną, gdy umie się oprzeć temu, czemu zwierzęta nie potrafią.
Człowiek nie nauczy się chodzić, jak się nie przewróci. Nie zostaje się dobrym jeźdźcem bez kilku upadków. Upadek jest nieważny. Nieistotny. Ważne by się podnieść, wstać z kolan. Trzeba się uczyć całe życie by chodzić dumnie i prosto.
Nie wolno, Rin, absolutnie nie wolno przegryzać ludziom gardeł. (...) To nielegalne.
Pozwolono im usiąść, lecz żaden z nich nawet nie pomyślał,
aby spuścić wzrok – zbyt mocno byli jeszcze pod wrażeniem tych potężnych, lekko gniewnych źrenic, które patrzyły
z taką mocą i spokojem jednocześnie. Każdy z chłopców
pod dotykiem ich jedwabistego spojrzenia dogłębnie
i dotkliwie odczuł swą małość i wstydliwą, bo pozbawioną
wiedzy i doświadczenia, najzupełniej bezbronną młodość.
Czarne oczy wiedziały, że należą do mężczyzny, i zmuszały
ich do pokornego korzenia się wobec tego faktu.
Nic tak nie jednoczy, jak wspólny wróg. Armię jednoczy tylko to, że jej wrogiem jest świat.
Dlaczego żołnierzom z Greviera kobiety nie dają już dzieci do pocałowania? Bo Kruk ugryzł jedno w głowę. Dlaczego Kruk ugryzł dziecko w głowę? Bo podsunęli mu je do ust, a prawdziwy Eskaflończyk nigdy nie odmawia poczęstunku.
Nigdy z nikim długo nie rozmawiał, nigdzie na dłużej nie przystawał - jakby gnany wiatrem. Prawie zawsze jadał w odosobnieniu, a jeśli już schodził do sali jadalnej, siadał zawsze na uboczu, jak gdyby celowo odrywając się od reszty. Przestrzeń wokół niego zawsze była pusta i przejmująco zimna. Rin wyczytał w Wielkiej księdze ptaków Eskaflonu, że kruki nienawidzą nie tylko innych ptaków, ale i wszelkich zwierząt w ogóle. Żadnego się nie boją i nie wahają się atakować nawet tych większych od siebie, jeśli tylko coś je rozeźli. Nigdy i pod żadnym pozorem nie łączą się w stada, a życie w grupie jest im zupełnie obce. Ktokolwiek jako pierwszy nazwał porucznika Krukiem, wiedział, co mówił.
To nie Kruk budził tak wielki strach. To odrębność od Kruka, całkowita inność i rozróżnienie bytów stanowiły źródło przerażenia.
Głos Mężczyzny, ten głos, który zapanował nad zwyrodnieniem zwanym Tekelilim, przejął Rina niemal fizycznym zimnem, przywołując go do porządku – niby policzek czy trzaśnięcie bicza. Młodzian podniósł się i spojrzał w ciemność, z której nadpłynął głos. Głos jego pana. Głos tego, który miał nad nim władzę. I który wyrwał go właśnie z błędnego koła rozsadzających wyobraźnię, rzygającym żarem i krwią majaków, stawiając na powrót jego niepewne stopy na twardej, zimnej ziemi. Ziemi, po której nakazywał mu kroczyć. Prosto i dumnie.
Głos Mężczyzny poskromił i ciało, i umysł. Mężczyzna panował nad swoim chłopcem.