cytaty z książki "Trylogia czasu. Czerwień rubinu"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Gotowa, Gwendolyn? - zapytał w końcu.
Uśmiechnęłam się do niego.
- Gotowa, jeśli i ty jesteś gotów.
- Jest w nim zakochana.
- Nie, nie jest.
- Ależ tak, jest. Tylko jeszcze o tym nie wie.
- To było strasznie lekkomyślne i ogromnie...
niebezpieczne, i...
Przełknął ślinę i wlepił we mnie wzrok.
- I, do wszystkich diabłów, dość odważne.
Co było gorsze? Zwariować czy naprawdę podróżować w czasie? Chyba to drugie, pomyślałam. Na to pierwsze pewnie można brać jakieś tabletki.
Wiem,że istnieją rzeczy na niebie i ziemi, których nie potrafimy sobie wytłumaczyć. Ale być może nadajemy tym rzeczom zbyt wielkie znaczenie, zajmując się nimi tak mocno.
- Charlotta zawsze robiła to, co mówiłem. Ty tego nie robisz. A to jest bardzo męczące. Ale też w
pewien sposób zabawne. I słodkie.
- Dziękuję - powiedział Gideon. Odwróciłam się w jego stronę.
- Za co?
- Być może... być może rzeczywiście już długo bym nie wytrzymał. - Krzywy grymas przemknął
mu przez twarz. - Myślę, że faktycznie uratowałaś moje zasrane życie.
Ex hoc momento pendet aeternitas
( na tej chwili wisi wieczność )
- Gdyby to był film, na końcu czarnym charakterem okazałby się ten, po którym najmniej się tego można było spodziewać. Ale ponieważ to nie jest film, stawiam na tego gościa, który cię dusił.
- Nie jesteś zwyczajna, Gwendolyn - wyszeptał, gładząc mnie po włosach. - Jesteś całkiem,
zupełnie niezwykła.
Tajemnica ma wielką moc i daje wielką moc temu, kto potrafi ją wykorzystać, ale moc w rękach niewłaściwego człowieka jest bardzo niebezpieczna.
- Uważam, że to śmieszne, że mówisz do mnie "pan".
- A ja uważam, że to śmieszne, że pan mnie zna.
rubin czerwony, magią kruka obdarzony G-dur zamyka krąg przez Dwunastu utworzony
A pan, Walterze, natychmiast pójdzie na górę i coś na siebie włoży. Pana owłosione łydki nie są wczesnym rankiem miłym
widokiem.
Opal i bursztyn to pierwsza para,
agatu w B głosy, wilka awatara,
duet- solutio!- z akwamarynem,
za nimi z mocą szmaragd z cytrynem,
karneole bliźniacze to Skorpion,
ósmy jest jadeit, digestion.
W E-dur czarny turmalin pobrzmiewa,
w F blask szafiru jasny olśniewa
i diament, z nimi prawie w rzędzie,
jedenaście i siedem, Lew poznany będzie.
Projectio! Czas płynie strumieniem,
rubin to początek lecz i zakończenie.
- Reszta mnie nie widzi - powiedział mały duch.
- Wiem. Mam na imię Gwendolyn, a ty?
- Dla ciebie wciąż jeszcze doktor White.
- Mam na imię Robert.
- To bardzo ładne imię - zauważyłam.
- Dziękuję uprzejmie - powiedział doktor White. - Za to ty masz bardzo ładne żyły.
-Gwendelon, musimy jeszcze przejść kawałek. Weź kilka głębokich oddechów i ci przejdzie.
Zatrzymałam się. Miarka się przebrała.
-Przejdzie mi? - Choć właściwie chciało mi sie raczej wrzeszczeć, zmusiłam się, by mówić powoli i wyraźnie. -Przejdzie mi to, że właśnie zabiłam człowieka? Przejdzie mi to, że całe moje życie właśnie stanęło na głowie? Przejdzie mi to, że bezczelny długowłosy, ubrany w jedwabne pończochy, grający na skrzypcach drań nie ma nic lepszego do roboty, jak tylko bez przerwy mną komenderować, chociaż właśnie uratowałam mu jego zasrane życie? Oświadczam ci, że mam wszelkie powody do tego, żeby się teraz porzygać! I jeśli cię to ciekawi, jesteś jednym z tych powodów! Rzygać mi się chce!
To bardzo osobliwe gościć swoje wnuki nim się jeszcze ma dzieci.
- Pomyślałem sobie... Wiesz przecież, że kapitan na pełnym morzu ma prawo udzielić ślubu, prawda, księżniczko?
- Chcesz się ze mną ożenić? Na "Titanicu"? Zwariowałeś?
- To byłoby takie romantyczne!
- Owszem, gdyby nie ta góra lodowa!
Hasło?
"Kwak rudy nie szczyty". Albo coś w tym stylu.
-Qua redit nescitis - powiedział Gideon.
No,prawie.
-Nie jesteś zwyczajna, Gwendolyn - wyszeptał, gładząc mnie po włosach. - Jesteś całkiem, zupełnie niezwykła. Nie potrzebujesz magii kruka, żeby być dla mnie kimś szczególnym.
- Nie bójcie się, opętani ezoteryczną manią pseudonaukowcy i fanatyczni wielbiciele tajemnic nie gryzą.
- Zostaw mnie w spokoju - powiedziała dziewczyna.
- Nie mogę cię zostawić - odparł mężczyzna. - Zawsze kiedy zostawiam cię samą, robisz coś nieprzemyślanego.
- Idź sobie!
- Nigdzie nie pójdę. Posłuchaj, przykro mi, że to się wydarzyło. Nie powinienem był do tego dopuścić.
- Ale dopuściłeś! Bo wpadła Ci w oko!
Mężczyzna roześmiał się cicho.
- Ty jesteś zazdrosna.
- Chciałbyś.
- Ty po prostu jesteś zazdrosny.
- Zazdrosny? Ja? O tego mięczaka?
- Oczywiście. Dlatego że pan Whitman jest najprzystojniejszym, najbardziej męskim, najmądrzejszym heteroseksualnym mężczyzną, jaki w ogóle istnieje. I dlatego, że wyglądasz przy nim jak mały, głupi, śmieszny chłopczyk.
- Dzięki za komplement. - powiedział pan Whitman.
(...)
- Proszę cię, powiedz, że to mi się tylko śniło.
- Tylko ci się śniło. W rzeczywistości pan Whitman nie usłyszał ani słowa o tym, że uważasz go za najbardziej seksownego faceta na świecie.
- Rozstąp się, ziemio, i pochłoń mnie!
Może na świecie był już mój dziadek? Może nawet by mnie poznał. Przecież huśtał mnie na kolanach, kiedy byłam mała... (...)Nawet jeśli już zdążył się urodzić, raczej nie będzie pamiętał, że huśtał mnie na kolanach, kiedy był już starszym człowiekiem.
A co, jeśli zaraz przeskoczymy w czasie? Nie chciałabym wylądować na kolanach... hmmm... księdza, który spowiada dziecko idące do pierwszej komunii... Nie byliby zachwyceni.
Pan Whitman wyjął klasówkę z rąk Gordona i przewrócił stronę.
- "Elżbieta I była tak okropnie brzydka, że nie mogła znaleźć męża. Dlatego wszyscy nazywali ją brzydką dziewicą" - odczytał na głos.
Klasa zachichotała.
- No i co? Przecież to prawda - bronił się Gordon. - Wyłupiaste oczy, zaciśnięte usta, a już na pewno kretyńska fryzura.