cytaty z książek autora "Michał Komar"
Dla mnie patriotyzm jest wartością. To znaczy czymś pozytywnym. Postawą wolną od demagogicznych podniet, od paranoicznego węszenia za wrogiem. Postawa na rzecz czegoś, a nie przeciw komuś. Na rzecz godności, która wiąże się nieodmiennie z szacunkiem dla ludzi innego pochodzenia, innej wiary. Bo uznanie różnorodności kulturowej, różnorodności pamięci pokoleń, rozmaitości tradycji wzbogaca wspólnotę państwową. Na rzecz czegoś! Na rzecz szklanych domów! Ja wiem, że dziś Żeromski nie w modzie, ale te szklane domy trafnie symbolizowały coś czystego, przejrzystego – przeciwstawiającego się zaduchowi, ciasnocie poglądów, ciemnocie.
(...) w czasie ćwiczeń żołnierz musi ocierać się o śmierć, wtedy będzie gotowy na wszystko.
(...)w naszym świecie zło wbija się w pamięć, dobro zaś zostaje zapomniane.
[...]Gdzie są granice międzyludzkiej solidarności?[...] O kim możemy powiedzieć, że uczynił wystarczająco dużo dla ratowania ludzkich istnień? O tym, kto zapłacił za to własnym życiem! O tym, kto zapłacił za to własnym życiem, spełniając ewangeliczny nakaz miłości albo kierując się laickimi zasadami etyki, to wszystko jedno! Bo jeśli zginął, to nikt nie może o nim powiedzieć, że nie uczynił wystarczająco dużo. Ten zaś, kto przeżył, zawsze może i powinien zadać sobie pytanie: – Czy naprawdę uczyniłem wystarczająco dużo? A jeśli mogłem uratować jeszcze jednego albo dwóch ludzi, i tego nie zrobiłem? Nikt nie jest sędzią we własnej sprawie, więc nikt nie może powiedzieć, że nie mógł uczynić więcej…[...]
Każda demobilizacja jest początkiem nowej mobilizacji.
Gdy pomagasz potrzebującemu, nigdy nie oczekuj nagrody. Sama wróci gołąbkiem.
Wybieram jakiś los. I on jest mój.Dlatego nie lubię słów o wspólnym losie,czy też o wspólnocie w biegu wydarzeń dziejowych.Tyle losów,ilu ludzi.
*Co w panu jest?*
Nie raz o tym myślę, czyniąc rachunek sumienia.
*I jakie wnioski?*
Wciąż uważam, że mam rację. I że muszę się jej trzymać. Nie chcę pouczać innych. Ja po prostu wiem, że nie pójdę w określonym kierunku, z określonymi ludźmi. Nie i już! Znam podstawową miarę. Więc mam rację.
*A reszta przychodzi sama?*
Nie lubię o nic prosić. Nigdy nie prosiłem. Uważam się za dziecko przeznaczenia. Szczególne warunki, w których przyszło mi spędzić całą młodość, od matury do trzydziestego trzeciego roku życia, pozbawiły mnie możliwości wahań. Jedyny wybór przed, którym stałem, był taki: albo zaakceptuję coś, co uważam za zło, albo odmówię akceptacji. Nic więcej.
Nie mogłem wybrać środowiska, znajomych, kolegów, bo nie decydowałem, w której celi więziennej zostanę osadzony. Otrzymałem dar od losu, dar od Boga. Bo w Auschwitz, w konspiracji i w więzieniach widziałem wyraźną granicę między “nami” i “nimi”. To mi dało przewagę.
A gdybym był skazany na konieczność ciągłych wyborów? Jak bym się zachował, gdyby nie kraty X pawilony? Czy poszedłbym na ugodę? Na kolejne kompromisy? Dziś wydaje mi się, że znalazłbym wystarczająco dużo siły, aby niczego nie podpisać, nie napisać, nie powiedzieć – tak mi się wydaje, ale w żadnej mierze nie potrafię tego udowodnić.
*Więc co w panu jest?*
Uważam, że mam rację. Nie, że mam ją z góry! Nie! W gruncie rzeczy jestem człowiekiem niepewnym, nieśmiałym – aż do chwili, gdy podejmę decyzję. Potem zaś zachowuję się jak skoczek stojący na trampolinie. Wykonuję ruch, od którego już nie ma odwrotu.
*A źródła decyzji?*
Wie pan, uważam, jestem pewien, że każdy z nas nosi w sobie rodzaj busoli, no, nazwijmy to sumieniem albo zdolnością do pytania: czy postąpiłem właściwie? czy stać mnie na skruchę? czy stać mnie na odnowę? Chodzi o to, by nie zapomnieć, że takie pytania są ważne. Wciąż je sobie przypominać.
[...]Bo ja uważam się za patriotę. Co to znaczy? Że biorę odpowiedzialność za przeszłość mojego narodu w dobrym i złym, i za jego przyszłość, tak jak biorę odpowiedzialność za samego siebie. A ponieważ tak się składa, że jestem wierzącym chrześcijaninem, to mam pewność, że moje dobro nie może stać w sprzeczności z dobrem narodu i z dobrem powszechnym. Więc jeśli jestem potrzebny, to nie powinienem się wahać.
Szczęście przyjdzie, gdy robisz coś we właściwym czasie, we właściwym miejscu ... i z właściwymi ludźmi.
Sprawiedliwość jest wielką cnotą. Warto więc wiedzieć o trudnościach związanych z jej kultywowaniem. Nie da się stworzyć algorytmu sytuacji, w której sumienie spotyka się z literą prawa, i powiedzieć: - Proszę, oto jedyny, bezalternatywny wzór do zastosowania.
Udzielanie pomocy ludziom pokrzywdzonym to najpiękniejsze posłannictwo. Obowiązkiem państwa jest ochrona słabszych.
W tęsknocie za autorytetem kryje się niedorozwój sumienia spowodowany lenistwem umysłowym oraz brakiem moralnej samodzielności. Jest to choroba wyniszczająca narody w stopniu znacznie większym niż grypa, syfilis, półpasiec i próchnica zębów razem wzięte.
Miarą sukcesu moralnego i materialnego wszelkiej zbiorowości ludzkiej jest niewinność poręczona przez powszechne zapomnienie. I hańba temu, kto odważy się tę prawdę odsłonić!
Uważano go za błazna. Tudzież za pijaka. I narkomana”.
Siła bez honoru jest pusta, jałowa. Niszczy. Nie umie budować. A honor... Bez honoru nie da się, po prostu.
Wydaje mi się, że istota rzeczy jest dosyć prosta. Po co się ćwiczy? Żeby udoskonalić swoje umiejętności! A więc ćwiczy się dlatego, że się wie o swoich brakach, niedostatkach, błędach. Ćwiczenia odsłaniają braki! Co dopiero ćwiczenia z lepszym - od którego można się czegoś nauczyć! Są jednak takie struktury, w których łatwiej przetrwać, gdy się nie ujawnia ich braków i niedostatków. Lepiej nic nie robić. Nie odsłaniać się. I awansować.
Prostactwo osiąga niekiedy formy tak wyrafinowane, że śmieszne. (s. 19).
Otrzymałem pieczątkę w dowodzie oraz legitymację Związku Nauczycielstwa Polskiego, co zapewniało mi poczucie stabilności. W tamtych czasach człowiek bez pieczątki w dowodzie i bez legitymacji był bytem pozornym... (s. 34).
A pamietaj, że szachy nie są grą bezdusznych maszyn, to krwawy dramat, kończący się śmiercią króla, pomazańca Bożego. Otóż myśl o tym, co się stanie w czwartym czy piątym ruchu, wymaga subtelności, o którą coraz trudniej w półprawdziwym świecie sitcomów....
Ktoś kocha się na twoich oczach, widzisz uniesienie i zdajesz sobie nagle sprawę, że wzbroniono ci dostępu to takich uczuć. Chcesz się zemścić. Na kim? Na całym świecie! Ale zanim to zrobisz, najpierw chcesz spróbować. Może tym razem się uda? Ale wiesz, że się nie uda. Więc próbujesz - imitując, próbujesz - i wyszydzasz, bo nic innego ci nie zostało. Wyszydzasz. Siebie. I tamtych, co się kochali... Coitus imaginativus. (s. 85).
Każda władza tworzy dwór. Każdy dwór umie miażdżyć ludzi, wymuszać posłuszeństwo, okazywać łaskę, odbierać ją i patrzeć z zadowoleniem, ze śmiechem, jak ktoś został złamany, zeszmacony. A co nam szkodzi, żeby mu znów łaskę przywrócić!? (s. 106).
Sztuka aktorska nie polega na przekazywaniu prawdy, bo w tym przypadku nie wiadomo dokładnie, o jaką prawdę chodzi. Sztuka aktorska polega na umiejętności stworzenia czegoś, czy raczej kogoś żywego, niepowtarzalnego, który w swojej konstrukcji, przekazie - ma cechy poezji, cechy wysokiej sztuki. (s. 127).
I wtedy zacząłem się zastanawiać (...) ile jest we mnie Pszoniaka, a ile tego, co dodał mi świat, nasączył jak gąbkę? Ile mogę z siebie odjąć - nie przestając być sobą? W jakim stopniu mogę się zredukować do takiego stanu, w którym mógłbym stworzyć, wyobrazić sobie inny wariant swojego losu? (s. 129).
aktor to upozowany/dyktator/któremu pewnego dnia odetną głowę/ośmieszą/wydłubią oczy na okładce kolorowej gazety dla motłochu (s. 140).
Na tym polega twórcza wolność aktora. Pójść jak najdalej, otrzeć się o granicę, ale nigdy jej nie przekroczyć... (s. 143).
Bardini mawiał, że są tacy uczniowie, którzy mało wiedzą, ale na egzaminach wypadają wspaniale, i tacy, którzy wiedzą sporo, a na egzaminach klapa... Ja należę do tej drugiej grupy. (s. 168).
Sztuka aktorska zaczyna się ponad tekstem. A żeby wyrazić to, co wywodzi się z tekstu i ujawnia się ponad nim, trzeba stworzyć własny język. Nie mowę - ta ma być zrozumiała. Właśnie język... (s. 199).