cytaty z książki "Biały kafka"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
To prawda, że miałem już dosyć chlania, ale również prawdą było, że pić ciągle chciałem, i akurat w tym momencie czułem to dobitnie, całym swoim ciałem. Józek natomiast zamiast pocieszyć, tylko mnie dobił, uprzedzając bez ogródek, że chęć picia gorzały - w mniejszym lub większym nasileniu - będzie się u mnie pojawiać do końca życia, ponieważ jest to choroba, którą można zaleczyć, ale nie wyleczyć.
Nigdy nie wiesz, kiedy ten moment nadchodzi. Nie wiesz, czy jesteś jeszcze facetem, który tylko lubi się napić, czy już stałeś się upadłym menelikiem, który pić musi. Przejście z jednego etapu do drugiego jest niezauważalne i najczęściej rozłożone w czasie. Nikt przecież nie przyjdzie, aby ci uroczyście oznajmić, że uwaga, uwaga, to już jest ten moment, wczoraj przestałeś być zwykłym pijakiem, a od dzisiaj jesteś pijakiem nadzwyczajnym, menelikiem, alkoholikiem, gościem uzależnionym od gorzały, potrzebującym wódy do przetrwania, jak cukrzyk insuliny, podawanej w coraz to większych ilościach.
Tacy nędzni klienci jak ja nie podobali się jej. Pewnie wolała konkretnych, zdecydowanych, niemarnujących czasu gości, których widziała w południowoamerykańskich serialach; takich, którzy nie pytają o cenę, kupują johnny walkery lub drogie wódki w litrowych butelkach i na pewno nie wypijają ich w bramie, ani nawet przed sklepem. Piją te wyszukane trunki w swoich luksusowych mieszkaniach lub willach z basenem, w towarzystwie podobnych im wygarniturowanych i wypomadowanych facetów, którym krawat nie kojarzy się z pętlą, ale z niezwykle eleganckim wyglądem, w towarzystwie równie eleganckich żon, które im starsze, tym mają głębszy dekolt, zużywają coraz więcej mocnych perfum zabijających zapach starości, a ich upodobanie do szelestu pieniędzy wzrasta wprost proporcjonalnie do stanu posiadania i wagi ciała.
Jedynie Mecenas zachował zimną krew, pierwszy rzucił się ratować to, co można było uratować, ale jego refleks nie na wiele się zdał. W szklanej skorupie, która przed chwilą była butelką, pozostała odrobina tego, na co z utęsknieniem czekaliśmy, reszta rozlała się po nierównej podłodze. Przyklękliśmy, Pierzasty, Mecenas i ja, i próbowaliśmy chłeptać wprost z ziemi, lecz zdołaliśmy zaledwie umoczyć języki - wszędzie było szkło.
Lucek wrócił po pół godziny, gdy byliśmy bliscy wyczerpania, i triumfalnie wyjął zza paska spodni pół litra wyborowej i butelkę buskowianki. I gdy wyciągał półlitrówkę z buskowianką, stało się nieszczęście. Wyborowa wyślizgnęła się Luckowi z ręki, widzieliśmy w zwolnionym tempie spadającą za sprawę grawitacji butelkę, a potem rozległ się nieprzyjemny, bardzo nieprzyjemny odgłos tłuczonego szkła i każdy z odłamków ranił nasze serca.
Nie miałem pojęcia, skąd wie, ile ja piję, dopiero z czasem domyśliłem się, że doktor Pikawa, jak klasyczny pijak, intuicyjnie rozpoznał we mnie drugiego menelika o podobnym stopniu wtajemniczenia. Na szczęście nie próbował mnie zbawiać na siłę, co zdarza się niektórym świeżo nawróconym abstynentom.
Dopiero później, tuż przed opuszczeniem przeze mnie szpitala, gdy doktor położył mi na stoliku przy łóżku karteczkę z adresem i numerem telefonu terapeuty Józka, dopiero wtedy powiedział mi, że w tamtym momencie, kiedy zobaczył mnie i mecenasa ze złotym kieliszkiem, w pierwszym odruchu chciał się do nas przyłączyć. I to ten pierwszy odruch, nieodparta chęć napicia się z nami wódki, wywołała w doktorze Pikawie wybuch wściekłości poskromiony przezeń z wielkim trudem. Ale tu już zadziałała magiczna siła Józkowej terapii, czego doktor się domyślał, a o czym ja wówczas nie miałem zielonego pojęcia.
Nie pytajcie, skąd wracałem, w jakim byłem stanie i jakim cudem się tam znalazłem. Nie pytajcie, sam wam opowiem.