cytaty z książek autora "Marian Załucki"
Jakby nie patrzeć w nasze dzieje stare
raz ofiara na biednych, raz biedni na ofiarę
A gdzież się urżnąć ma krasnalek?..
W bajce dla dzieci?!
Tę bowiem myśl wyznając oto
jużem i wzrósł, i podtatusiał:
AUTOR MA MĘCZYĆ SIĘ
TAK DŁUGO,
ŻEBY CZYTELNIK
JUŻ NIE MUSIAŁ.
raz ''zet'' wypadło mi z maszyny
więc kląłem na nią pół godziny
aż obruszyła się szalenia
- cemu klnies ze se trosecke seplenię...
to jest p.Marian Załucki
Nie dajcie się omamić
czułych słów urokiem
bo na przykład tata z mamą
to spirytus z sokiem.
A czyniąc tę miksturę
dbają polskie dziatki
aby było w niej więcej
ojca niźli matki...
A w największych męczarniach
chyba dowcip się rodzi...
Usiądę w kawiarence,
strawię parę godzin,
prawie wszyscy już wyszli -
dowcip nie wychodzi.
Jak sięgnąć pamięcią
w nasze dzieje stare,
raz ofiara na biednych –
raz biedni na ofiarę [„Polak musi”].
Kiedy z zachwytem się nadmienia
w pismach Warszawy, Kielc czy Łodzi
o wierszu,
że zmusza do myślenia,
o sztuce,
że zmusza do myślenia,
o filmie,
że zmusza do myślenia –
wiem, że nikt nie wie,
o co chodzi.
Wtedy przepraszam,
wciągam kalosze,
odchodzę…
Przymusu nie znoszę!
Tę bowiem myśl wyznając oto
jużem i wzrósł, i podtatusiał:
AUTOR MA MĘCZYĆ SIĘ
TAK DŁUGO,
ŻEBY CZYTELNIK
JUŻ NIE MUSIAŁ [„Zwierzenia humorysty”].
Bo Polak –
jeśli nie baron, nie hrabia –
oszczędny jest z dziada pradziada.
Owszem:
wydaje więcej, niż zarabia.
Ale tę resztę odkłada!
Inni na świecie markotni i nędzni,
jakby im promyk w oczach zgasł…
A my?
My nie wiemy, co robić z pieniędzmi!
Czy światło opłacić?
Czy szewca?
Czy gaz?
[„Na co idą pieniądze”].
Lecz czyż to nie poezja
czysta bez domieszki,
gdy nam rwą się z kieszeni te orły!…
I reszki!
I jakież to miłe dla patrioty,
iż taki rączy ten nasz polski złoty,
że nim się człowiek opamięta –
pieniądze już poszły!…
Na ubaw.
Na dziewczęta!
Wybacz mi, ojcze, wybacz, mamo…
Nie wiem, kto komu daje przykład zły,
lecz pieniądze zwykle
idą na to samo,
na co chodzimy my!
[„Na co idą pieniądze”].
Mawiał mi ojciec, mawiał dziadek:
– Spójrz, ile panien,
wdów i sąsiadek…
Noś serce przy sobie!
Na wszelki wypadek.
A nuż w dzień biały
lub pośród nocy
sentymentalnej ktoś
wezwie pomocy…
Tyle w krąg kobiet
roztacza swe wdzięki,
że w Polsce bez serca
to jak bez ręki!
[„Miłość w ułamkach”].
Małżeństwo to jak warszawska defilada:
Wola maszeruje –
Ochota już przeszła…
[„Mścicielka”].
Tak, podróże kształcą!
Wszystko wiem – eureka!
Po zwiedzeniu Europy i innych zagranic
znam już tajemnicę pochodzenia człowieka:
człowiek zwykle pochodzi
z Łodzi
lub z Pabianic…
[„Podróże kształcą”].
Małżeństwo bowiem – jest to urządzenie
najlepsze od wielu stuleci!
Wierzcie mi: niejeden sam by się ożenił!
Tylko ma żonę. I dzieci [„Ratujmy małżeństwo”].
Mężczyźnie nie trzeba urody.
Mężczyzna nie musi być młody.
Mężczyzna się nie ma podobać nikomu –
mężczyzna potrzebny jest w domu!
Z mądrością to także przesądy –
intelekt to, dziecko, nie wszystko.
Mężczyzna nie musi być mądry –
wystarczy, jak ma stanowisko!
Mieć życie wewnętrzne bogate?
A po co mu? Popatrz na tatę!
[„Wszystko o mężczyźnie”].
Wziąć to, czego nie ma.
Dodać soli i kminku,
potem zmieszać z tym, czego
brak chwilowo na rynku.
Mieszać długo, dokładnie –
jak się znudzi, to przestać
i posypać tym, na co
absolutnie nas nie stać.
Można smażyć lub upiec,
lub przypalać na rożnach,
polewając tym, o czym
nawet marzyć nie można!
Wszyscy u nas to jedzą,
dla każdego wystarczy,
na czym właśnie polega
polski cud gospodarczy [„Przepis po polsku”].
Istotnie – młodość
mnie nie rozpieściła:
bez punktów za pochodzenie,
bez książęcych pałek,
na ten świat przyszedłem
sam o własnych siłach
w szary bezmięsny poniedziałek.
Wychowany zgoła staroświecko,
jedno tylko słyszałem
ciągle jako dziecko:
– Rączki z daleka,
oczka z daleka,
myśli z daleka
od miejsca, gdzie się człowiek
różni od człowieka!
Zawsze w niewiedzy…
Zawsze żyłem w ciemno.
Do późnej starości ukrywano przede mną,
ile Polakowi dać może radości
prawdziwa Polka
z krwi i przy kości!
Człowiek niewinny chodził
i bez mała
nie wierzył w pewne części ciała [„Mój postęp techniczny”].
Polak za morzem,
Za chmurką,
Za miedzą –
Wszędzie, gdzie tylko ktoś wdarł się…
Tylko uczeni –
Uczeni się biedzą,
Bo nie wiedzą… kto mieszka na Marsie…
Aż wreszcie dotrą do owej planety,
By zbadać sekrety, które na niej drzemią…
A tam – już Polacy:
Mężczyźni, kobiety,
Co się politycznie nie zgadzają z Ziemią...
Żyją tam uczciwie,
Kochają się szczerze…
A miłość małżeńska taki rozmach bierze,
Że aż tu czasami
Na niebie nad nami
Widać – latające talerze [„Polacy wszędzie”].
Satyryk to ma być taki
dziwny entuzjasta,
z którego śmiać dlatego
żeście się powinni,
że prywatnie on kocha,
a publicznie on chlasta.
Odwrotnie niż wszyscy inni [„Rozśmieszanie Polaków”].
Przepraszam, że ja z laską…
Każdy szanse ma lepsze,
kiedy się w życiu
kimś lub czymś podeprze.
Od początku świata
trwa zresztą ta era,
że złudne bez podparcia
są wszelkie nadzieje…
Primo: żadna kariera –
kiedy nikt nie popiera.
Secundo: co na świecie
dzisiaj nie kuleje?…
[„Monolog z laską”].
Od zarania dziejów – twardo, choć pomału
ludzkość do swojego zdąża ideału –
lecz ten świat idealny
ciągle nie jest gotów,
bo każde pokolenie
swoich ma idiotów.
Jak jasno z powyższego
wynika stwierdzenia,
jest jednak coś, co łączy
wszystkie pokolenia [„Nie ma walki pokoleń”].
Owszem zdarza się jeszcze czasem,
że do łóżka
panienka nie chce wpuścić
biednego staruszka…
Ale tu już trudno dziwić się dziewczynie,
jak staruszek jest biedny,
to sam sobie winien!
[„Nie ma walki pokoleń”].
Rodacy, witam, cześć i czołem!
Wprost ze statystyk wieść mam świeżą:
Oto w dziedzinie leżenia pod stołem
inne narody przy nas leżą.
Inaczej mówiąc, Przyjaciele,
to My leżymy na czele!
Świat różne gnębią dziś problemy
i kryzys coraz to twardszy –
a my pijemy – pijemy – pijemy
i jeszcze na eksport wystarczy!…
Gdy mowa już o alkoholach,
to według danych za październik –
tak zwany statystyczny Polak,
a więc osesek jak i piernik,
wypija rocznie zdaniem GUS-u
trzynaście litrów spirytusu…
[„Piosenka antyalkoholowa”].
Myślę, więc jestem”
tak filozof się wyrażał.
A ja myślę, że jestem,
bo tatuś nie uważał.
Tak chyba najkrócej dziś określić da się
me dzieciństwo… świadome.
Ale poniewczasie.
Bo świadome dzieciństwo
nie jest rzeczą tak prostą,
jak takież macierzyństwo
czy świadome ojcostwo.
Dziecko – nawet genialne –
kiedy jest już w drodze,
nie może dla pewności
wyglądnąć przez szparkę
i rzec:
– Nie, w tych warunkach to ja się nie rodzę!
Już widzę tę gospodarkę [„Moje świadome dzieciństwo”].
A swą sztuką kochania
nie chełp się i nie piej!
Każdy królik to umie.
Może nawet i lepiej…
I jedno, co mężczyznę
dziś różni od zwierzęcia –
to właśnie te kuchenne
i domowe zajęcia [„Małżonek doskonały”].
Gdy ludzie szarpią się i gryzą,
bezstronność moją jest dewizą.
W każdej życiowej pierepałce
ten obiektywizm w sobie kształcę
i zanim mnie do muru przyprą,
rozważam wszystkie contra i pro,
by sądem swym nikomu nigdy
pochopnej nie wyrządzić krzywdy…
I gdy walczą dwie kliki,
na mnie nie ma sposobu –
ja jestem bezstronny:
należę do obu!
[„Rozterka radiowo-telewizyjna”].
Cogito, ergo sum”,
czyli „Myślę, więc jestem!” –
tak powiedział Kartezjusz…
A ja tu z protestem!
Bo biorąc pod uwagę
wymienione schema,
znaczyłoby:
„Nie myślę – czyli że mnie nie ma!”,
co istotnym jest błędem,
gdyż w takowy sposób
nie byłoby na świecie
bardzo wielu osób [„Rozprawa z Kartezjuszem”].
Do dzisiaj wspomnień tych mi żal –
to był doprawdy dziwny bal:
biały walc szalał nieprzytomnie
za oknem piał już
pijak pierwszy –
i wtem zaczęły
zjawiać się koło mnie
kobiety z moich dawnych wierszy…
Owa Polka tęskniąca daremnie,
a z nią Włoszka kusząca pieszczotą –
i na nowo walczyć jął we mnie
internacjonał z patriotą…
Potem ta, która rzekła
mi kiedyś ponuro,
że ja nie grzeszę fizyczną kulturą.
(Ból mnie wtedy przeszył,
zły spojrzałem na nią:
– No cóż… Gdybym grzeszył,
to i tak nie z panią!).
Potem tamta – poznana w Sopocie.
Niebrzydka, miła i hoża –
o niedostępnej niemal cnocie,
za to z dostępem do morza.
Pomnę, jak studząc me zamiary,
już dawno czyniła mi wstręty:
– Za stary! – mówiła.
– To co, że stary?
A może nie-do-roz-wi-nię-ty?!
Może spóźniony? I to znacznie?
I teraz się dopiero zacznie?!
Wreszcie jedyna miłość w życiu…
Nie ta z tych ładnych, nie…
Z Poznania.
Ta, com jej szeptał:
„Kotku… Kiciu…”,
Aż poszła.
Do Akcji Odszczurzania.
Teraz stanęły wszystkie rzędem…
Czy będę tańczył?
Nie, nie będę.
Nie będę, wszak mówiłem wam:
nie mogę.
Ja siebie znam:
na twarzy powaga i smutek,
a w środku – ho, ho!…
Filutek!
A człek subtelny jest i czuły
i wciąż moralne ma skrupuły.
Skrupuły ma nawet wtedy,
gdy jakiejś kobiety pożąda –
bo może to jeszcze dziecko,
tylko tak staro wygląda?!
Odeszły więc,
bo dałem im kosza,
a każdej z nich niebodze
kapały łzy do biustonosza,
bo tamtędy
im było
po drodze…
Ale nie poszła żadna do innego,
choć pięknych panów w krąg masa…
Ani do Cybulskiego,
ani do Dziewońskiego,
nie poleciała żadna na Gołasa…
I to jest właśnie
cała radość z zawodu poety,
że może sobie wymyślić
takie wierne kobiety [„Biały walc”].
W krąg chucie
i zepsucie ogarnia płcie obie,
co widzę i opisuję,
bo czuję po sobie.