cytaty z książek autora "Wojciech Górecki"
Na Zachodzie czas jest zważony i odmierzony, posiekany na godziny, minuty, sekundy, na Wschodzie płynie jak rzeka. Na Zachodzie jest czymś autonomicznym, zewnętrznym i niezależnym od ludzkiej woli (choć można go zabijać lub toczyć z nim walkę), na Wschodzie - jest częścią natury.
Zachód utracił czas teraźniejszy. Wszystko, co zdarzyło się minutę temu, jest już przeszłością, starocią, a to, co wydarzy się za minutę, należy do przyszłości, pracowicie zagospodarowanej w terminarzach i agendach. Na Wschodzie całe życie to rozciągnięta teraźniejszość
Jak mówi adygejskie przysłowie:
Gdzie nie ma dobrych starców, nie ma też dobrej młodzieży.
Nieuleczalna kaukaska choroba:
-każdy musi być najstarszy, najodważniejszy, najbardziej gościnny.
-I każdy – najbardziej pokrzywdzony.
Sto narodów wybranych. Na paruset tysiącach kilometrów kwadratowych.
-Kto się nie zgadza – ten wróg.
-Kto wątpi – tego podkupili.
-A kto się zbyt szczegółowo dopytuje – nie ma serca.
Człowiek dwa lata uczy się mówić, a sześćdziesiąt trzymać język za zębami.
Gruziński stół to biesiada, przebiegająca według ustalonego porządku, to teatr, w którym każdy ma do odegrania swoją rolę, to rytuał. Duszą stołu, jego dyrygentem i wodzirejem jest tamada. To on wygłasza kolejne toasty, on udziela głosu biesiadnikom i nadaje ucztowaniu rytm. Jednoczy zgromadzonych i dba, żeby wszyscy dobrze się czuli. Można sobie wyobrazić stół bez tej czy innej potrawy, ale bez tamady stanie się zwyczajną kolacją, bankietem, towarzyskim spotkaniem.
Wypijmy za nasze trumny, zrobione ze stuletniego dębu, który posadzą nasze dzieci!
Kiedyś usłyszałem toast:- Dwóch kaukaskich zuchów,dżygitów,o coś się posprzeczało.Ponieważ nie mogli dojść do zgody, a nie chcieli rozlewu krwi,poszli do znanego ze swej mądrości i dobrych rad aksakała. Ten wysłuchał najpierw jednego i powiedział:"Masz rację!", a potem wysłuchał drugiego i też powiedział:"Masz rację!".Dżygici odeszli w przyjaźni i więcej się nie kłócili.Wypijmy za to, co nas łączy.To, co dzieli, jest zwykle mało ważne.
Kaukaski góral szanuje wszystkich bogów, choć najczęściej nie słucha żadnego.
Azerbejdżańskie przysłowie mówi:
Jeśli chcesz spokoju - bądź głuchy, ślepy i niemy.
Do wina dojrzewa się latami, musisz się wyciszyć i pogodzić ze sobą, musisz się poczuć cząstką wszechświata. Nikłą, ale na swoim miejscu. I jak wszystkie – niezastąpioną. Wtedy przyroda da z siebie, co najlepsze.
W tamtych dniach Hafiz Hadżijew nie wychodził z mediów. Lider kanapowej, prorządowej partii Współczesny Musawat, którą mało kto kojarzył – zwykle mylono ją z zasłużonym opozycyjnym Nowym Musawatem – wykorzystał swoje pięć minut do ostatniej sekundy.
Media rzuciły się na partyjną uchwałę, potępiającą pisarza Akrama Ajlislego, który w powieści Kamienne sny miał obrazić azerbejdżański naród. Dokument stwierdzał, że żadna kara nie będzie wystarczająca, dlatego konieczne jest obcięcie pisarzowi ucha. Realizację uchwały powierzono partyjnej młodzieżówce, egzekutor miał dostać dziesięć tysięcy manatów. Po ówczesnym kursie – z lutego 2013 roku – prawie trzynaście tysięcy dolarów.
„Postanowienie jest ostateczne i nie będziemy się z niego wycofywać” – zapewnił Hadżijew w wywiadzie dla agencji prasowej. „Ucho trafi do mnie. Ja zademonstruję je mediom. Jeśli robię coś wbrew prawu, to niech mnie aresztują” – klarował w rozmowie z gazetą. Przed kamerami telewizji tłumaczył, że chłopcy z młodzieżówki będą mieli ze sobą jodynę, watę i bandaż: „Obetną ucho, a potem opatrzą ranę. Ręczę, że nie będzie bolało”. A na konferencji prasowej uspokajał: „Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Tylu ludzi żyje spokojnie bez uszu”.
Z azerbejdżańskich portali wiadomość o uchwale popłynęła w świat.
_ Jesteśmy twardymi ludźmi - przekonuje [ojciec Konrad]. Przetrzymaliśmy cara, przetrzymaliśmy bolszewików. Z bożą pomocą przetrzymamy demokrację!
Pierwszy wirus to „najnaizm”, drugi to „samość” - tłumaczy. - Zarażony osobnik uważa, że jego naród jest najstarszy, najdzielniejszy i najgościnniejszy, ale też najbardziej pokrzywdzony. Aby w pełni rozwinął skrzydła, musi odgrodzić się od wrogiego otoczenia i zacząć samemu się rządzić, samemu bronić, samemu pisać swoją historię. Najlepiej we własnym państwie, własnej republice.
- Pewnego razu orzeł porwał barana. Kiedy wzbijał się w przestworza, dostrzegł go myśliwy, który błyskawicznie złożył się do strzału. Ptak padł martwy na ziemię, natomiast baran poleciał dalej. Wypijmy za to, żeby nie zabijano u nas orłów i żeby barany zostały tam, gdzie ich miejsce!
Znajomy dziennikarz, który przyleciał z Wilna, (...) był zdziwiony, że działa lotnisko i jeżdżą samochody. Złapał taksówkę:
- Wojna u was? - zagadnął.
- Wojna - potwierdził kierowca.
- To co tu tak spokojnie?
- Jedźmy, pokażę.
Zatrzymali się gdzieś w śródmieściu:
- Na wojnę pójdzie pan prosto i na rondzie w prawo.
Poznajemy Abchaza, który zna chiński. Sinolog? Nie, hobbysta. Sam się nauczył.
Ludzie Kaukazu, zwłaszcza Północnego, nie uznają żadnych barier. Nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. Dżochar Dudajew, prezydent Czeczenii, wybrał się raz na zakupy do Paryża: wziął samolot, poleciał na tyle nisko, że nie wykryły go radary (jako generał lotnictwa ćwiczył to setki razy) i wylądował na Le Bourget. Bez not dyplomatycznych, bez powiadamiania kogokolwiek. Fantazja połączona z narcyzmem.
Złoty wiek Gruzji nastał za rządów wielkich władców z dynastii Bagrationich: Dawida IV Agmaszenebeli (Budowniczego 1089-1125), jego syna Dymitra I, jego wnuka Jerzego III, a zwłaszcza prawnuczki, pięknej i mądrej królowej Tamar (1184-1213). Trwał niewiele ponad sto lat. Potem nastąpił upadek, z którego Gruzja się już nie podniosła. Opowieści o dawnej świetności kraju, o jego minionej chwale, odnoszą się do wydarzeń sprzed ośmiuset lat. Dopiero w dwudziestym wieku plony osiągną poziom z czasów królowej Tamar.
Dobry Adygejczyk to martwy Adygejczyk - dodał już od siebie. Spytałem, czy myśli tak o wszystkich Adygejczykach. Zawahał się.
- No nie. Rusłan, ten z naprzeciwka, to porządny chłop. I Alik, mój kolega z podstawówki. I jeszcze Murad, i Chalid, i Batyrbi, i Pszymaf, i Kirimiz.Dużo naliczył tych porządnych.
Na Kaukazie prawda jest pojęciem rozciągliwym, plastycznym. Od prawdy prawdziwsze bywają legendy. To my, Europejczycy, łudzimy się, że można tę jedną jedyną prawdę poznać, dotknąć jej jak przedmiotu. Tutaj prawda jest czymś zindywidualizowanym, osobistym, intymnym.
Wypijmy za naszego przyjaciela. Wszyscy go znamy, kochamy i szanujemy. Szanujemy, nie dlatego, że jest u nas sekretarzem. My też pełnimy odpowiedzialne funkcje. Nie dlatego, że ma willę, daczę i dom letniskowy w Batumi. My też nie mieszkamy pod mostem. Nie dlatego, że ma mercedesa, którego sprowadził na siostrzeńca. My też nie chodzimy piechotą. Nie dlatego wreszcie, że ma wspaniałą żonę - ukłony dla pani Manany, żyj nam, droga sto lat! - i jeszcze kochankę na boku. My też nie spędzamy nocy samotnie. Naszego Gogiego szanujemy za to, że jest prawdziwym komunistą!
- Spytano mędrca, dlaczego nasi przyjaciele nieraz zmieniają się w nieprzyjaciół, ale nasi wrogowie pozostają wrogami. Odpowiedział, że łatwiej zburzyć dom, niż go zbudować, i łatwiej rozbić dzban, niż go skleić, i łatwiej wydać pieniądze, niż je zarobić. Wypijmy za to, byśmy zawsze umieli pokonywać trudności.
To miasto było mieszanką różnych narodowości i przez długi czas nikt nie czuł się tutaj u siebie. Musimy sobie uświadomić, że ten czas już minął i najwyższa pora zacząć traktować Łódź jako swoje miejsce, a nie jak poczekalnię kolejową, do której się przyszło, aby pobyć kilka chwil i pojechać dalej. Jeśli swoje miejsce traktuje się jak poczekalnię, to rzeczywiście zaczyna ono wyglądać jak poczekalnia i jako takie jest odbierane przez innych [Jaromir Jedliński].
Utrzymuje mnie żona lekarka - mówi wprost. - Złota kobieta. Rozumie, że bez armii uschnę. Najpierw nająłem się w jednej prywatnej firmie jako portier, ale kozackiej dumy nie oszukasz. Zrobiłem się markotny, straciłem apetyt. Któregoś ranka wstaję, a tu na krześle wisi odprasowany mundur. "Dzisiaj - mówi Natasza - nie pójdziesz do roboty. Wrócisz do swoich, atamanie!".
Dziadek Felek opowiadał o tancbudach. Chadzał tam w soboty, za kawalerskich, jak gremplem u Szajblera był. Po fajrancie grzywę koperwasem podkarbowywał, wąsy pokostem przeciągał, okryjbiedę narzucał i posuwał. Sala fajna była, z oberluftem jak się patrzy, dziadek obcinał, herszta najdował, co tantny był, pół fajgla mu dawał, bo ferajna szemrana trafiała, śtofa łyknął i hulał do rana. Pietra nie miał, herszt baczył na wszystko i choć raban bywał, niejeden pod bańkę dostał, niejednemu przyfundowali na galop, majchry błyskały, doliniarze szwendali się, on spokojny był. Obzierańca łódzkiego i tangiego z ulicznymi wywijał, przebieracze klawo znali, parle france.
Stali tam detaliści, sprzedawali benzynę z kanistrów. Zamiast liczby oktanów, na kartonikach mieli wypisane nazwy: "Absolut", "Hit","Super". Jeden przygotował cały szyld: "Nietrefna: Przysięgam na mamusię!". Benzyna pochodziła z przemytu, chłopcy przywozili ją z Iranu. Jako celnik Aram łapał ich, jako taksówkarz korzystał z ich usług.
- Mówi się, że ludziom, którzy mają talent do pieniędzy, można wszystko zabrać, a oni za rok znów będą milionerami.
Wejście było bardzo niskie - jak w wielu świątyniach Wschodu. Ten, kto przestępuje próg, musi się pochylić. Skłonić głowę.
Rodzina zgromadziła się przy umierającym, pozostali cisnęli się na zewnątrz. Widzieli przez okno, jak synowie, którzy już sami byli dziadkami, trzymali starego za ręce. < Teraz odchodzą moi rodzice – powiedział. - Ja umrę ze śmiercią moich dzieci>.
(...)Najwyzszy podziw budzi szacunek dla starszych: rodziców,dziadków,przodków.Własnych i obcych.W ich obecności wstaje się,uważnie słucha tego, co mają do powiedzenia, stawia za wzór swoim dzieciom. Kaukaskie przysłowie mówi, ze tam, gdzie nie mądrych starców, nie ma też dobrej młodzieży (...)".