cytaty z książek autora "Karen Traviss"
Tu Centrala. Fenix, gdzie jesteś?
- Gdzieś pomiędzy totalnym wkurwieniem a zajebistym rozpieprzeniem.
- Jak tam ostatnio z twoimi uszami, babciu?
- Tak samo dobrze jak z moim prawym sierpowym, dupku.
Razem milczeli. Znali się zbyt dobrze, by zrobić cokolwiek innego.
Nieważne, kim był twój ojciec - ważne, jakim ty będziesz ojcem.
Zawsze myślał o niej, że jest ostatnią osobą na tej planecie, która dałaby się zastraszyć, i że przywitałaby te śmierdzące pomioty w drzwiach, waląc w nie wezwaniami sądowymi. Dlatego się z nią ożenił - bo potrafiła znieść każde gówno.
Przywiązanie jest jak zamknięte pomieszczenie. Może być azylem lub więzieniem; jedno i drugie ma zamknięte drzwi. Cienką granicę między nimi wyznacza ten, kto trzyma klucz i jest gotów go przekręcić - w jedną lub drugą stronę.
..."- Dynamiczna ocena ryzyka - odparł Fi.
- Czyli najpierw robisz, a potem myślisz. "...
Wygrywanie nie polega na tym, żeby być lepszym. Polega na znajdowaniu i wykorzystywaniu słabości przeciwnika.
Choćby nie wiem jak padało, kiedy już przemokłaś do suchej nitki, nie możesz być bardziej mokra.
Kiedy do nas wrócił, był zupełnie normalny. Nic o tym nie wspominał. Gdy strzelasz swojej żonie w łeb, to przecież nie wzruszasz ramionami i nie idziesz tak po prostu walczyć dalej, prawda?
Usiadł na fotelu i przesłał energię z silników. Spojrzał na ekrany monitorów kamer przesyłających obrazy z różnych pomieszczeń statku. Mirta siedziała na pojemniku, oparta plecami o przegrodę. Miała zamknięte oczy, ręce splecione na piersi i wyglądała, jakby drzemała. Chyba nic nie mogłoby wytrącić jej z równowagi. Fettowi podobał się jej sposób bycia. W galaktyce nie brakowało kobiet i mężczyzn, którzy uważali się za twardzieli, ale w rzeczywistości byli tylko mocni w gębie i uzbrojeni we frymuśną broń. Łowca nagród doszedł do wniosku, że naprawdę twardzi są tylko ci, którzy umieją wszystko znieść, ze wszystkim sobie poradzą i potrafią doprowadzać sprawy do końca. Wszystko wskazywało, że Mirta Gev jest jedną z takich osób.
To ta część nas, która potrafi wszystko zniszczyć, jeśli tylko pozwolimy jej nad sobą władać.
Wszystkie były w tym dobre - bezmyślne, okrutne suki.
Cholera, ile kobiet byłoby szczęśliwych, wiedząc, że ich stary pomoże im się zabić? Nie było to może najlepsze małżeństwo, ale przynajmniej wciąż mieli do siebie szacunek.
To wszystko jest jakimś cholernym testem. Ktoś chce sprawdzić, czy potrafimy poświęcić jedną osobę, żeby uratować setkę innych. Potrafimy, bo co? Przecież rachunek jest tutaj oczywisty! Czy tak...? A jeśli tym człowiekiem będzie twoja matka albo żona? Albo najlepszy kumpel? Co wtedy?
- Jak to będzie kiedy uderzy Młot Świtu? - spytał go Dom. - Zobaczymy coś, jakiś błysk?
- Jeśli zobaczysz błysk, możesz od razu na pożegnanie pocałować się we własny tyłek.
Lepszy jeden potężny wróg, którego się widzi, niż wielu słabych, których się nie widzi.
Robienie tego, co trzeba, to nic nadzwyczajnego. To konieczne minimum. To od tego zaczynamy każdego ranka - to nie plan na odległą przyszłość...
Uczciwość była kwestią honoru, ale również zachowaniem o podłożu czysto pragmatycznym: jeżeli dotrzymywało się słowa, twoje groźby nabierały takiego samego realizmu jak twoje obietnice, a zobowiązania wobec sojuszników gwarantowały namacalne korzyści. Podczas wojny kłamcy tracili przyjaciół najszybciej.
(...) tak naprawdę łatwiej jest pokonać potężnego wroga niż takiego pozornie słabego (...). Jeżeli zgładzisz giganta, obwołają cię bohaterem. Kiedy jednak zabijesz kogoś słabego... nawet jeśli przeznaczone mu było umrzeć... w oczach motłochu zasługujesz tylko na wzgardę.
A właściwie co to jest strach? Mechanizm, który broni cię przed zagrożeniem i zniszczeniem. Wszystkie roboty były zaprogramowane tak, aby unikać niepotrzebnego ryzyka, zmieniał się jedynie poziom, w zależności od modelu.
Tu musi chodzić o cos więcej niz tylko o wojne z chaosem i bezprawiem. Trzeba wypowiedziec wojne przyczynom chaosu i bezprawia... zachlannosci korupcji i ambicjom.
W galaktyce nie ma sekretów (...), są tylko różnej długości listy poinformowanych osób.
- Bernie, powystrzelałaś tyle dachowców, że koci bóg po prostu wymierzył ci sprawiedliwość! Zostaniesz na tym drzewie na zawsze.
- Kiedy wstąpiłeś do Straży [Galaktycznego Sojuszu], zadałeś mi pewne pytanie... - [Luke] zaczął.
Oho, tata zaczyna uderzać w poważny ton, pomyślał Ben. To nie wróży dobrze.
- Jakie? Jak sznurować buty? - spytał żartem. - Za który koniec blastera trzymać? Rany, przecież byłem wtedy jeszcze dzieckiem...
- Nie daj się zabić, co, tato? Sam widziałeś, co się stało z [Jango] Fettem. Nie chcę skończyć jak jego syn.
- Obrzydliwie bogaty? - Luke podchwycił żartobliwy ton.
- Nie, polerując stary statek swojego ojca i zadręczając wujka Hana - rzucił pozornie beztrosko Ben.
- Spokojna głowa. Jaina może ci załatwić po dobrej cenie działkę w [stolicy Mandalory] Keldabe.
- Mówię serio, tato. - Ben nagle spoważniał.
- Ja też. A teraz zmykaj stąd i przestań się zamartwiać albo obiecuję, że będę wracał jako duch i robił ci wstyd na randkach.
Czasami zakochani ludzie mają bardzo mroczną aurę... bo często miłości towarzyszą gniew i desperacja.