cytaty z książki "Biuro Spełniania Marzeń"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Sami sobie budujemy przeszkody, których później nie możemy przeskoczyć.
Jej marzenie zyskiwało charakter projekcji, zupełnie niepotrzebnie obciążanej defetyzmem.
Uważam, że cierpimy na nadmiar filantropii - mówił klient, a Karol słuchał uważnie. - To jest bezsensowna pętla samoponiżania ze strony osób, które jej wymagają. I nawet żądają! Oraz zobowiązań na wieki, których ja bym się nie chciał podjąć. Po co? Ludziom potrzeba pracy, zajęcia, zadowolenia z tego, co robią. Wtedy nie będą wystawiać ręki o pomoc. Nie będą musieli żebrać o pieniądze na lekarstwa dla dzieci, bo sami na te lekarstwa zarobią. A dzieci będą miały wtedy szczęśliwych rodziców. I przestaną chorować, prawda?
Niekończące się korytarze poczucia winy; jak poruszać się w nich mądrze, aby nie ulegać pokusie niedorzecznego, pozbawionego jakości nadmiaru?
Prawa strona Warszawy to było miasto brudne i bezczelne. Miejscami nawet bardziej ekspresyjne niż część lewa o zasobnych portfelach. W architekturze oko napotykało tam podstawowe materiały użyte bez zbędnego estetyzowania: czerwona cegła, reklamy, zakurzony beton łączyły się przypadkowo i ze stanowczością rozwiązań ostatecznych.
Swojszczyzna poruszała się w tempie sjesty. Do atmosfery południa Europy brakowało sandałów i opalenizny. Utwardzone twarze malowała posępność z natury albo z doświadczenia. Ale nie było w nich rezygnacji, tylko metabolizm końca pochodu. Przeważały znoszone ubrania - ciepłe i z epoki. Takie odzienie pozwalało nie tylko się nie wyróżniać, ale żyć godnie, bez kredytu.
Tors opinała mu koszulka z imieniem i nazwiskiem w obcym języku, nazwą marki; z jaką łatwością niektórzy ludzie dawali sobie przywdziewać cudzą tożsamość, sądząc, że za spore pieniądze właśnie tworzą swoją.
... do dwupokojowego mieszkania w nowoczesnym apartamentowcu. Nazywano tak zbiory ułożonych jeden na drugim lokali o nieprzyzwoicie równych ścianach i podłogach wyłożonych panelami. Być może po to, aby odwracały uwagę od symbolicznej powierzchni, jaką dawały do dyspozycji swoim właścicielom za dość duże pieniądze. Inną historią była narracja wysyłana przez anonimowy przemysł budowlany w stronę równie anonimowego rynku, z którego wypreparowany pojedynczy klient, chociażby taki jak Karol, otrzymywał zwykłe mieszkanie z oknami wychodzącymi na dość obszerne podwórze, z koniecznym interwałem balkonu, od początku nowej Polski zwanego loggią. A wszystko to nazwane Dębowym Zakątkiem albo Brzozową Ostoją.
... do sekretariatu wpłynęło pismo od organizacji pozarządowej, w którym domagano się zmiany podejścia firmy do shippingu - produkowania na globalnym Południu, bez odpowiedzialności i zbyt tanio, aby tę produkcję można było nazwać ludzką.
Sposoby, dzięki którym wszystko rozpadło się na pojedynczą własność, były mało klarowne w kraju, w którym jeszcze dwadzieścia lat wcześniej majątek należał do wszystkich. Tek, kto posiadał, po części stawał się oszustem zbiorowej pamięci, bo musiał posiadać więcej niż inni. A wśród tych innych zawsze znalazł się ktoś, kto mógł zadać całkiem słuszne pytanie - dlaczego on tu, w tym miejscu, ma wszystko, a ja nie?
Emilia poczuła się zawstydzona swoim skromnym ubraniem, makijażem, który już zniknąć od początku dnia. Pozostała jej tylko zwykła serdeczność na zabicie poczucia swojej prowincjonalności w ich wielkomiejskim towarzystwie. Zaproponowała. że przygotuje gościom w kuchni coś do picia.
I jeszcze tego samego wieczoru dostała od niego kilka miłych słów, które wyświetliły się standardową czcionką na połyskującym zimnym światłem ekranie jej najnowszego telefonu.