cytaty z książki "Na południe od nigdzie. Zapiski żywcem pogrzebanego"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Każdego skreślasz od razu. Nie wszyscy moją być tacy jak ty.
- Wiem, ale to ich problem.
Szpitale, więzienia i burdele-oto prawdziwe uniwersytety życia.Mam dyplomy wielu takich uczelni. Mówcie mi "Wasza Magnificencjo
I naraz przyszło mi do głowy, że wszyscy nieustannie cierpią, nie wyłączając tych, którzy udają, że tak nie jest.
Gdzieś pobłądziłem. Którejś nocy po prostu umarłem.
Kurwa, mam nadzieję, że się nie mylisz. Ale czuję jakąś pustkę w bebechach. Kobiety doprowadziły do upadku wielu fajnych facetów. Nie odczuwają tego tak jak my.
Mój sprzeciw wobec wojny nie dotyczył tego, że nie chciałem bez sensu zabijać czy zostać zabitym, to nie miało znaczenia. Sprzeciwiałem się tylko odebraniu mi prawa do siedzenia o głodzie i tanim winie w małym pokoiku, gdzie będę mógł oszaleć w wybranej przez siebie chwili na swój własny sposób.
Nie chcieliśmy zbyt wiele, ale nie dostaliśmy i tego.
Finansowo rzecz biorąc, lepiej mieć cipę niż kutasa.
(...) Położył głowę na kolanach Connie, przytulił się do jej pończoch.
(...)
Zanurzyła rękę w jego włosach, głaskała go i próbowała uspokoić. Wkrótce zasnął.
Odczekała jeszcze chwilę, po czym uniosła głowę George'a i ułożyła ją troskliwie na poduszce. Wstała, wzięła butelkę, nalała sobie sporą porcję, dodała odrobinę wody i wychyliła jednym haustem.
Popijał kawę, przypominając sobie, co zrobił źle, a co dobrze. Po prostu, miał już dość - ubezpieczeniowych podchodów, małych biur, wysokich szklanych przegród i widoku klientów. Zmęczyło go oszukiwanie żony oraz podszczypywanie sekretarek w windzie i na korytarzach. Nie mógł już znieść przyjęć bożonarodzeniowych, sylwestrów, urodzin, spłat nowych samochodów i rat za meble, świadczeń za elektryczność, gaz i wodę - całego tego kurewskiego splotu konieczności.
Z trudem odróżniałem Hitlera od Herkulesa i guzik mnie to obchodziło.
(...) gdy tymczasem słońce pielęgnowało dalie i pomarańcze.
Jedyna przestrzeń, która ma wartość – uśmiechnął się pan Kopfrkingl – to przestrzeń trumny.
Bardziej interesują mnie zboczeńcy niż święci. W towarzystwie mętów mogę się odprężyć. Nie przepadam za prawem, moralnością, religią, przepisami.
Nie lubię być kształtowany przez społeczeństwo.
Każdy wam powie, że nie jestem zbyt sympatycznym facetem. Nie znam tego słowa. Zawsze darzyłem podziwem szubrawców, ludzi wyjętych spod prawa, skurwysynów. Nie cierpię gładko ogolonych gogusiów na ciepłych posadkach, zawsze pod krawatem. Wolę desperatów, ludzi o poszczerbionych zębach, pokrętnych umysłach i pokręconych życiorysach. Interesują mnie, bo są pełni niespodzianek.
_ Nie będzie pan miał nic przeciwko temu, że przyprowadzę przyjaciół?
- Nie mam przyjaciół.
- Mam na myśli swoich przyjaciół.
Wszystko oznacza kłopoty. Przypomniał sobie zasłyszane gdzieś zdanie: Życie to nieustanne kłopoty.
Usiadłem na dywanie, czując światło elektryczne i alkohol płynący w moim wnętrzu jak wezbrana rzeka, zapowiedź bluesa, zapowiedź szaleństwa.
Nie chcieliśmy zbyt wiele, ale nie dostaliśmy i tego.
Mówiłem ci, synku. Jesteśmy rodziną, jedną wielką rodziną. Nie robimy sobie krzywdy. Zdobyliśmy najlepszą i najbardziej debilną publiczność w świecie sportu. Przyciągnęliśmy największą bandę kretynów, jacy chodzą po ziemi, a oni napychają nam kieszenie szmalem, kapujesz?
Nic mi się nie chciało. Nie chciało mi się nawet chodzić na gimnastykę. W gruncie rzeczy ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę, było pójść do sali gimnastycznej, spływać potem, nosić krótkie gatki i porównywać z innymi długość swego kutasa.
- Gdybyśmy mieli trochę wina.
- Ale nie mamy. Musimy poczekać do wieczora.
- Ciekawe, czy ktokolwiek rozumie pijaczków?
- Tylko inni pijaczkowie.
- Myślisz, że te drzazgi w rękach dotrą do naszych serc?
- Nie ma mowy; to byłby nadmiar szczęścia.
Im mniej wierzyłeś w życie, tym mniej miałeś do stracenia. Sam także nie miałem wiele do stracenia, ze swoim kutasem przeciętnej długości.
(...)
Posiadanie kutasa przeciętej długości wydało mi się nagle nie najgorszym grzechem.
Lubiłem swój tyłek. Nie lubiłem u siebie wiele rzeczy, ale lubiłem swój tyłek i swojego kutasa.
- Chcę, żebyś zrobił wywiad z tą suką, która wyszła za kanibala. Dużo seksu. Pomieszaj miłość z horrorem, rozumiesz?
- Rozumiem. Robię to przez całe życie.
- Nigdy nie udałoby mi się to z facetem po studiach. Są jacyś tacy mięciutcy, jak słodkie bułeczki. Do tego ten porządek w domu. Wiesz, czułam się, jakbym miała pokojówkę. On sam sprzątał. Wszystko było bez skazy. Można było jeść rosół prosto z klopa. Był antyseptyczny, taki właśnie był.
- Napij się dobrze ci to zrobi.
- I nie potrafił się kochać.
- Chcesz powiedzieć, że mu nie stawał?
- Nie, stawał mu przez cały czas. Ale nie potrafił dać kobiecie rozkoszy, wiesz. Nie wiedział co z nim robić. Cała ta forsa i wykształcenie, a był do niczego.
- Chciałbym mieć wyższe wykształcenie.
- A po co? Masz wszystko co trzeba, George.
Przeszła przez podwórko, otworzyła furtkę i ruszyła alejką w świetle księżyca. Dochodziła pierwsza w nocy, niebo było zupełnie bezchmurne. Tam, w górze, tkwiły wciąż te same gwiazdy. Dotarła do bulwaru i ruszyła na wschód, aż znalazła się przed drzwiami "Blue Mirror". Weszła do środka i rozejrzała się. Przy końcu baru siedział samotnie pijany Walter. Podeszła do niego i usiadła obok.
- Tęskniłeś za mną, misiu? - zapytała.
Walter uniósł głowę. Rozpoznał ją, ale nie odpowiedział. Spojrzał na barmana, który ruszył w ich stronę.
Wszyscy się tu znali.
Prawdę mówiąc, jestem facetem, który ma mnóstwo problemów i przypuszczalnie większość z nich stwarza sobie sam. Mam na myśli kobiety, hazard i wrogie uczycie wobec zbiorowości - a im większa grupa, tym większa moja wrogość. Nazywają mnie negatywnie nastawionym ponurakiem.
Nie mogę zapomnieć tej kobiety, która wykrzyczała mi w twarz:
- Jesteś taki cholernie negatywny! Życie może być piękne!
Pewnie i może, zwłaszcza gdy ktoś nie drze mordy.
- Wykąp się od czasu do czasu.
- Co takiego?
- Zresztą, może nie w tym rzecz. Czy używasz dosyć papieru toaletowego, podcierając dupę?
- Nie wiem. Ile to dosyć?
- Matka ci tego nie powiedziała?
- Czego?
- Podcierasz się tak długo, aż nie widzisz gówna.
Lecimy do San Francisco, gdzie mam czytać swoje wiersze.
Jestem Henry Chinaski, poeta. Mądry i głęboki. Wspaniały. Ale jaja, nie? Nie, naprawdę mam wspaniałe jaja.