cytaty z książki "Przebudzenie señority Prim"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Sentymentalizm a uczucie - to dwie różne sprawy, Prudencio. Sentymentalizm to patologia rozumowania albo, jeśli pani woli, patologia uczuć, które rosną, przerastają same siebie, zajmują więcej miejsca, niż im się należy, stają się szalone, zaciemniają trzeźwy osąd spraw! To, że ktoś nie jest sentymentalny, nie oznacza, że nie ma uczuć, tylko że nimi potrafi właściwie sterować. Ideałem - na pewno się z tym oboje zgodzimy - jest mieć chłodną głowę i wrażliwe serce.
Mnie się wydaje, że obecnie wszyscy koniecznie się chcą żenić czy wychodzić za mąż. Nie wiem, czy pani spostrzegła, że na całym świecie obecnie panuje wielkie odrodzenie małżeństwa, nie mówiąc już o tych wszystkich osobach, które obwieszczają wszem wobec o swojej niezłomnej wierze w małżeństwo, zawierając w ciągu życia tyle ślubów, ile tylko się da.
Jak to: dlaczego nie miałaby pani być szczęśliwa? Mogłabym pani podać mnóstwo przyczyn. Po pierwsze dlatego, że "bycie szczęśliwym" nie jest naturalnym stanem człowieka.
Pyta pani czy ją kochałem? Jasne, że tak; może gdybym ją mniej kochał, może gdyby dla mnie aż tyle nie znaczyła, nie musielibyśmy ze sobą zrywać...
Dzisiaj młodzi tak rozciągają okres dzieciństwa, że trwa ono o wiele dłużej, niż powinno. Nadal są niedojrzali i nieodpowiedzialni nawet wtedy, kiedy już od dawna nie powinni tacy być. Ale równocześnie wcześnie tracą czystość, naiwność i świeżość. To, co powiem, może zabrzmi dziwnie, ale uważam, że się bardzo szybko starzeją.
Jeżeli dwie osoby się nawzajem podziwiają i uwielbiają, to znaczy, że nie są takie same, bo gdyby były, nie podziwiałyby się. Są różne - i dlatego każde z nich podziwia w drugim to, czego nie znajduje w samym sobie. To właśnie rozmaitość, a nie równość, rozbudza uwielbienie między dwiema osobami... i własnie dlatego równość nie ma nic wspólnego z dobrym małżeństwem; natomiast rozmaitość ma z nim wiele, bardzo wiele wspólnego!
Ona też wierzyła w wartość drobiazgów. Na przykład bardzo ważna była dla niej pierwsza poranna kawa, którą zawsze piła w swojej filiżance z porcelany Limoges. Promienie słońca, przenikające przez okiennice w jej pokoju, rysujące cienie w ścianach; letnie lektury, przerywane sjestą... Ze spraw drobnych powstawały wielkie.
Związek małżeński - mówiła sobie [...] - nadawał się bez wątpienia dla kobiet innego typu niż ona. Dla kobiet o pewnej elastyczności charakteru, o naturze konformistycznej, dla kobiet, którym nie przeszkadza fakt, że muszą brać na siebie odpowiedzialność za takie decyzje, jak "ugoda" czy "porozumienie".
- Miłość! Mówię o miłości. Chyba pani nie wątpi, że istnieje. Trzeba tylko odkryć, gdzie się znajduje, iść za nią, śledzić. Dokładnie tak, jak to robi detektyw.
- [...] To nie mąż powinien reprezentować harmonię, nie w nim powinno się jej szukać, nie. Trzeba ją znaleźć w małżeństwie, w połączeniu obojga małżonków.
- I nie tylko w tym - dodała jej przyjaciółka - ale także w rutynie... przede wszystkim w rutynie.
Niemniej chyba mogę pani powiedzieć, na czym polega nadnaturalna istota małżeństwa, ta, bez której jest ono tylko domkiem z kart, lepiej lub gorzej ustawionym... [...] To, moja kochana, że małżeństwo, to nie jest sprawa dwojga, ale
trojga.
Mówię o pragnieniu was wszystkich, żeby okazać swoją wartość, żeby dla każdego było jasne, że wiecie to i owo, żeby zapewnić, że możecie osiągnąć dosłownie wszystko. To pragnienie, by tryumfować i jeszcze większe pragnienie, żeby nie ponieść porażki, pragnienie, żeby nie być uważaną za coś gorszego, ale raczej lepszego, tylko dlatego, żeby być tym, kim każda z nas myśli, że jest... albo, co gorsza, kim jej wmówiono, że jest. To takie niewytłumaczalne pragnienie, żeby świat uznał, że sam fakt, iż jesteście kobietami, to już wasza zasługa.
Większość zamężnych kobiet w tym mieście nie zależy od swoich mężów nawet w przybliżeniu tak bardzo, jak pani zależy od swojego szefa.