cytaty z książek autora "Emilia Ziółkowska"
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby mi się przydać. Przede wszystkim musiałam skoncentrować się na znalezieniu słabych punktów u mojego przeciwnika.
- Wiesz, co jest najbardziej interesujące?
- Nie za bardzo mnie to obchodzi.
Smok nie był poruszony moją odpowiedzią. Jak na samotnika błąkającego się po kontynencie, zdawał się niesamowicie pewny siebie i opanowany.
- Twój brak strachu. - Przekrzywił głowę, a jego oczy zabłyszczały szaleńczą czerwienią. - Nie spotkałem jeszcze nawet jednej istoty, która nie okazywałaby przede mną strachu.
- Wiesz, co jest najbardziej potworne? Kiedy ból staje się tak silny, że pragniesz umrzeć, ale nie możesz.
Piękno smoka bledło z każdą chwilą, z którą zbliżał się do kobiet. Ich oddechy przyspieszały, a przerażenie malowało się na twarzach. Kilka zaczęło krzyczeć. Dźwięk był żałosny, pełen cierpienia i strachu. Głosy odbijały się od ścian i przenikały do wnętrza duszy. Magia mężczyzny wyraźnie odznaczała się na ich skórze i wnikała do środka, powodując katusze.
- Najsmutniejszy jest zawód, który się z tym wiąże. Myślałaś, że umieranie jest takie proste? - Nie wiedziałam, co powiedzieć. Krzyk przedzierał się przez każdą postawioną przeze mnie barierę. Nie miałam pojęcia, że za chwilę miało być jeszcze gorzej.
Moment radości szybko przemienił się w gorycz, gdy w świetle księżyca ukazała się ogromna sylwetka smoka lecącego nad miastem. Przystanęłam na chwilę, analizując sytuację, jednak nie miałam zbyt wiele czasu na przemyślenia. Czerwone łuny spadały z nieba, liżąc płomieniami kolejne budynki. Żar lał się bez przerwy, mieniąc się głębokimi barwami czerwieni, pomarańczu i złota. Wstrzymałam oddech, patrząc na niesamowity spektakl światła i cieni, gorąca i chłodu.
- Wyrządzisz sobie krzywdę. - Wytrzeszczył oczy na myśl, która wyraźnie mu się spodobała.
Zamachnął się wekierą na moją nogę, ale zdążyłam zrobić unik. Nie udało mi się jednak obronić przed pięścią lecącą wprost na twarz. Mroczki zatańczyły mi przed oczami od siły uderzenia. Akurat wtedy nie był to czas na okazywanie słabości. Z chwilowym ociąganiem odskoczyłam i szybko wstałam na nogi. Sorgon popełnił błąd i zamiast ponownie wymierzyć uderzenie, rzucił się na mnie z całą swoją siłą. Jego ciało przywarło do mojego i razem wylądowaliśmy na podłodze.
- Na wszystkie smoki, jaki on był ciężki!
W mgnieniu oka wydobyłam z rękawa mały sztylet, który poległy żołnierz miał przypięty do pasa i zadałam Sorgonowi serię pchnięć w ramię, szyję oraz klatkę piersiową.
- Twoja broń na mnie nie działa - szepnął mi czule do ucha i złapał za moją dłoń. Powietrze przeciął kolejny trzask. Tym razem ból był dużo gorszy niż przedtem.
- Wracamy do zamku?
- Kąpiel, kolacja, Oro. Chyba brzmi dobrze.
- Nie najgorzej.