cytaty z książki "Widziałem ją tej nocy"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Człowiekowi towarzyszy nie to, co zrobił, lecz to, czego nie zrobił. Co mógłby albo choćby próbował zrobić, ale nie zrobił.
Może trochę daliśmy tam plamę, jak powiedział towarzysz Janko Kralj (...) Nie mieliśmy dość niezbitych dowodów, to prawda. Ale trzeba zrozumieć, byliśmy młodzi, w nieustannej walce, ścigali nas jak dzikie zwierzęta.
Nikt nie ceni tych, którzy chcieli tylko żyć, którzy kochali innych ludzi, naturę, zwierzęta, świat i czuli się z tym dobrze. W naszych czasach to za mało.
Zabicie człowieka było tak oczywiste, jak rozjechanie żaby na drodze.
Skandal wywołany jej niespodziewanym zniknięciem, kiedy okazało się, że postąpiła haniebnie i niegodziwie, uciekając z kochankiem, oficerem kawalerii, był wprost niesłychany.
W tym czasie obłędu nie trzeba było żadnego powodu, by kogoś pozbawić życia.
Jeszcze długo miałem w pamięci tamten poranek, jej postać, jej głos, sportowy chód i smutne, spokojne, prawie nieruchome oczy, rozjaśnione promieniami wschodzącego słońca.
Okazała się zachwycającym zjawiskiem w barbarzyńskich czasach.
Chciała tylko żyć w zgodzie ze sobą i tylko rozumieć siebie i innych. Ale ją zabito.
Miałem nadzieję, że nie wystraszą Veroniki, przecież nie życzyłem jej tego, i nie chciałem, by spotkała ją krzywda, choć byłem na nią zły.
Nie było jej tamtej nocy i rano też jej nie było, i przez wszystkie dni i wszystkie noce, które potem nadeszły, nie było jej także.
Wiem, że nie ma już niczego, nie ma Veroniki, nie ma króla, nie ma Jugosławii, świat rozpadł się na kawałki jak to popękane lustro, z którego spoglądają na mnie fragmenty mojej nieogolonej twarzy.
Ale trzeba zrozumieć, byliśmy młodzi, w nieustannej walce, ścigali nas jak dzikie zwierzęta, to są też słowa towarzysza Janka, musieliśmy więc bezlitośnie oddać cios. Miał rację. Mój syn Janko […] zrozumie to kiedyś, gdy mu o tym powiem. Że potrafiliśmy i musieliśmy oddać cios. [...] Niech wie, że cały czas byliśmy pomiędzy życiem a śmiercią, że cały czas trwała ta pora, gdy nie wiadomo, czy jest noc, czy dzień.
Krzyknąłem z podziwem: jeździsz jak polski ułan. Roześmiała się, ułanka, zawołała, polska ułanka.
Chorąży klepnął mnie po ramieniu: to koniec kariery, poruczniku. Chyba że wkrótce będziemy mieli jakąś wojnę. A wojna nadchodziła, nie jakaś, ale wielka, największa, straszna.
Całą wiosnę 1945 r. deptaliśmy sobie po piętach na górskich płaskowyżach Słowenii, nasze oddziały i IX korpus Tity (…). I dopuszczaliśmy się okrucieństw. Oni i my. Ranni i jeńcy nie mieli żadnej szansy na przeżycie. Ani nasi, ani ich.