cytaty z książek autora "Daniel Koziarski"
Nie należy ufać ludziom, którzy się powtarzają- znaczy to, że albo nie mają nic do powiedzenia, albo chcą nami manipulować.
Nigdy nie wiadomo, co siedzi w drugim człowieku. Nie jesteśmy w stanie wejść do umysłu drugiej osoby i dostrzec niepokojących symptomów, choć później, z perspektywy czasu, wydają się one bardziej oczywiste.
Stale musimy dokonywać wyborów - odezwał się, przerywając ciszę. - Nie ma wyborów dobrych. Są tylko wybory właściwe w danym momencie.
Czyż świadome marnowanie czasu nie jest pewnego rodzaju samobójstwem?
Kobieta wybaczy ci wszystko oprócz jednego:
tego ,że jej nie kochasz .
Dziś jest wspaniały dzień, żeby umrzeć, nawet pierdolone słońce ma kształt trumny.
Ale ja nie chcę nikogo krzywdzić… Nie chcę mieć na sumieniu czyjegoś małżeństwa.
Zdrada jest bardziej skutkiem, a nie przyczyną.
Czym jest Bóg? (...) Czy ktoś tak naprawdę zna odpowiedź na to pytanie? (...) Ideą wymyśloną przez zorganizowane kościoły dla kontroli zniewolonych umysłów, samopokrzepieniem ludzi w bezsensie istnienia, tworem teologów, a może rzeczywiście zaczynem wszystkiego?
Każdy wiek ma swój urok i niedostatki. Jeśli szukamy ograniczeń, zawsze je znajdziemy. Chodzi o to, żeby wywalczyć sobie w życiu przestrzeń dla siebie. Do samorealizacji, do działania.
Myślę, że nigdy nie doceniamy tego, co mamy. Z drugiej strony, jeśli przestajemy marzyć i chcieć więcej, stajemy się żywymi trupami.
Autor tworzy świat swojej książki, ale powinien on wyrastać ze zrozumienia ludzkich trosk, dylematów, problemów i stanowić na nie jakąś odpowiedź. Autor nie może uciekać od tego, czym żyje lub może żyć jego czytelnik. Zapraszając do własnego świata, autor musi jednocześnie podrzucić znajome tropy, pokazywać to, co bliskie, a nie wydumane.
Z błędami jest tak, że czasem nie da się ich naprawić i trzeba po prostu nauczyć się żyć z ich konsekwencjami.
Tak, to polska specyfika. Emocjonalne komentarze pod artykułami w zagranicznych serwisach to rzadkość, a u nas reguła.
Mówią, że przeciwieństwa się przyciągają, że to dobrze, jeśli ludzie się wzajemnie uzupełniają w związku, wnosząc do niego inne charaktery, ale jej taki pogląd jawił się jako idiotyczny wręcz niebezpieczny stereotyp. Po co bowiem tracić czas na to, żeby szukać płaszczyzny porozumienia, wzajemnie się docierać? Po co tracić część tożsamości, spotykając się gdzieś w połowie drogi, albo udawać, że inność drugiej osoby na wzbogaca, skoro tak naprawdę nas denerwuje? Nie łatwiej i nie logiczniej jest po prostu dobrać się na zasadzie podobieństw, będąc z kimś mającym zbliżone do nas preferencje, priorytety i pomysły na życie?