cytaty z książek autora "Lech Brywczyński"
Głowa do góry! Wszystko, co w życiu najlepsze, jest jeszcze przed tobą. Postaraj się myśleć pozytywnie, ułóż jakiś plan.
Ta sztuka to historia o miłości, która odnosi zwycięstwo nad egoizmem i wybujałymi ambicjami.
Kelnerka: - Nauka powiada, że miłość to tylko ciąg reakcji chemicznych, zachodzących w mózgu. Serce nie ma z tym nic wspólnego.
Pasażer 2: - Co? Kto ci tych bredni naopowiadał?
Kelnerka: - Mój były chłopak, student chemii.
Pasażer 2: - On był jakimś androidem? Jak można takim językiem mówić o uczuciach? Miłość to emocje, to nastrój, a nie reakcje chemiczne! (kręci głową z niedowierzaniem) Weźmy na przykład tę gwiazdę, tu po lewej... (pokazuje dłonią) O tam! Ona tak pięknie świeci. Nastraja mnie romantycznie... A ciebie?
Kelnerka: - Ta gwiazda, tutaj? (wyciąga rękę w stronę okna) Nie, jakoś nie nastraja... Tym bardziej, że od dawna nie istnieje.
Pasażer 2: - Co takiego? Nie istnieje?
Kelnerka: - Zgasła.
Pasażer 2: - (zaskoczony) Jak to? Kiedy?
Kelnerka: - Kilka milionów lat temu.
Pasażer 2: - Niemożliwe, przecież ją widać! Świeci! (po chwili) I skąd to w ogóle wiesz?
Kelnerka: - Mój były chłopak...
Pasażer 2: - Ten sam?
Kelnerka: - Nie, wcześniejszy. Studiował astronomię i czasem opowiadał mi o gwiazdach, kwazarach, czarnych dziurach i innych takich rzeczach. Ta gwiazda dawno temu zgasła, ale jej stare światło na razie jeszcze do nas dociera. Każda gwiazda kiedyś zgaśnie, to nic nadzwyczajnego.
Skąd wiadomo, że żyję? To, że myślę, nie musi wcale oznaczać, że jestem. Może tylko myślę, że jestem, a tak naprawdę mnie nie ma? Czuję, widzę, słyszę, ale i to o niczym nie świadczy. Ludzkie
zmysły są ułomne. Przydałby się jakiś dowód na moje istnienie...
Tyle mielibyśmy sobie do powiedzenia, gdybyśmy byli młodzi! Moglibyśmy mieć wspólne plany, marzenia... Potem te plany realizować, przeżyć razem kawał życia. A teraz? Musztarda po obiedzie, na wszystko za późno. Dwoje starzejących się obok siebie, coraz bardziej niedołężnych ludzi? Po co to nam? To byłoby przykre i żałosne.
Własność. Posiadanie różnych rzeczy jest przyjemne, ale nieodłącznie połączone z obawą o ich utratę. Psychiczna cena towaru jest zatem wyższa od jego wartości. Lepiej nic nie mieć.
Dawno, dawno temu, za górami, lasami, rzekami oraz innymi przeszkodami naturalnymi, był sobie pewien kraj. Piękny, żyzny, niemały i do życia jeżeli nie doskonały, to w każdym razie całkiem znośny.
Jedna tylko, za to jakże dotkliwa plaga dręczyła mieszkańców owej szczęsnej krainy, a mianowicie przestępczość. Różnego rodzaju niegodziwcy, szubrawcy, zbójcy, rabusie, rzezimieszki i urwipołcie srożyli się we wszystkich zakątkach kraju, gnębiąc prosty lud, okradając bogaczy i przysparzając siwych włosów królowi Filipowi Dumnemu, rządzącemu tymi ziemiami. Władca od lat próbował znaleźć jakieś rozwiązanie tego problemu, ale bezskutecznie: wszystkie jego pomysły, z reguły bardzo idealistyczne i naiwne, upadały w zderzeniu z twardymi realiami.
Aż pewnego dnia z własnym planem likwidacji „wszelkiej maści łotrów, hultajów, włóczęgów i banitów” zgłosił się do króla jeden z jego ministrów, hrabia Randolf. Ucieszyło to władcę, ale i trochę zaskoczyło, bo do tej pory minister ów z reguły żadnych inicjatyw nie przejawiał i tak po prawdzie to był najbardziej nieudolnym członkiem rządowego gabinetu.
Ola: - Facetom nie można wierzyć. Poznałam kiedyś takiego... Chodził za mną, bajerował... A potem nawet listu nie napisał. Przepadł bez wieści.
Marcin: - (bez przekonania) Może miał wypadek, wpadł pod samochód albo...
Ola: - Gdzie tam! Niedawno znalazłam jego profil na Facebooku, ma żonę i dwoje dzieci. Drań!
Marcin: - Faktycznie, drań...
Ola: - Wolałabym, żeby miał wypadek. Wtedy mogłabym go nadal kochać. Platonicznie.
Marcin: - Platoniczna miłość nie ma sensu.
Ola: - Jeżeli nie ma widoków na nic innego, to trzeba się nią zadowolić. (wzdycha) Kiedyś wzięłam psiaka ze schroniska. Pomyślałam sobie: pies będzie świetnym pretekstem do samotnych spacerów, może jakiś facet mnie zaczepi, zwłaszcza jeśli sam też będzie spacerował z psem...
Marcin: - I co?
Ola: - Jeden mnie zaczepił. Mój pies zaczął go obszczekiwać, na co on się wkurzył i nawymyślał mi. Za to, że nie trzymam psa na krótkiej smyczy, tylko pozwalam mu podbiegać do ludzi. (rozmarzona) Ten facet tak mi się podobał, prawdziwy przystojniak! A potem poszedł sobie, pogwizdując, w ręku miał gazetę... Więcej go nie widziałam, ale do dziś często o nim myślę.
Marcin: - Nadal masz tego psa?
Ola: - Nie, zdechł dwa miesiące temu. Psy tak krótko żyją.