cytaty z książki "Orfeusz w piekle XX wieku"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Jeden z największych hellenistów europejskich, wykładający w jednym z największych uniwersytetów amerykańskich zapytał raz pewnego studenta, co myśli o Sokratesie.
Sokrates mnie nie interesuje - odparł student - ponieważ był to człowiek, któremu się nie powiodło.Czy nie mógł sobie znaleźć innego zajęcia?
Wizja marzonego szczęścia zawsze ma zarysy rodzinnego zakątka. Jeśli sobie wyobrażam, że jestem szczęśliwy, zawsze widzę siebie w rodzinnych stronach. Wszystkie ważniejsze czyny mego życia, głównie te, które pragnąłbym spełnić w przyszłości, zawsze mam zwyczaj przenosić do Lwowa. Stamtąd wyjdzie zbawienie świata. Ta ciasnota uczuć ma w sobie coś maniakalnego. Jeden z najoryginalniejszych i najmądrzejszych naszych artystów, Leon Chwistek,, ilekroć rysuje, czy maluje ciało kobiece, rysuje i maluje własną żonę. Doświadczenie jego ręki jest doświadczeniem jego miłości. Jeśli powiadam: las, mam na myśli lasy rodzinnych stron, jeśli powiadam: pole, widzę to pole, którym chadzałem jako dziecko. Nikt mnie nie przekona, że żniwa wyglądają inaczej niż tak, jak je oglądałem na rodzinnej ziemi.(...)Dokoła tych i podobnych im pierwotnych obrazów i kształtów zgrupowałem podświadomie całą moją uczuciową wiedzę o świecie oraz wizję szczęścia.
Orfeusz w piekle XX wieku może uchodzić za autobiografię. Od innych różni się tym, że jest autobiografią nie zamierzoną i nie komponowaną. Złożyły się na nią nie powiązane ze sobą epizody życia autora oraz okruchy myśli, chwytanych w ciągu czterdziestu lat na gorącym, czasem aż spalającym na popiół uczynku. Niektóre z tych lat już mnie samemu zalatują egzotyką. Jako całość ten Orfeusz nie ma dystansu do tego, co działo się w owych latach. To Orfeusz, który nie przekroczył zakazu i wracając z piekła, co prawda bez Eurydyki, nie spojrzał za siebie. Jest to więc autoportret bez perspektywy, bez retuszu i „poprawek historycznych”, które by zjawiska słusznie lub mylnie osądzone wówczas, gdy były nowe, ukazały w odmiennym świetle dnia dzisiejszego. Wszystkie teksty zostały tu powtórzone w ich pierwotnym kształcie, przez co, jak sądzę, zachowała się aura czasów minionych, ich smak lub niesmak.
Mityczny Orfeusz śpiewem swym dzikie bestie ugłaskał, iż przycupnęły do jego stóp, i pokornie jego pieśni słuchały. Dzisiejszy Orfeusz nie ma już tej mocy. Nie potrafi nawet poskromić dzikiej bestii zamkniętej w klatce ludzkiego serca. Niczyja pieśń nie powstrzymała od wybuchu wulkanów ludzkiej nienawiści, nie zamknęła armatom ich paszcz, nie unieruchomiła tanków, nie przeszkodziła bombom zapalać miast. Niczyja pieśń nie rozsadziła komór gazowych, nie zmiotła z powierzchni ziemi: Dachau i Bergen-Belsen, Oświęcimia, Majdanka i Treblinki. Piekło mitycznego Orfeusza znajdowało się pod ziemią. To był Hades, gdzie mieszkali umarli. Piekło dzisiejszych Orfeuszów – ach, nadto dobrze je znamy – to ziemia, zamieszkiwana przez żywych ludzi. Nasi Orfeusze, poeci bez lir i muzycy bez władzy, też niekiedy wyrywają nam dusze z tego piekła, w którym żyjemy. Ale głos ich jest za wątły, żeby mógł zagłuszyć zabójczy łoskot doczesności, piekielny ryk morderczych maszyn. Dawny Orfeusz pieśnią swą pokonywał jedynie dźwięki przyrody. Dziś – musi przekrzyczeć, nawet w czasie pokoju – straszliwe piekło dźwięków sztucznych, będących dziełem człowieka.