rozwiń zwiń

„By oddać tamtą atmosferę i emocje, staję się na chwilę bohaterką książki”. Mówi Nina Majewska-Brown

BarbaraDorosz BarbaraDorosz
01.09.2022

Rzeczywistość bywa przerażająca, a życie potrafi napisać najstraszniejszy scenariusz. Ta smutna prawda znajduje odzwierciedlenie w „Ocalonej z Auschwitz” -  najnowszej powieści historycznej Niny Majewskiej-Brown, która przenosi nas do czasów niemieckiej okupacji. Z autorką rozmawiamy o doświadczeniach obozowego piekła, próbach pomocy więźniom i o ludziach, którym przyszło dokonywać najtrudniejszych wyborów w życiu.

„By oddać tamtą atmosferę i emocje, staję się na chwilę bohaterką książki”. Mówi Nina Majewska-Brown Materiały wydawnictwa

[Opis wydawcy] 1 września 1941 roku w niemieckim mundurze z pistoletem w kieszeni i na rowerze ucieka z Auschwitz Jan Nowaczek.
Los sprawia, że ratując się przed pościgiem, trafia do mieszkających w pobliżu Franciszki i Wawrzyńca Kuligów. Mimo obawy o własne życie rodzina pomaga zbiegowi. Jakież jest ich zdziwienie, gdy po kilku miesiącach Nowaczek ponownie pojawia się w ich domu w towarzystwie esesmanów, zdradzając osoby które pomogły mu w ucieczce.
W rezultacie do obozu trafia Franciszka w dziewiątym miesiącu ciąży, jej siostra Stefania i kilka innych osób. By ocalić ukochaną żonę, zrozpaczony Wawrzyniec podejmuje najtrudniejszą z decyzji: pójdzie do obozu by, zamienić się z Franciszką na życie.

Barbara Dorosz:„Ocalona z Auschwitz. Pójdę za tobą na koniec świata” to książka, która porusza najczulsze struny w czytelniku. Pisze pani o prawdziwych ludziach, bohaterach, którzy w zasadzie przypadkiem zostali wciągnięci w wir wielkiej i tragicznej historii. Dlaczego zdecydowała się pani oddać im swój głos?

Nina Majewskiej-Brown: To kolejna historia, która sama do mnie przyszła za sprawą pani Doroty Nowak, wnuczki bohaterów książki, oraz pani Marii Brombosz, sołtyski wsi Poręba Wielka. Zostałam poproszona o spisanie dramatycznej rodzinnej historii Franciszki i Wawrzyńca Kuligów, którzy narażając życie, udzielili schronienia i pomogli uciekinierowi z obozu, Janowi Nowaczkowi. Coś, co było naturalnym odruchem serca, po wielu miesiącach doprowadziło do wielkiej tragedii.

Co takiego się wydarzyło?

Ponownie aresztowany Nowaczek wydał wszystkich tych, którzy go wspierali w odzyskaniu wolności. Szacuje się, że zadenuncjował sto dwadzieścia osób, w tym rodzinę Kuligów. Za jego sprawą do Auschwitz trafiła m.in. Franciszka w dziewiątym miesiącu ciąży. Wawrzyniec, by ratować ukochaną żonę i nienarodzone dziecko, dobrowolnie zgłosił się do obozu. W ten sposób ocalił ją od śmierci. Nie zdradzę, jak dalej potoczyła się ta historia, jednak Kuligowie za sprawą Nowaczka niespodziewanie doświadczyli obozowego piekła.

Przez twarz męża przemyka cień niepokoju, szczęki na chwilę mocniej się zaciskają, skóra blednie, a mnie nie wiedzieć dlaczego złości jego zdziwienie. Jak zwykle w trudnej chwili byłam sama, bo on musiał pracować! Wiem, że jestem niesprawiedliwa, ale najwyraźniej uchodzą ze mnie emocje i nie mogę powstrzymać żalu do losu, że karze mnie w taki sposób. Po to mam chłopa, żeby to on nas chronił
w niebezpiecznych sytuacjach i załatwiał co trudniejsze sprawy.
– No Szwab! – irytuję się. – Przecież mówię.
– A czego tu szukał?
Jego nerwowe zachowanie daje mi podwójnie do myślenia. Podejrzewam, że czegoś mi nie mówi, a może coś ukrywa w gospodarstwie. Broń? Krew spływa mi do pięt, a serce gubi rytm, tak że nie mogę złapać tchu. Wiem, że dopytywanie jest bezcelowe, bo mąż nic mi nie powie. Wojna sprawiła, że stał się bardziej skryty niż zazwyczaj, a poza tym zwykł powtarzać, że im mniej wiem, tym jestem bezpieczniejsza.

Nina Majewskiej-Brown - „Ocalona z Auschwitz. Pójdę za tobą na koniec świata”

Czy mieszkańcy Oświęcimia i okolic wiedzieli dokładnie, co się dzieje za drutami obozu Auschwitz? Mieli świadomość dokonywanych tam bestialskich czynów na osadzonych więźniach czy mogli jedynie snuć domysły?

Okoliczni mieszkańcy znali sytuację więźniów. Piekło w Auschwitz było ich najbliższym sąsiedztwem. Widzieli szkielety w pasiakach pracujące w kopalni, na polach, w żwirowni. Zdarzało się, że jako cywilni robotnicy pracowali ramię w ramię z więźniami. Wawrzyniec Kulig, zmuszony do pracy przy budowie obozu, stykał się z więźniami wielokrotnie. To od nich okoliczna ludność dowiadywała się prawdy o okrucieństwach i brutalności świata za obozowymi drutami: o głodzie, eksperymentach medycznych, chorobach, torturach, o krematoriach. Zresztą nie sposób było nie wiedzieć o wszechobecnej śmierci, skoro nad okolicą unosił się słodkawy smród palonych ciał.

Rodzina Kuligów jako jedna z wielu mocno zaangażowała się w niesienie pomocy więźniom. W jaki sposób pomagano więźniom? Czytając relacje ludzi, którzy przeżyli niemiecką okupację, dowiadujemy się, że dożywianie więźniów czy przekazywanie wiadomości ich rodzinom to zaledwie ułamek tego, co robili ludzie dobrej woli.

Pomagało wielu mieszkańców, choć tym samym narażali oni siebie i swoje rodziny na śmierć. Przemycano jedzenie, grypsy i lekarstwa. Pamiętajmy, że w tamtym czasie obowiązywały limity i kartki żywnościowe, w związku z czym dzielenie się jedzeniem nie było takie proste. Uciekającym udzielano pomocy w zorganizowaniu ucieczki: przeprowadzano przez granicę Generalnego Gubernatorstwa, udzielano informacji, dokąd mogą dalej się udać. Istniała sieć powiązanych ze sobą ludzi, którzy pomagali więźniom po ucieczce z obozu. Wymagało to współpracy wielu osób. Okoliczni mieszkańcy próbowali również podnosić osadzonych na duchu – informowali więźniów o postępach wojsk na froncie, dawali nadzieję na to, że niebawem katorga się skończy. W 1943 roku powstał komitet Pomocy Więźniom Obozów Koncentracyjnych, działały organizacje Związku Walki Zbrojnej/Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich i Polskiej Partii Socjalistycznej, zaangażowane w niesienie szeroko pojętej pomocy. W tym miejscu trzeba podkreślić, że postawa okolicznej ludności była niezmienna od początku powstania obozu aż do końca, w tym w tygodniach po jego wyzwoleniu, gdy wielu już byłych więźniów, ze względu na stan zdrowia, nie mogło wrócić do domu. Organizowano np. szpitale, do których trafiło około cztery i pół tysiąca osób.

Czy esesmani wiedzieli o skali pomocy udzielanej więźniom?

Mieli świadomość, że taka pomoc może być udzielana, dlatego obóz otaczała mała i duża zona posterunków, mająca nie tylko zapobiec ucieczkom, ale również ograniczyć kontakt z miejscową ludnością. Wszędzie straszyły tabliczki informujące, że zbliżanie się do terenu obozu grozi śmiercią. Esesmani działali również prewencyjnie, zastraszając mieszkańców okolic Oświęcimia. Ale z pewnością byli i tacy esesmani, którzy chociażby dla własnych korzyści przymykali oko na kontakty z osadzonymi. Natknęłam się na kilka relacji, które wyraźnie wskazują na to, że w zależności od tego, który z Niemców pilnował więźniów, można było danego dnia przekazać paczkę z chlebem, lekami etc. Esesmani chętnie przyjmowali łapówki w postaci kiełbasy, wódki czy nowalijek z pobliskich ogrodów i dla nich skłonni byli udawać, że nie dostrzegają udzielanej pomocy. Jak wspominają córki Franciszki i Wawrzyńca, rodzice doskonale orientowali się, który Niemiec jest przekupny. Co nie zmieniało faktu, że pomoc była obarczona najwyższym kosztem – utratą życia. Zawsze coś mogło pójść nie tak.

Czy istnieją przekazy pisemne świadczące o tym, że po wojnie więźniowie próbowali w jakiś sposób odwdzięczyć się za okazaną pomoc?

Tak, spotkałam się z takimi relacjami, ale bardziej uderzyło mnie to, że są również dostępne zeznania świadków świadczące o tym, że niektórzy osadzeni, którym uratowano życie, po wojnie odwracali się od swoich dobroczyńców. To bardzo przykre. Przypadek Jana Nowaczka nie był odosobnioną sytuacją, takie historie zdarzały się częściej. Skoro potrafi zdradzić nas przyjaciółka czy mąż, to co dopiero obcy człowiek. Pomaganie miało wdrukowane ryzyko, a w konsekwencji nawet śmierć.    

W pomoc dla więźniów zaangażowana jest cała wieś i okolica. Gospodynie i ich mężowie podrzucają takim jak my, którzy w pracy mają kontakt z więźniami, co kto może, i tym sposobem
nasza pomoc może być efektywna i regularna. To wielka ulga, bo z naszego skromnego budżetu trudno uszczknąć cokolwiek, a tym bardziej robić to systematycznie.

Nina Majewskiej-Brown - „Ocalona z Auschwitz. Pójdę za tobą na koniec świata”

Represje zastosowane względem rodziny Kuligów za pomoc udzieloną uciekinierowi z Oświęcimia wywarły strach wśród lokalnej społeczności. Czy okoliczni mieszkańcy przestali nawiązywać kontakty z więźniami?

Każda taka sytuacja wywoływała u ludzi strach, panikę, niedowierzanie i żal. Paraliżowała na chwilę. Jednak skala nieszczęścia i niedoli więźniów była tak wielka, że nie sposób było na nią zobojętnieć. Pomagano więc dalej.

Czy dotarła pani do informacji, ilu więźniom udało się zbiec z obozu? Istnieją takie dane w archiwach?

Można jedynie próbować szacować. Nie sposób bowiem policzyć np. tych, których do pozornej ucieczki zmuszali esesmani w obozie, ani tych, którzy świadomie przekraczali granicę obszaru zakazanego, narażając się na rozstrzelanie. Zdarzały się prowokacje ze strony pilnujących strażników niemieckich w postaci rzucania czapki w zakazaną zonę, do której bezwzględnie nie wolno było wchodzić. Tymczasem strażnik rozkazywał więźniowi jej przyniesienie. Dla biedaka była to patowa sytuacja, bo za wykonanie i niewykonanie rozkazu groziło rozstrzelanie. Dlaczego tak się działo? Zgodnie z obozowym regulaminem za uniemożliwienie ucieczki więźniowi esesman dostawał dodatkowy, nawet kilkudniowy urlop. Byli i tacy, którzy w desperacji sami szli w kierunku podłączonych do wysokiego napięcia drutów. Tacy więźniowie również figurują w niemieckich statystykach jako uciekinierzy. Oficjalnie szacuje się, że około dziewięciuset dwudziestu ośmiu osób próbowało uciec z obozu, skutecznie udało się to tylko około stu dziewięćdziesięciu sześciu.

Nie sposób nie potępić zachowania Jana Nowaczka, który wydał ludzi udzielających mu pomocy i przyczynił się do śmierci wielu osób. Jednak zastanawiam się, czy my, współcześni, mamy jakiekolwiek prawo oceniać jego postępowanie?

Nie, absolutnie! Nie wolno nam oceniać zachowania więźniów, a już zwłaszcza potępiać. To był tak ekstremalnie trudny czas i nieludzkie warunki, że redefinicji uległo pojęcie sumienia, przyzwoitości, tego, co dobre i złe. Ci ludzie, ratując się przed śmiercią, działali instynktownie, często impulsywnie podejmowali decyzje, na które nie zdecydowaliby się w innych okolicznościach.

Z jednej strony staram się spojrzeć na zachowanie Nowaczka przez pryzmat tamtych czasów, jednak z drugiej strony przeraził i prawdziwie dobił mnie fakt, że Nowaczek w ogóle nie czuł skruchy, nie miał w sobie poczucia winy, skazując innych na pewną śmierć.

Jan Nowaczek był więźniem i miał prawo walczyć o wolność. Inną sprawą jest świadomość, że za moją wolność życiem zapłacą inni. Przecież to ucieczki sprawiły, że w obozie zastosowano dziesiątkowanie, w którym zginęli m.in. Marian Batko, o. Maksymilian Maria Kolbe czy archimandryta Grzegorz Peradze. Każdy z nich zginął śmiercią głodową, dobrowolnie idąc na śmierć za innych więźniów.

Często wspomina pani w wywiadach, że pisząc powieści historyczne, wielokrotnie mierzyła się z bolesnymi wspomnieniami tych, którzy przetrwali piekło. Jak radzi sobie pani z emocjami, które pojawiają się podczas pisania czy zbierania materiałów?

To bardzo trudne i chyba z każdą kolejną książką coraz trudniejsze. By oddać tamtą atmosferę i emocje, staję się na chwilę bohaterką książki. Przeżywam fizyczny lęk, czasem ból, zdarza się, że się głodzę, by w pełni poczuć grozę, z jaką mierzyli się ci ludzie. Choć oczywiście mój strach ma się nijak do przerażenia i bezradności tych ludzi.

Najtrudniejsze jest studiowanie dokumentów, relacji czy rozmów ze świadkami. Często docieram do bardzo brutalnych materiałów, których nie jestem w stanie przeczytać za jednym podejściem. Biją z nich potężne emocje, a mózg nie potrafi przetrawić tych obrazów. Jednak w książce nimi nie epatuję, bo wychodzę z założenia, że o ciemnych stronach wojny, również tej za naszą granicą, powiedziano już tyle, że pewne kwestie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Niezmiennie najbardziej interesuje mnie psychologiczny i socjologiczny aspekt tamtych lat, ponieważ wychodzę z założenia, że każde zło zaczyna się w chorym z nienawiści umyśle. Po postawieniu ostatniej kropki spotykam się z moją psycholog, by się oczyścić, znaleźć równowagę. Te historie śnią mi się po nocach i nie potrafię od nich uciec, ale sprawiły też, że jeszcze bardziej cieszą mnie najmniejsze drobiazgi. Każdego ranka budzę się z wdzięcznością, dziękując, że mam poduszkę, wygodne łóżko, że moja lodówka jest pełna. I oczywiście niezmiennie jestem wdzięczna losowi, że obdarzając mnie tymi historiami, wspólnie możemy ocalić od zapomnienia te drobne okruchy historii.  

O autorce:

Nina Majewska-Brown jest absolwentką UAM w Poznaniu, przez lata związana z reklamą i PR-em. Były pracownik agencji reklamowych, wydawnictw, gdzie promowała największych autorów literatury polskiej i zagranicznej. Debiutowała w 2015 roku przebojową książką „Wakacje”. Znana z hitowych powieści obyczajowych, m.in. Nina”, „Mąż na niby”, „Żona na zamówienie”,  ma też na swoim koncie ciepło przyjęty przez czytelników kryminał „Grzech” oraz sagę historyczną „Zakładnicy wolności”. Nina Majewska-Brown jest pisarką znaną ze swojej wrażliwości, co sprawia, że kolejne jej powieści podbijają listy bestsellerów. Efektem jej zainteresowań historią są bestsellerowe powieści „Tajemnica z Auschwitz”, „Anioł życia z Auschwitz”, „Dwie twarze. Życie prywatne morderców w Auschwitz” oraz „Ostatnia więźniarka z Auschwitz”.

Przeczytaj fragment książki „Ocalona z Auschwitz. Pójdę za tobą na koniec świata”:

Ocalona z Auschwitz. Pójdę za Tobą na koniec świata

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Książka „Ocalona z Auschwitz. Pójdę za tobą na koniec świata” jest już dostępna w sprzedaży.


komentarze [5]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
reader 04.09.2022 11:49
Czytelnik

Czegoś tu nie rozumiem... Franciszka i Wawrzyniec dają schronienie uciekinierowi. Kiedy chłopak wydaje ich esesmanom, do obozu trafia Franciszka, jej siotra i kilka innych osób. A jej mąż jakimś cudem nie zostaje tam wysłany? Na dodatek zgłasza się, żeby w zamian za żonę odbyć karę? Czy z essesmanami można było w ogóle dyskutować i stosować jakieś roszady? Wątpię...
Chyba...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
BarbaraDorosz 05.09.2022 20:23
Redaktorka

Gorąco zapraszam zatem do lektury książki, gwarantuję, że treść rozwieje Twoje wątpliwości na temat Wawrzyńca :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
reader 06.09.2022 13:03
Czytelnik

Jeśli mi pani wytłumaczy dlaczego Wawrzyniec miał takie "chody" u esesmanów, to na pewno przeczytam  😀

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Gosia 04.09.2022 00:25
Czytelnik

Trudna, ale z pewnością wartościowa książka.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
BarbaraDorosz 01.09.2022 16:00
Redaktorka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post