cytaty z książek autora "Tomasz Kowalczyk"
Próżnujemy ziarnem na szalach tęcznych mgławic,
Nie pozwalając szlakom planteoidalnym
Stać się bardziej w czyśćce czystonamacalnym –
Spójrz jak twa rzęsistość cicho czernią łzawi...
Każdy człowiek to osobna nuta przemijania o niepowtarzalnych
alikwotach poruszających się po wielopłaszczyznowej galaktyce,
galaktyce tak małej i jednocześnie tak ogromnej, że łatwiej nam badać
i mierzyć świat zewnętrzny aniżeli owe obszary nieskończonego
wewnętrznego zapomnienia. Gwiazdy i łuny kosmiczne spisują naniebnie
symfonie naszych dusz – a te promieniują z nas na co dzień
w sposób dostateczny, by się im móc przyglądać.
Przy wejściu, prócz świetlno-dźwiękowych niuansów, o których zaraz, rzucał się w oczy potężny motor i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby maszyna ta nie wyzierała w eter, ze swoich kanalików, wieńca pasji. Była to męska pasja motoryzacji, a mianowicie miłość testosteronu do prędkości, która wynika pośrednio i bezpośrednio ze smrodu spalin.
W zimowy poranek, gdy szron rzęsami rozpościerał skrystalizowane
sny, moja ukochana ocknęła się i przytuliła swoje ciepłe czoło,
niczym wieczko pozytywki, do mojej szyi. Czułem jej słodką główkę
bardzo wyraźnie, dokładnie, tak jakby we wnętrzu pulsowało małe
wahadełko, które chciało mi przekazać parę niewyrażalnych rzeczy.
Enigmatyczna dama wsunęła dłoń w kieszonkę sukienki i wyciągnęła
mały notatnik, który niczym szczególnym się nie wyróżniał. Rękawiczki z jedwabiu kurczowo uszczypnęły kawałek
papieru i posuwiście pociągnęły, tak jak łapczywie salamandra
pociąga do siebie swój język ze zdobyczą, wyrywając listek sprężystej
kartki.
Każdy zbłąkany, wyróżniający się nasz atom zasługuje, by być hołubiony i pielęgnowany w skryciu przed pazurami zazdrosnego świata. Bowiem to jest właściwy budulec naszego serca, który potrzebuje ciepłego brzmienia fletu o poranku, przytulonego kocyka z mżawki barwnej i estetycznego muśnięcia, nawet w takie paskudne dni jak dziś, gdy deszcz i szaruga pragną wypłukać z człowieka całą motywację.
Uranowy zalew z mych łzawic wstręt wypija,
Wraz z losem człekoksztatłnym, gaszącym w płucach dymy…
I jesteś taka moja, lecz jednak wciąż niczyja,
Niczyja a ja taki, wciąż twój i wciąż jedyny.
Bajdurzysz swym jestestwem, rzygam twoim ciałem,
W Platonie kwitniesz iście w toni jego łajna,
Brzmisz jak dzieci z Downem - żyjące swym chorałem,
Jesteś tak obskurnie, obrzydle nadzwyczajna.
Koszula lniana pęka, w katarze bieli tonie,
Wzorzystych mgieł przebiśnieg zakrócił się nade mną,
Mam marne krótkie życie i dwie zmęczone dłonie,
Nikt nie wie nic i nicość ma wiedzę niezupełną.
I w momencie gdy słońce zaczyna spozierać coraz dokładniej na nasze ranne postępki, kawowa mgiełka rozpościera się po pokojach, dając nadzieję na cały dzień w postaci odległych aromatów cytrusów oraz jaśminu.