cytaty z książek autora "Jana Černá"
(...) dlaczego ludzie nie przysięgają sobie, że będą pamiętać o tym, żeby przynieść czasami w kieszeni do domu pomarańczę, bukiecik fiołków, nowy ołówek albo garść rodzynek? Dlaczego nie przyrzekają sobie, że rano przy śniadaniu będą umyci, pachnący, odświeżeni, starannie ubrani i to zarówno w dzień po złotych godach, jak i każdego dnia przedtem? Dlaczego nie obiecują, że wpadając w złość z powodu jakiegoś nieprzyjemnego drobiazgu zamiast robić awanturę raczej się uszczypną? Dlaczego nie przysięgają, że zawsze będą się sobą interesowali i szanowali nawzajem swoje zainteresowania, obojętnie, czy będzie to zainteresowanie historią sztuki, piłką nożną czy zbiorem motyli? Dlaczego nie obiecują pozostawienia sobie wzajemnie swobody milczenia, swobody samotności, swobody wolnej przestrzeni? Dlaczego w miejsce tak drugorzędnej rzeczy jak szczęście, nie ślubują sobie tych wszystkich jakże trudnych 'drobiazgów', z których należy się wywiązać, a z których przecież nigdy się nie wywiązujemy?
Sądzę, że zapominanie jest niezbywalnym prawem człowieka, jedną z niewielu nieograniczonych swobód, jakie posiada każdy z nas. Gdyby dziecko miało pamiętać to wszystko, co przeżyje, zanim pogodzi się z otaczającym je światem, prawdopodobnie w wieku pięciu lat byłoby ciężkim neurotykiem, mając dwanaście lat dojrzałoby do szpitala wariatów, a w piętnastym roku życia do samobójstwa. W końcu i to niewiele, co człowiek zachowuje w pamięci, jest granicą wytrzymałości.
Bardzo trudno jest poznać człowieka. Myślę, że nie przesadzę, jeśli powiem, że poznaje się człowieka po raz pierwszy podczas półgodzinnej rozmowy i po raz drugi po dziesięcioletnim obcowaniu z sobą. Myślę także, że jest prawie niemożliwe, aby dwoje ludzi przed ślubem zdawało sobie w pełni sprawę kim są ci, których sobie biorą. Nawet jeśli znają wszystkie swoje czyny, swoje idee, przekonania, wiarę i wyznanie, nie znają przecież jeszcze swoich pończoch, swoich zaspanych oczu, sposobu płukania ust przy porannym myciu zębów i sposobu dawania napiwków kelnerom. Każde małżeństwo niesie z sobą ryzyko tysięcy rozczarowań i wewnętrznych załamań, przed czym jest tylko jeden sposób obrony: po prostu z góry trzeba się z tym pogodzić.
o jest jakoś tak: są ludzie, z którymi rozmawiacie po raz pierwszy i od razu dowiadujecie się, jakie mają problemy z mężem lub żoną, czy udały się im dzieci, jak układa im się życie, jak stoją finansowo, nie mówiąc już o woreczku żółciowym i wątrobie. Nie mam nic przeciwko nim: są prostoduszni i z pewnością nie należy mieć im za złe ich otwartości. Nie potrzebują oni jednego określonego słuchacza, serdecznego przyjaciela, mogą się zwierzać komukolwiek, byle im tylko nie przerywał.
Są też ludzie, których spotykacie od lat i nie macie pojęcia, czy są żonaci czy wolni, czy mają dzieci, ile zarabiają, a jeśli usłyszycie od nich więcej niż jedno zdanie, to na pewno o wszystkim, tylko nie o ich sprawach osobistych.
Oprócz tego są jeszcze ludzie, którzy noszą swój bagaż kompleksów i problemów z miejsca na miejsce i daremnie szukają adresata, któremu mogliby go przekazać. Pragną nie tylko przerzucić swój ciężar na czyjeś barki, chcą, by adresat oprócz tego, że jest słuchaczem i odbiorcą, był jeszcze także zdolny docenić i zrozumieć, jaką przesyłkę mu wysłano, ponieważ tylko taki odbiorca potrafi sobie z nią poradzić i będzie mógł im ulżyć w dźwiganiu ich bagażu. Najgorsze w tym jest to, że nadawca zazwyczaj wie bardzo dobrze, że nikt, oprócz niego samego, nie może mu pomóc.