Postanowiłem, że nie będę gorszy i odpowiedziałem mu, żeby walnął się zardzewiałą konewką w ciemię, tylko nie za mocno, bo powstałe w ten sp...
Postanowiłem, że nie będę gorszy i odpowiedziałem mu, żeby walnął się zardzewiałą konewką w ciemię, tylko nie za mocno, bo powstałe w ten sposób echo rozwali mu głowę. Mój starojapoński z mandżurskim akcentem zrobił na nim odpowiednie wrażenie. Najwyraźniej niczego nie zrozumiał, bo uśmiechnął się jeszcze szerzej niż poprzednio. Gdyby nie uszy, miałby uśmiech dookoła głowy. Te parę zdań, które przed chwilą wypowiedziałem, zrobiło wrażenie także i na mnie. Nie miałem żadnego, nawet zielonego pojęcia, że znam japoński. I skąd wziął się ten akcent? Życzliwie pukając się w czoło, pożegnałem portiera skaczącego teraz z radości na szeroko roześmianej głowie i opuściłem hol, wychodząc na ulicę. Skierowałem się w lewo, mając wrażenie, że idę w prawo. Dobrze, że to tylko takie wrażenie! Jakieś trzysta metrów od mojego domu znajdowało się wejście do tunelu metra. Automatyczna barierka na fotokomórkę przepuściła mnie bez problemu zaraz po tym, jak zapłaciłem za przejście guzikiem z prawego rękawa koszuli. Wszedłem na ruchome schody i zjechałem nimi, mając wrażenie, że wjeżdżam do góry. Dobrze, że to tylko takie wrażenie! Kiedy dotarłem na peron, grzecznie stanąłem w kolejce i czekałem na przyjazd pociągu. Rozejrzałem się dookoła. Jakaś pani prowadziła na smyczy jakiegoś pana. Dwóch bosych wyrostków pasło na betonowej posadzce cztery łaciate krokodyle. Starszy pan w koszmarnie różowym garniturze zlizywał literki z dolnych rzędów tablicy ogłoszeń. „Cóż! – pomyślałem sobie. – Świat pełen jest świrów. Najważniejsze to się z nimi nie identyfikować!”.