cytaty z książek autora "Joanna Kuciel-Frydryszak"
Badanie losów swojej rodziny wymaga gotowości, by się rozstać z wyobrażeniami i iluzjami na jej temat, a w związku z tym i na swój własny.
Kto rozumie te kody, ten wie, że cała czułość matki trafia do szarlotki, i nigdy nie zwątpił w jej miłość.
Małżeństwo chłopskie to spółka, która ma zabezpieczać przetrwanie rodziny, a nie romantyczny, emocjonalny związek ludzi sobie bliskich.
(...)jej matka uczuciowa i wrażliwa w relacji z dziećmi zostawała oschłą - jej matka ją tego nauczyła. Nie pamiętam z dzieciństwa kobiet które by okazywały czułość , nie okazywały uczuć, nikt nie słyszał słów jesteś kochany. Wychowanie dzieci oznaczało bardziej ich hodowanie.
Kultura patriarchalna - wiejska zaprogramowuje kobietę do odgrywania przez nią schematycznych ról, nie budząc w niej poczucia prawdziwej bliskości, solidarności z własnym dzieckiem, pozbawiając instynktu schronienia i wspierania go. Produkt tej kultury - kobieta nie zadaje sobie pytania czy jest dobrą matką w ocenie swojego dziecka lecz czy jest w oczach męża, księdza czy innych osób plemiennej starszyzny.
Mieszkająca w Ameryce Alice Coleman Schelling, pochodząca z łódzkiej kupieckiej rodziny Hechtkopfów, zapamiętała opowieść o tym, jak jej babcia Regina zatrudniała w Łodzi służącą.
– Czy masz kawalera?
– Ta, proszę pani.
– To bardzo dobrze. Cieszę się. Jak ma na imię?
Służąca w zakłopotaniu, wiercąc się, podaje imię.
– To ładne imię. Możesz mieć wychodne ze swym chłopcem w niedzielę.
– Dziękuję pani.
– A ty jak masz na imię?
– Zosia, proszę pani.
– To też ładne imię. Ale jeśli zawołam na ciebie Basiu, Kasiu czy Jasiu, chcę, byś wiedziała, że to chodzi o ciebie, i przyszła, kiedy proszę.
Panie, kto się zna na piśmie, ten się do piekła ciśnie.
...,stosunki prawne i społeczne uległy wprawdzie głębokiej transformacji i dziś wiele sytuacji opisanych w książce nie mogłyby się zdarzyć, ale po stu latach nie jesteśmy ani o jotę lepsi, a chciwość i silnie zakorzenione pragnienie dominacji wciąż prowadzą do wyzysku i pogardy.
Jadą goście, jadą, koło mego sadu, do mnie nie przyjadą, bo nie mam posagu.
Służące stały się unieważnioną grupa społeczną, nie doczekały się dokładnego opisu, archiwa i dokumentacja z nimi związana są bardzo skromne. Tak jak zawsze pozostały nieistotne. Dlatego napisałam tę książkę, mając nadzieję, że choć w małym stopniu uda się przywrócić je naszej pamięci. Dedykuje ją nie tylko pamięci służących, lecz także tym, którzy wystrzegają się cynicznej wiary w to, że świata nie da się zmienić.
Optymizm jednak byłby przedwczesny, stosunki prawne i społeczne uległy wprawdzie głębokiej transformacji i dziś wiele sytuacji opisanych w książce nie mogłoby się zdarzyć, ale po stu latach nie jesteśmy ani o jotę lepsi, a chciwość i silnie zakorzenione pragnienie dominacji wciąż prowadzą do wyzysku i pogardy.
U nas rodzą matki po to, by było co chrzcić i grzebać. Rodzić jest zasługą, a grzebać faktem tak zwyczajnym, że mniej się na śmierć dziecka zwraca uwagę niż pożal się Boże na padnięcie bydlęcia.
Służąca może odejść ze służby tylko wtedy, gdy w związku z wykonywaną pracą jej życie lub zdrowie jest zagrożone. Albo gdy pan próbuje ją „nakłonić do uczynków przeciwnych prawu lub obyczajom”, nie daje słudze niezbędnej żywności lub umieścił ją w miejscu szkodliwym. Powszechne przeciążenie pracą nie jest powodem, dla którego służąca mogła odejść. Jeśli zakończy pracę przed upływem umowy, może trafić do więzienia, porzucanie służby jest przestępstwem.
Hoja, hoja, mamko moja, nie dejcie mnie za kowala. U kowala siwa brioda, a ja pikna jak jagoda.
Kobiety (...) płacą podwójnie: niezdolnością do autentycznej, głębokiej więzi z najbliższymi z jednej strony, a z drugiej oskarżeniami o to, że nie potrafią się wyzwolić z roli ofiary...
Oto mamy polską chamofobię - traktowanie chłopów i wszystkiego co wiejskie jako czegoś gorszego, wstydliwego. Jeżeli ludziom daje się ciągle do zrozumienia, że są gorsi, nawet jeżeli ktoś jest inteligentem najwyższego stopnia - profesorem, ale pochodzenia chłopskiego to pozostaje inteligentem zza stodoły. Czy tacy ludzie nie mogą mieć kompleksu??
Chłop je kurę, gdy zachoruje albo gdy kura jest chora.
Małżeństwo chłopskie to spółka, która ma zabezpieczać przetrwanie rodziny, a nie romatyczny, emocjonalny związek ludzi sobie bliskich.
Panie, kto się zna na piśmie, ten się do piekła ciśnie.
Czasopismo zytek „Przyjaciel Sług” (zwłaszcza późniejsze edycje pod nazwą „Głos Dziewcząt Polskich”) to przede wszystkim narzędzie agitacji i propagandy. W niewielkim stopniu interesuje się socjalnymi problemami służących, tematy artykułów dotyczą przede wszystkim zagadnień moralnych. Od czasu do czasu redaktorzy udają się także na front walki ideologicznej: straszą bolszewikami, socjalistami i Żydami i wzywają dziewczyny do obrony Kościoła katolickiego przed „tymi bezbożnikami”. (...)
Przestrzegają też przed sztuką i literaturą. Przed wszystkim, co może mącić w głowie; co może pokazać, że jest inny świat; co wzbudziłoby tęsknotę dziewcząt za sprawiedliwością; co mogłoby obudzić ich gniew, a przede wszystkim odsunąć je od Kościoła.
"Czytanie wielu romansów i powieści nawet niezupełnie złych w następstwie jest zawsze szkodliwem, bo zapala wyobraźnię urojonymi obrazami, więc nieprawdziwymi, i daje pojęcie całkiem fałszywe o życiu. Książki tego rodzaju sprawią, że będziesz niezadowoloną ze skromnych stosunków, w których żyjesz, a obudzą pragnienia, które cię unieszczęśliwią, bo nigdy spełnione być nie mogą. Co więcej zbyteczne czytanie uczyni cię niezdolną osiągnąć szczęście domowe. Taka książka, którą co chwilę do ręki bierzemy z chęcią przeczytania jak najprędzej do końca, jest największą przeszkodą do sumiennego wypełnienia codziennych obowiązków i zaporą domowego zadowolenia".
Konstancja nie zamierza się poddać. Autorytetem większym jest dla niej ksiądz, więc obiera częstą w patriarchalnych rodzinach kobiecą strategię. Mówi mężowi: "zgoda", i robi swoje. Życie takich kobiet jak ona jest pełne tajemnic, oficjalnie godzą się na uległość, nie rezygnując jednak ze swoich pragnień. Babski spryt, oto czego im trzeba: utrzymać męża w przekonaniu, że on rządzi, ale osiągać swoje cele, zwłaszcza jeśli dotyczą dzieci, one są bowiem dla kobiety najważniejsze i dla nich ryzykują gniew męża.
Córka to baba, a "baby przecież chłop nie zrozumie".
Nie tylko ankieta, ale język kwestionariusza i styl, w jaki zwracały się społecznice do pogardzanej powszechnie grupy pracownic, były ewenementem, bo jak pisała publicystka „Ogniwa”: „Wzięły się do tego kobiety, które same pracują na chleb, i zwróciły się nie jak panie do sług, ale jak pracownice do pracownic”. Dlatego w pytaniach do służących użyto niecodziennej formy „pani”: „Czy pani sypia w kuchni? Czy ma pani wychodne?”. „Pani” do Maryśki, tego jeszcze nie było!
Władysław Rabski, publicysta „Tygodnika Ilustrowanego”, ma niezły ubaw i postanawia napisać na ten temat felieton, ponieważ razi go ta forma „niedostosowana do poziomu umysłowego służących” i podejrzewa, że „Kasia, wyczytawszy, że do niej mówią pani, zatrzęsie się ze śmiechu i wyrzuci kwestionariusz do śmieci”. Leon Belmont, eseista i tłumacz w „Ogniwie”, daje odpór Rabskiemu:
„Pani” do służącej, ale niechże pan Rabski uda się na majówkę na Bielany, gdzie zbiera się nasz lud, albo niech zajrzy na balik, wyprawiony przez służbę z powodu jakiejś Kasi. Usłyszy, że służba mianuje się nader często imieniem „Pani!”. Jest to zwrot mowy, który mocą przykładu z góry przechodzi z pokoju bawialnego do kuchni, z salonu na podwórko. Nie wszystkie Marysie i Kasie zatrzęsą się ze strachu lub zakołyszą ze śmiechu. Niektóre poczują, że zwracają się do nich nie po pańsku, nie z rozkazem, lecz przyjaźnie, z szacunkiem dla godności ludzkiej.
W domu rodziny W. nikt na ziemi nie sypia. Za to na piecu śpi tak zwana komornica. Tak nazywa się te, które nie mają swojego domu. Dziewięćdziesięcioletnia kobieta jako zbędna tuła się po obcych. Pomaga przy dzieciach w zamian za kąt do spania. W Dzikowcu rzeczywiście dostała kąt, na piecu.
Najwięcej zmartwienia w moim życiu – pisze po latach Jadwiga Krok z domu Szkraba – było z powodu szkoły, do której chciałam koniecznie chodzić, a nie miałam butów.”
W dzień, kiedy się dowiaduje, że nie będzie się uczyć w szkole, wpada w rozpacz i do wieczora płacze.
Z danych Jana Curzytka wynika, że kobieta na wsi pracuje o co najmniej pięćset godzin rocznie więcej, czyli o ponad 15 procent dłużej niż mężczyzna. Podczas gdy ona potrafi zastąpić mężczyznę przy sianiu, bronowaniu, zwózce, mężczyzna nie wyręcza żony w jej pracy.
Wiejska dziewczyna musi być przede wszystkim robota, by okazać się przydatną.
W II RP dla wielu chłopskich rodzin, szczególnie dla starszego pokolenia, szkoła i edukacja to wciąż sprawy pańskie, a nie chłopskie, tak było od wieków. Przyzwyczaili się do wykluczenia, powściągania ambicji, minimalizowania potrzeb i znajdowania swojego miejsca w szeregu. Dobrze pamiętają, jakie wyrzeczenia ponosili ci, którzy sięgali po nie swoje.
Kara fizyczna to wyłącznie sprawa rodziców , jeśli nie przeradza się w katowanie, nikogo nie interesuje, że na ciele dziecka widać ślady pasa lub dyscypliny.
I nieraz o Boże Ty jeden wiesz jak mi ciężko samej borykać się z tymi myślami, które jak nocne puszczyki królują w mej duszy.
W latach dwudziestych w Polsce nowoczesne budownictwo mieszkaniowe zaczyna uwzględniać postulaty działaczy społecznych, aby pokoje dla służby miały okna. Jednak ich powierzchnie świadczą o tym, że mentalnie niewiele się zmienia, służąca jest traktowana użytkowo, niedużo lepiej od elektroluksa. Zdumiewające, że w projektach wielkich mieszkań służbówki to nadal klitki. W Krakowie przy ulicy Wielopole mieszkanie w kamienicy z 1938 roku ma sto cztery metry kwadratowe powierzchni, składa się z trzech dwudziestometrowych pokojów, kuchnia ma szesnaście metrów. Jest i służbówka - ma trzy metry kwadratowe powierzchni. Nikogo to nie oburza. Postęp polega na tym, że służąca ma swój kąt.