cytaty z książek autora "Maria Konopnicka"
A gdy serce twe przytłoczy myśl, że żyć nie warto,
z łez ocieraj cudze oczy, chociaż twoich nie otarto.
Ja lubię słyszeć mądre słowo! Mądre słowo to jest jak ojciec i jak matka człowiekowi. Nu, ja za mądre słowo to bym milę drogi szedł.
Ja nie chcę się wstydzić, co ja Żyd. Ja się nie chcę bać! Jak uny miłosierdzia w sobie nie mają, jak uny cudzej krzywdy chcą, nu, to uny nie są chrześcijany, nu, to uny i na ten krzyż nie będą pytali ani na ten obraz... Nu, to uny i nie ludzie są. To uny całkiem dzikie bestie są. A jak uny są ludzie, jak uny chrześcijany, nu, to dla nich taka siwa głowa starego człowieka i takie dziecko niewinne też jak świętość będzie.
Pan powiada, co u mnie nic nie umarło? Nu, u mnie umarło to, z czym ja się urodził. z czym ja sześćdziesiąt i siedem lat żył, z czym ja umierać myślał... Nu. u mnie umarło serce do tego miasto!
... sypiała tym snem starości, krótkim, czujnym, jakby oszczędzającym godzin życia przed wielkim zaśnięciem w mogile.
...wiadomo jest, że się ludzie do tańca, do wesołości zejdą, i po wesołości się rozejdą, i nic. Ale jak te ludzie do smutku się zejdą, jak się uni do płakania zejdą, nu, to już nie jest nic. To już ten jeden temu drugiemu bratem się zrobił, to już ich ten smutek jednym płaszczem nakrył.
Ale jak na ten slup położone będą tylko pieniądze, a nie będzie ani hunoru, ani sławności, ani mądrości, to po co ludzie będą na ten słup liźć? Jak pan dobrodziej myśli? Po pieniądze uni będą liźć i po nic więcej?
I choćby wszyscy milczeli, ja przecie
Błękity wstrząsać będę mym protestem...
I gdy Bóg spyta: Są smutni na świecie?...
Odpowiem: Jestem!
Człowiek się tak jak każda rzecz zużywa,a zużyty cięży.
Miły Boże, po co się człowiek ma spieszyć. Czas i tak leci.
O! śpiesz się, słońce! Zbyt wschodzisz powoli
Nad przepaściami głębokich niedoli!
O! śpiesz się, słońce! Niech dzień nowy wstanie!...
Wszak tylko światło zwycięża otchłanie.
Myliła się dziewczyna. Było nad nią prawo. Prawo twarde, mocne, bezwzględne, którego każda litera była powrozem na jej ręce, łańcuchem na jej nogi, biczem na jej plecy, głodem dla jej ciała, przepaścią dla jej duszy. Było nad nią... prawo pobytu.
Pod tym to prawem łamała się dziewczyna, sprawy sobie nie zdając z całego szeregu następstw jego, które ją fatalnie coraz ciaśniejszym obejmowały kołem. Pod tym prawem wyczerpywały się jej siły, obumierała wola ku dobremu, budziła nienawiść, serce zachodziło goryczą. Nie wiedziała o tym, bo prawo było wysoko, a ona nisko; prawo nazywało się sprawiedliwością, a ona przestępczynią; prawo było jasne, potężne, szanowne, a ona ciemna, słaba i wzgardzona.
-Prędko przy pracy przemija dzień, a wiek i życie - to tylko cień...
W ziemi naszej, jak w bujnym, rozrytym ugorze
Posiałeś złote ziarna, przyszłe żniwo Boże…
I nie było zagonu, ani ziemi grudki,
Gdzie byś ty nie zostawił modrej niezabudki.
Dotknąłeś ręką czarnej, nierozbitej bryły,
Kędy blady kłos żyta wzrost bierze i siły —
I wnet, jako mak polny, w błękity podany,
Zakraśniał cień Jaryny, Motruny, Ulany...
Oj, z ufnością tu lecimy,
Do tych cichych pól i gajów,
Bo najmilej w tej krainie
Śpiewać nam ze wszystkich krajów.
I miasto i wioska / To jeden nasz świat! / I wszędzie, dziecino, / Twa siostra, twój brat!
I wszędzie, dziecino, / Wśród lasów, wśród pól, / Jak ty czują radość, / Jak ty czują ból.
- Po raz pierwszy! - mówi woźny stukając laską w ziemię i ucicha.
- Po raz drugi! - mówi głośniej jeszcze, a stary Kuntz Wunderli zmruża nagle oczy i kurczy się boleśnie, jakby kij przybijający dzieło miłosierdzia gminy w niego miał uderzyć.
Czy ty mnie słyszysz,
Wiosenko,
Czy ty mnie słyszysz,
Że tam gdzieś w dali piosenką
I ciepłem dyszysz?
-Nie ten się gnie, kogo praca gnie, tylko ten, co go lenistwo i bieda przygina...
Miły Boże, po co się człowiek ma spieszyć. Czas i tak leci.
A Paszkiewicz wyrok pisze,
Na Artura, na Zawiszę,
Na Zawiszę, na Artura:
– Szubienica! łokieć sznura!
Miał Zawisza matkę siwą,
We łzach, w trwodze ledwo żywą,
Co na całym bożym świecie
Skarb ten jeden miała – dziecię.
[„O Zawiszy”].
Szczerze powiem moje zdanie:
Licha podróż na bocianie!
Ledwie rzekę przelecieli,
Ledwo wioska się zabieli,
Ledwie żaby skrzekną w błocie,
Już ustaje bocian w locie
I z klekotem w trawy spada:
– Popas tutaj! Niech pan zsiada!
- Brazylia – mówił tłumacz – od zórz słońca
Kraj morski, a zaś rzeczny jest z zachodu.
Tam Amazona, do morza ciekąca,
Granicą broni suchego przechodu,
Z gór, co samego sięgają miesiąca,
Pędząc na oślep, bez mostu i brodu.
U chomika w gospodzie
Siedzą muchy przy miodzie.
Siedzą, piją koleją
I z pająków się śmieją.
I miasto i wioska
To jeden nasz świat!
I wszędzie, dziecino,
Twa siostra, twój brat!
I wszędzie, dziecino,
Wśród lasów, wśród pól,
Jak ty czują radość,
Jak ty czują ból.
- Tfu! - splunął ojciec. - Co tam pani takie rzeczy będzie gadała? Cóż to, przykrzy mi się, czy co? Czy my to tylko na zdrowe czasy przysięgali sobie, a na te chore to nie? Czy to ona przy kim, nie przy mnie, nie przy moich dzieciach zdrowie straciła?
Wóz toczył się z wolna, to podnosząc się, to opadając na zapadłych grobach, a za nami, z głuchym, coraz głuchszym łoskotem, padała ziemia na matczyną trumnę.