Vestigia Dei Bartosz Jastrzębski 7,8
![Vestigia Dei](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/4860000/4860202/685303-352x500.jpg)
ocenił(a) na 83 lata temu Spodziewałem się czegoś innego, ale nie żałuję.
Ogółem jest to opis i komentarz do bieżących wydarzeń i przemian kulturowych, a także przypomnienie podobnych wydarzeń z historii oraz propozycje rozwiązań.
Ton dość szorstki i arbitralny, ale konserwatyście czytać się będzie lekko. Z wieloma stwierdzeniami się zgadzam, ba, prawie ze wszystkim, jednak pewne zagadnienia są ujęte zbyt powierzchownie. Sporo użytecznych cytatów papieży, filozofów i komentatorów Kościoła Katolickiego.
Przypadnie do gustu tradycjonalistom katolickim i konserwatystom. Lewicowcy nie zrozumieją nic, poza niechęcią skierowaną w ich stronę (a szkoda).
Ciekawsze cytaty:
"Żyjemy dziś w czasach, w których rozrost wiedzy - do rozmiarów uniemożliwiających jej przyswojenie przez pojedynczego człowieka - generuje poznawczą dezorientację i zniechęcenie. Wszystkiego - także informacji różnorako uporządkowanych - jest za dużo. Są one dostępne (dzięki elektronicznym przekaźnikom i powszechnej edukacji) w skali nigdy dotąd w dziejach świata niespotykanej. A jednak owa nadpodaż informacji i opartej na niej wiedzy nie przyczynia się do wzrostu życiowej orientacji, do "oświecenia" w jakimś pozytywnym, egzystencjalnym tego słowa znaczeniu. Jej nieogarnialność nieraz gasi wszelki zapał - w świetle bowiem jej "nieskończoności" zarówno "duża" wiedza, jak i "mała" są przecież tak samo znikome. Odbierać to może - i faktycznie nieraz odbiera - motywacje do poznawczej pracy. Któż tego nie przeżył: pojawia się w głowie jakaś myśl nowa, pomysł, jak się zdaje, świeży, odkrywczy i oryginalny. Siadamy do komputera, by przeprowadzić wstępny "research", i... okazuje się, że "wyskakują" nam całe tomy gotowych artykułów, całe biblioteki ksiąg. "Wszystko" zostało już przemyślane i powiedziane, a jest tego tyle, że życia braknie, by zgłębić rzetelnie choć jedno zagadnienie".
"Po co dziś - w świecie trzeźwym, liberalnym i pragmatycznym, w świecie kart kredytowych, Facebooka, postnarodowej multikulturowości, postprawdy, LGBTQ i sławnej już "latte z mlekiem sojowym" - mielibyśmy przeżuwać raz jeszcze te majaki i fantazmaty rozgorączkowanych głów, podług których życie wspólnoty to coś więcej niż praktykowanie niczym nieograniczonej wolności osobistej i niełatwej przecież sztuki osiągania (i utrzymywania!) dobrobytu? Podług której życie to jakieś poważnej zadanie, co gorsza - moralne, mistyczne i narodowe zarazem. Toż to anachronizmy jawne, mesjanizm jakiś spaczony, słowem: słusznie i zbawiennie miniona już epoka w dziejach ducha... Romantyzm - to współcześnie zazwyczaj niemal obelga lub wyraz lekceważenia co najmniej. Ale cóż to - mnie jednak, na przekór wszystkiemu, naszło ostatnio, by wskrzeszać dawne sposoby myślenia, by w nich właśnie szukać intelektualnego i duchowego pokarmu. Więcej w nich bowiem, mam wrażenie, życia i sensu niż w lwiej części filozoficznych i literackich elaboratów dzisiejszych, chudych bardzo treścią dorzeczną, a zarazem formalnie przekombinowanych, często cudacznych prawie. Filozofowie, poeci i myśliciele dawniejsi byli, mam wrażenie, po prostu mądrzejsi. Solidniej wykształceni, lepiej wychowani w sensie "rozeznawania duchów, czy są z Boga", bardziej skoncentrowani na swej umysłowej pacy, mniej zaś unurzani w zgiełku wzniecanym przez gawiedź i jej niewyszukane potrzeby oraz w mniejszym stopniu uzależnieni od uwarunkowań ekonomicznych. Kultura umysłowa jest zawsze elitarna i arystokratyczna - ale jest to arystokratyzm zasługi, nie urodzenia, czyli tytanicznej pracy, nieustannej koncentracji i pełnego poświęcenia dla dzieła. Dawniej, z różnych zresztą przyczyn, ludzi posiadających i praktykujących owe cnoty było więcej. Tym samym i myśl była solidniejsza, poważniejsza, a zarazem bliższa ludzkiemu wnętrzu. Jeśli zatem istnieje jakiś ratunek dla kultury europejskiej, to recepta nań spoczywa w przepastnych zasobach naszej tradycji - trzeba ją jeno znaleźć, odkopać i zastosować właściwie. Kultura europejska winna zachować się tak, jak czyni człowiek, który zgubił drogę: cofa się aż do ostatniego momentu, w którym jeszcze wiedział, gdzie się znajduje. Chyba że żadnej recepty na ozdrowienie już nie ma, nie pozostało już bowiem nic oprócz tysiącletniego panowania Szatana - ale wówczas i odchodzić z kultury warto w dobrym towarzystwie, wśród szlachetnych umysłów i szacownych ksiąg, w których przynajmniej próbowano powiedzieć coś naprawdę istotnego".
"Honor, wiara, niepodległość narodowa - trudno chyba znaleźć by dziś było pojęcia zajadlej atakowane, złośliwiej ośmieszane, trute tak systematycznie jadem sączącym się z liberalnych mediów i ust perorujących w nich lewicujących "ekspertów". Te właśnie wartości i cnoty - powiadają oni - mamy wykorzenić w pierwszym rzędzie. Oto przecież kwintesencja polskiego kołtuństwa i obskurantyzmu, myślowego anachronizmu i duchowej ciemnoty. A my, Postnarodowi Neopolacy, musimy stać się cywilizacją kupiecką i oświeconą, najbardziej kupiecką i najbardziej oświeconą na świecie, jeśli łaska, która nie ma - podobnie jak kapitał - narodowości ni religii, ni żadnych zasad, bo jest czystym, niczym niezmąconym, pragmatycznym zabieganiem o dobrobyt, a więc - wprost rzecz ujmując - racjonalnym i ponadnarodowym kultem mamony. Zunifikowany świat zblazowanych, dobrze zarabiających ironistów, reagujących "heheszkami" na wszystko, co ma w sobie choćby ślad powagi - oto właśnie kres dziejów, oto Nowe Jeruzalem, punkt Omega wyzwolonej z zabobonów i uprzedzeń, zasobnej i tłustej (ale odchudzającej się) "Ludzkości". Wszystko to prawda: Europa, owszem, umiera, ale przeznaczenie Polski jest inne - przekonuje jednak Krasiński. "Polski zaś przeznaczeniem Zachód ze Wschodem zlać w jedną równowagę w sobie, i tym samym być środkiem równowagi europejskiej, kluczem sklepienia europejskiego!"