cytaty z książek autora "Tadeusz Makowski"
Ile jest uroku w spojrzeniach ulotnych nieznajomych osób. Kto nie zna siły oczu, poza którymi kryje się cały świat domysłów? Czasami lubię bardziej od innych te spojrzenia, których treści nie znam. Czytam w nich do woli i jak chcę - i wierzę, że są takie. (...) Lubię odczytywać myśli, gdy malują się na twarzy. Taka rozmowa bez słów ma swoją wytworność i wdzięk.
Rażą mnie często te spojrzenia od głowy do stóp, które w mgnieniu oka stanowią o decyzji, czy warto z tym człowiekiem kilka słów zamienić.
Cóż im mogę pokazać z siebie, gdy tak na mnie patrzą? Nie posiadam niczego na sobie, co by ich mogło zająć. Toteż wolę się błąkać samotny po polach - i cieszyć rozmową bez słów z nawiną przyrodą, w której nie ma bezmyślności i głupoty.
Żadna filozofia nie daje ukojenia wobec samego życia. Za wrażliwe mam serce i za wiele wkładam wszędzie uczucia. Na zewnątrz wyglądam inaczej. Fałszywa jakaś duma każe mi skrywać to, co jest mi najdroższe i co najbardziej czuje potrzebę wywnętrzenia. Jest jakaś niedola życia. Wszelkie zbliżanie się do ludzi zostawia rany na dnie duszy.
Jest drzewo gdzieś daleko, na którym kiedyś będąc chłopcem wyryłem litery. Były mi one drogie jak wszystko to, co się w tym wieku przeżywa. Jest gdzieś ogród, umiłowany kiedyś, w którym może już nigdy nie będę. W nim drzewa szumią stare. Pod nimi ścieżki pozornie podobne do innych. Są gdzie szepty, które z wichrem obiegają pola. Są gdzieś i łzy pierwsze, niewinne, smutnego rozstania. Te wzruszenia, które nazywamy szczęściem. Czym byłoby życie bez zawodów. Wspomnienia młodości, wy jedyne białe ptaki czystych wód. Zwiastuny tej duszy, mimo wszystko niezmienne. Za wami mi dziś smutno.
Cudze pracownie mają wiele uroku, bo zwykle mieszka w nich inny duch, inne uczucie, inne życie. Pomyślałem o moich smutkach i zwątpieniach. Cóż jednak robić. Malarz musi malować, jak słońce musi świecić. Zrozumieć siebie wśród innych najtrudniej, a jednak ile istnień było z tego samego pnia wyrosłych. Często o tym myślę, kiedy chodzę po długich salach Luwru pośród tajemniczo zastygłych obrazów, niedopowiedzianych często uczuć.
Są rzeczy, które się gubią w oddaleniu dla oczu, a sercu stają się bliższe.
Rano wstaje wcześnie, budzi mnie słońce letnie. Mało wychodzę z pracowni. Mimo to dzień się zniża ku wieczorowi szybko. Zmęczenie mija dopiero nocą. Tam wszędzie poza mną tyle życia.
Wolę wszystko niż przeciętność. Tej na szczęście, nikt mi nie zarzuca.
Życie jest nic niewarte. Smutek i miłość - dwie skrajne osłody. Chwile czarne mają swój urok. Straciłem ochotę do pracy. Gubię się w myślach najgorszych. Drażni mnie myśl o malarstwie. Wszystko pochłania rozpacz. Jedyne zakończenie, które prowadzi do... Na dnie samym mej duszy mam zamkniętą istotną myśl o mej wartości. Dziś gaśnie to jedyne ognisko życia. Sztuce służyć znaczy służyć jakiemuś bogu. Walczyć ze słońcem, które stwarza bez trudu. Walka z sobą, z ludźmi i wszystkim, co otacza i broni się przed gwałceniem - czy nie prosta to droga do obłędu - jedynej chwili, gdzie ginie wszelka świadomość, podobna śmierci?
Najmilsi są ci, którzy umieją być nieobecni. Obrazy, podobnie jak muzyka, powinny wywoływać rozmowy o sobie. Często myślę mimo woli, jak daleko odbiegają malarze w odczuwaniu piękna od innych ludzi. To mnie utwierdza w przekonaniu o istnieniu jedynej wartości w sobie samym.
Deformacja kształtów w sztuce razi ogół, tymczasem nie ma sztuki bez deformacji, tam gdzie zaczyna się ona - zaczyna się sztuka.
Kiedyś, dzieckiem będąc, lubiłem się wpatrywać w stare klepsydry i śledzić ziarnka piasku przesypujące się w nieskończoność beznadziejną. Dziś myślę w oderwaniu o machinalności ruchów, które człowiek wykonuje często bezmyślnie, beznadziejnie. Polubiłem samotność i odosobnienie. Cichy kąt, z którego oczy wychodzą na zewnątrz, szarą drogę przez pole, jedyną, która odgradza.
Mniej pracuję. Jeszcze jestem niezdrów. Dnia przybywa, obiecuję sobie wiele, skoro będzie widniej i cieplej. Chcę zapomnieć o rzeczach smutnych i bolesnych. Mam wrażliwe serce.
Unikam zresztą ludzi i coraz większym staję się dziwakiem - lubię życie spokojne i proste, bez wymuszenia i sztuczności.
Nie bójcie się wszelkich tajemnic. Życie malarza jest życiem męczącym. Nie oczekujcie lekkich przyjemności. Poświęćcie wasze życie. Tam, gdzie nie sięga wiedza innych - tam malarz staje się twórcą.
Indywidualność malarza polega na pewnym odrębnym rozwiązaniu zagadnień ściśle malarskich, dotyczących form, świateł, cieni, barw, wykreśleń i kompozycji całości. W tym wyraża się to, co niektórzy nazywają "duszą".
Należy bronić własnej uczuciowości. Odnaleźć ją w sobie jest obowiązkiem artysty.
Nie widuję nikogo. Czasem szukam ludzi. Dziś potrzebuję samotności. Czy daleko jeszcze do drugiego brzegu? Smutne dni. Długie. życie musi obejmować wszystko, by dawać trochę. Przepalone cierpienia i bóle, tylko te istotne, co odbijają przejrzyste promienie twórcze. Iskry niedopalonych płomieni. Poza tym wszystkie inne socjalne potrzeby duszy - przemijające.
Indywidualność malarza polega na pewnym odrębnym rozwiązaniu zagadnień ściśle malarskich, dotyczących form, świateł, cieni, barw, wykreśleń i kompozycji całości. W tym wyraża się to, co niektórzy nazywają "duszą".
Malarz nie powinien nigdy umieć dostatecznie dobrze wyrażać naturę, powinien bowiem ciągle inne rzeczy w niej widzieć i dochodzić. Owo dochodzenie jest istotną stroną twórczości.
W obliczu przyrody wiele się rzeczy narzuca swą siłą i urokiem. Jedyna prawda jest więc gdzieś poza mną. W rzeczywistości psychologia wypadków jest obojętna. Wszelki wynik góruje ponad przyczyną, która go tworzy. Wszelkie kontemplacje nad wnętrzem (systemem) gwiazd nikną wobec ich blasku. Jedna z tych, którą lubię witać wieczorem pozdrowieniem, zagląda w moje samotne okno (ileż takich okien na świecie).
Najgłębsze przekonanie nie zdoła zastąpić doświadczenia, a doświadczenie zdobywa się przekreślaniem rzeczy nieudałych. Wszelkie rozmowy o sztuce i malowaniu utwierdzając mnie jedynie we własnym zdaniu. Najlepsze jest słońce, które odwiedza codziennie moje okna nie próbując rozmowy ze mną, ono przebiega dalekie kraje i wraca zawsze milczące, podobne moim smutnym zamyśleniom. Ludzie nie lubią odrębności wokół siebie. Artyści powinni unikać ludzi.
Chcę kilka słów zanotować, by mi nie uszły z pamięci. Dzień po dniu mija, wrażenie przesuwają się z wolna i giną poza świadomością, skąd wyszły. Utrwalić niczego nie można, jednak miło mi będzie kiedyś przejrzeć siebie samego jak kalendarz, w którym karty wypełnione przypadkami dnia, jedne po drugich - podobne, bo zrodzone z jednego pnia wrażliwości nerwowej.
Dziś się oswajam z sobą, w umyśle, który dojrzewa, dojrzewają smutki. Poznanie prawd i konieczności rządzących światem i długa litania nieuchwytnych w linii, a przeżytych wypadków zostawiają ślady na wewnętrznej powłoce wrażliwości i jej delikatnej zdolności oddźwięku. Może dlatego coś ciągnie mnie nad morze. Skojarzenie wypadków – białe ptaki zmieniają się w czarne widma nad ciemną zatoką, kiedy oczy ze smutkiem nocą będę miał zwrócone w stronę bladych świateł na oceanie.
Wychodźcie z tradycji, bo tylko na niej można budować nowe drogi i odnaleźć siebie.
Są listy, które odbieram z drżeniem serca. Poznaje je zwykle po kopercie podłużnej lub prostej. Podobnej do innych. I zawartość zwykle jest mi ich wiadoma. Drogie listy i kochane słowa. Choć niczym nieróżne od innych. Gdzieś z daleka. Chwile urojonego smutku, oddalonej tęsknoty. Listy, w których pewne przekreślono słowa. Może najważniejsze. Marzenia dziecinne. Krótkie. Pieczęcie różowe. To złote. Wszędzie za nimi ukryte małe pieszczotliwe ręce.
Mniej pracuję. Jeszcze jestem niezdrów. Dnia przybywa, obiecuję sobie wiele, skoro będzie widniej i cieplej. Chcę zapomnieć o rzeczach smutnych i bolesnych. Mam wrażliwe serce. Zwiększam rzeczy wrażliwością.