cytaty z książek autora "Adam Bahdaj"
Czas? Kto by przejmował się czasem. Niech sobie płynie, bo i tak nikt go nie zatrzyma.
Człowiek z człowiekiem zawsze znajdzie ludzkie słowo
Nic, co jest rzetelne i piękne między ludźmi, nie ginie.
Świat jest ciekawy, tylko trzeba mieć do niego odpowiednie podejście. Nie trzeba bać się życia. Trzeba iść przebojem.
Postępuj tak, żebyś był w zgodzie z własnym sumieniem.
... nie ma tak małego kawałka chleba, żeby się nie można było z drugim podzielić".
Bo ze szczęściem to rozmaicie bywa. Są szczęścia najrozmaitszego kalibru. Jest to ogromne, od którego człowieka roznosi i zapiera, a są małe, które dają ci radość i uciechę.
(...) przeszkody nie liczą się - są przecież po to, by je pokonywać, przenieść się z miejsca na miejsce, to tak jak przespacerować się w słoneczny dzień po parku, zarobić forsę - drobnostka, forsa w ogóle się nie liczy, jest - to dobrze , nie ma jej - to kiedyś będzie. Ludzie, jeśli tylko nie brużdżą, to przyjaciele, a czas? Kto by się przejmował czasem. Niech sobie płynie, bo i tak nikt go nie zatrzyma. Dziś się żyje, wczoraj minęło bezpowrotnie, szkoda o nim wspominać,a jutro będzie na pewno lepsze od dnia dzisiejszego.
Ze szczęściem to trochę tak jak z górami. […] Wspinasz się na szczyt i zdaje ci się, że jak go osiągniesz, to będziesz szczęśliwy. Tymczasem drapiesz się, wspinasz mozolnie, stajesz na nim i nagle widzisz, że za tym szczytem jest jeszcze jeden, może jeszcze większy, wspanialszy i znowu idziesz po swoje szczęście. Myślałem o tym nieraz i zdaje mi się, że największe szczęście to dążenie do niego.
Huśtawka, daję słowo - raz na wozie, raz pod wozem, a właściwie nie wiadomo gdzie. Raz windujesz się do góry i zdaje ci się, że cały świat do ciebie należy, to znowu spadasz na łeb, na szyję i myślisz, że jesteś na dnie. Widocznie takie już życie i nic na to nie poradzisz. Trzeba być linoskoczkiem albo kaskaderem, żeby sobie kości nie pogruchotać.
Wszyscy chcieliby być szczęśliwi, a szczęście - skinął w stronę jeziora - to jak ta wieczorna mgła nad jeziorem - pojawi się i wnet ją wiatr rozwieje.
- Ale są przecież ludzie szczęśliwi.
- Ze szczęściem to trochę tak jak z górami - powiedział trąc zarośnięty policzek. - Wspinasz się na szczyt i zdaje ci się, że jak go osiągniesz, to będziesz szczęśliwy. Tymczasem drapiesz się, wspinasz mozolnie, stajesz na nim i nagle widzisz, że za tym szczytem jest jeszcze jeden, może jeszcze większy, wspanialszy i znowu idziesz po swoje szczęście. Myślałem o tym nieraz i zdaje mi się, że największe szczęście to dążenie do niego.
W lesie – daję słowo – było zupełnie jak w lesie, a może jeszcze ładniej.
- Na własną rękę - przerwał mi - to możesz zbierać stokrotki. Masz nauczkę, jeżeli chcesz się puszczać na głęboką wodę, to musisz mieć doświadczenie.
- Nie zawracaj sobie głowy drobiazgami, kiedy chodzi o ważne życiowe sprawy. To się jakoś samo posprząta. Najważniejsze, żeby mieć ład o tutaj - I wskazujący palec przytknął do czoła. - Jeżeli tutaj porządek, to możemy spać spokojnie.
Noc już zapadła głęboka, kiedy Martin Lobb z szeryfem zbliżali się do rancza Santa Clara. Po burzliwym dniu niebo było czyste, wysokie. Mleczna Droga połyskliwą pręgą przecinała nieboskłon, a nad wzgórzami stały gwiazdy w migotliwej rozsypce.
Najgorsze są pożegnania. To tak, jakby ci kawałek serca wycinali, a na miejsce żywej tkanki transplantowali kawałek plastiku.
Wczasy rodzinne polegają chyba głównie na tym, że dzieci zatruwają życie rodzicom, a rodzice dzieciom.
Dni w Nieborzu dzielą się na dni pogodne i niepogodne. W pogodne dni wszyscy siedzą na plaży, w niepogodne w kawiarni (...).
Wszystko w Nieborzu jakoś się dzieli. Nawet letnicy i wczasowicze dzielą się na takich, którzy mają porażenie słoneczne pierwszego, drugiego lub trzeciego stopnia.
Jeżeli nie ma prawa, to każdy ustanawia je dla siebie, według własnego sumienia.
A mógł przecie odrzuciwszy pewną granicę ostrożności - odegrać rolę bohatera. Jakby to było pięknie przyznać się do wszystkiego: „Tak, Ewo, jestem kurierem. Wyobraź sobie, otrzymuję niezwykle ważne zadania -przenoszę wojskowe szyfry, tajne dokumenty, pieniądze, czasem przeprowadzam ludzi. Czy masz pojęcie, jak ważną rolę odgrywam, na jakie narażam się niebezpieczeństwo? Nie, ty tego nie potrafisz zrozumieć. Nie wiesz, co to znaczy nocny marsz przez niedostępne góry w zimową zawieję; nie masz pojęcia jak mocnych nerwów wymaga przejazd samochodem z Kyssaku do Smokowca, kiedy wydaje ci się, że za każdym zakrętem stoi patrol, który zatrzyma samochód. Nie szłaś nigdy w deszczowy dzień przez rozmiękłe bezdroża; nie forsowałaś lodowatych potoków; nie zaznałaś panicznego strachu na widok zbliżającego się strażnika ani męki śmiertelnego zmęczenia, kiedy człowiek upada pod ciężarem plecaka... - Bukowy uśmiechnął się cierpko do siebie. Nie, Ewo, nie powiem ci tego, muszę być dla ciebie zwykłym cywilnym uchodźcą, tkwiącym bezczynnie w obozie w Leanyfalu".
Leonowi przydałaby się rozsądna żona - mówiła kiedyś moja mama ojca. Ten człowiek nie wie, na jakim żyje świecie".
Wujaszek dobrze jednak wiedział, a żona była mu zupełnie niepotrzebna. Wolał kanarki. Kanarki nie chodzą do fryzjera, nie noszą kapeluszy, nie przypalają zupy i nie robią awantur, gdy człowiek sprzeda szwajcarski zegarek.
[...]
Żeby mnie pchły zjadły, jeśli nie jestem największym tchórzem! - złorzeczył sobie w duchu. -Żeby mnie dzięcioły zadziobały! Żeby mi włosy między zębami wyrosły!.
I w ogóle muszę ci powiedzieć, przywiązujesz za dużą wagę do martwych przedmiotów. Człowiek rodzi się nagusieńki, a potem powoli obrasta w rozmaite fidrygałki, które zatruwają mu życie. Na przykład ubranie. Albo mieszkanie. Zamykamy się w ciasnych klatkach jak mrówki, a świat jest tak piękny, tak szeroki... Człowiek stał się niewolnikiem przedmiotów martwych. Zresztą, co ci będę tłumaczył, przyjdzie czas, to zrozumiesz.
[...]
Paragon przystanął. Wolno zwrócił głowę ku zamkowej baszcie. Naraz doznał takiego wrażenia, jak gdyby wrastał w ziemię i stawał się słupem lodu. Włosy zjeżyły mu się na głowie, a na czoło wystąpił kroplisty pot.
Przy akompaniamencie piekielnych jęków na flance baszty ukazała się jasna i zwiewna postać. Jej białe, luźne szaty, przepojone niebieskawym, nieziemskim światłem powiewały na wietrze. Nie szła ani nie kroczyła, lecz płynęła, jak gdyby wiatr lub inne nieokreślone siły przesuwały ją wzdłuż ciemnych murów.
Leżałem z rękami podłożonymi pod głowę, nade mną wiatr szumiał w gałęziach, gdzieś w głazach dzwonił potok, a mimo to było tak cicho, że słyszałem własny oddech i posapywanie wujaszka. Niebo było granatowe, prawie czarne, a gwiazdy bardzo jasne i wielkie. Inne niebo niż u nas i inne gwiazdy I Mleczna Droga, jak srebrzysta pręga, przecinała widnokrąg ponad zakrzepły mi grzbietami gór.
- O czym myślisz? - zapytał nagle wujaszek.
- Patrzę na Mleczną Drogę. Jest inna niż w Warszawie.
- Wyraźniej ją widać. Jesteśmy bardzo wysoko i na południu.
- I zdaje mi się, że płynie.
- To sierpniowe noce sprawiają takie wrażenie.
- I że jestem strasznie mały... Tak mały, jak pyłek.
- Może jeszcze mniejszy - roześmiał się wujaszek.
- Mniejszy od pyłka i zupełnie nieważny.
- To się zgadza.
- I... tak się czuję, jakbym nie rozumiał samego siebie... Jak gdybym nie wiedział, kim jestem.
- To jedyny dowód, że myślisz.
-I śmieszne... - zająknąłem się - ale w tej chwili wydaje mi się, że te zgubione pieniądze wobec tej niezmierzonej przestrzeni to naprawdę drobiazg.
- Filozof z ciebie, mój mały! A teraz, dobranoc. Trzeba spać, bo jutro... - uniósł się na łokciu i spojrzał na mnie uważniej. - Ech, nie myślmy o jutrze! Jutro na pewno będzie dobry dzień.
Do zbierania grzybów potrzebny jest las, zbieracze i grzyby. O las nietrudno, o zbieraczy też, najtrudniej jednak o grzyby.
Chciałem im o wszystkim opowiedzieć, lecz gdy się chce mówić o wszystkim, to nie można opowiedzieć o niczym.
- „Osoby podejrzane (...). Pierwsza - Fajczarz. Ma powiązania ze światem przestępczym. (...) Spotyka się z drugim podejrzanym osobnikiem i razem jedzą zwitki...” (...) Coś ty tu, Zulejko, napisała?
- Nie szkodzi. Spieszyłam się. Zwitki popraw na obiad, i czytaj dalej.
- (...) Więc: „... i razem jedzą obiady. Jest ogromnie tajemniczy i źle mu z oczu patrzy i ciągle w zębach trzyma zwitki...”
- Coś ty, widzę, że te zwitki dobrze ci utkwiły w pamięci.
- Popraw na fajkę i nie przejmuj się takimi drobiazgami.