cytaty z książek autora "Artur Boratczuk"
- Nie pomyślałabym.
- Ja też bym wtedy nie wpadł na to, co mnie spotka. Życie jest takie dziwne, prawda? Wydaje się, że jakoś nad nim panujemy, a toczy się swoimi prawami.
- Tak, też to zauważyłam. Dlatego wierzę w Boga, bo inaczej nie miałoby to sensu.
- Może i by nie miało, ale jest fajnie i bez Boga.
Za parę tygodni skończy sto trzy lata. Niektórym się wydawało, że jest tak stary, że pamięta jak duch unosił się nad wodami. Ale te sto trzy lata to tylko chwilka, która minęła nie wiadomo jak i kiedy.
Nie chodzi o to, żeby słowami zamknąć jakąś wizję, jak się zamyka kratami dzikie bestie, ale żeby kraty wyłamać.
Serpina nigdy nie dał się nabrać na pracowitość pszczół, której są symbolem. Pracowitość pracowitością, ale w niepewnych okolicznościach szukają najprostszych sposobów zaspokojenia swoich potrzeb, nie bacząc na solidarność rodzinną czy gatunkową. Niczego nie nauczył się od pszczół. Potwierdziły tylko to, co wiedział: że póki jest dobrze, da się żyć z każdym jak z bratem, ale gdy tylko głód zajrzy w oczy, trzeba stanąć do morderczej walki.
Jego czas na ziemi dobiega końca. Widzi to wszystko i tak na kredyt, bo żyje już za długo. Sto trzy lata to szmat czasu. Zrobił, co do niego należało. Ostatnie freski zostały tydzień temu odnowione. Może odejść, świat obejdzie się bez jego niepokoju. Rozglądał się wokół. Ile piękna jest w tym świecie! Warto było dla niego żyć i znosić największe upokorzenia. Mijając zarośniętą śródpolną enklawę kryjącą ruiny jakiegoś folwarku - chłopskiego zameczku, reliktu autarkicznych czasów, gdy można było w takim miejscu spędzić całe życie i ledwo zauważyć, że na świecie przetoczyły się wojny i umarły cywilizacje, pomyślał, że wszystko, co wzniesione ludzką ręką, obróci się w proch i odejdzie w niepamięć, ale każde kolejne pokolenie będzie odkrywać piękno wschodu słońca i rozwijających się kwiatów. Nie można wyczerpać tego piękna. To nie jest dzieło demonów. Wciąż rodzi się nowe pod słońcem. Każda wiosna jest inna, każdy kwiat, każdy poranek i każdy zmierzch. Stworzeni zostaliśmy do podziwiania tego dzieła. Nigdy nie zabraknie ludzkim oczom i sercom wspaniałości boskiego stworzenia.
Rybacy wiary chrześcijańskiej nadal łowią wasze dusze w sieci swoich doktryn. Nie dajcie się zwieść! Czy widzieliście kiedyś ryby wyciągnięte w sieci na brzeg? Czy widzieliście, co się z nimi dzieje? Tak, one giną! Duszą się! W wielkim bólu, cierpiąc męki, podrygując konwulsyjnie, rzucając się sprężyście z otwartymi pyskami, poruszając skrzelami niestworzonymi do oddychania powietrzem atmosferycznym, duszą się. Ryba wyciągnięta z wody na ląd ginie. Człowiek zmuszony do przyjęcia wiary chrześcijańskiej też ginie.
Z przyjemnością skonstatował, że tu i ówdzie bzy, śnieguliczki i jaśminowce jeszcze po kątach się uchowały i właśnie wypuszczały świeże pędy od ziemi. Krzaki żyją dłużej niż ludzie.
Dlatego człowiek nie powinien za bardzo przywiązywać się do ziemi - nie ma takiej siły jak one, żeby przetrwać. Może się do niej przytraczać kamiennymi fundamentami domów i słowami, którymi wszystko zaklina, a i tak go zdmuchną jak pyłek.
Intuicja, ta dyskretna kochanka rozumu, wiodła jednak jej umysł ku pewnej myśli, którą sobie uświadomiła, gdy miała szesnaście lat: potrzebuje miłości. Potrzebuje kochać.
Gałan marzył często, że znów stanie się ze światem coś, co wyzeruje ludzkie żywoty i pozwoli każdemu określić się na nowo.
Nauka pszczelarzenia przebiegała na początku głównie teoretyczne, bo kiedy Adam przybył do Fraudencji, pszczołom nakarmionym już na zimę nie można było przeszkadzać. Tylko raz na krótką chwilę Serpina otworzył jeden ul, żeby pokazać, jak pszczoły zbite w kłąb przypominający kształtem wielkie jajo, ogrzewając się nawzajem ciepłem swoich małych odwłoków i chroniąc matkę w środku, przygotowały się do przetrwania zimowych miesięcy. Adam nachylił się nad otwartym ulem i długo przyglądał się na pół zahibernowanym owadom. Zbliżył dłonie do kłębu. Biło od niego ciepło. Pszczoły przemieszczały się powoli, jak mielące się warstwy rozgrzanej plazmy na Słońcu. Jedne wchodziły w kłąb, inne, których ciepło już zostało oddane, przedostawały się na zewnątrz, tworząc zimną skorupę, chroniącą rozgrzane jądro przed wyziębieniem.
Spodobał mu się przybysz. Pasował do tego domu. Kiedy tylko ujrzał go na ganku, miał wrażenie, że to ktoś, kto wszystko o nim wie, zna jego najtajniejsze myśli i zjawił się, by wydarzenia całego jego życia ułożyły się w jakiś sensowny obraz, bo gdy czasem spoglądał wstecz, widział tylko chaos.
Wydarzenia powstają z oparów przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Rosną we wszystkich kierunkach, zmieniając i przeszłość, i przyszłość. Nawet myślenie o tym, czego jeszcze nie ma, wpływa na to, co właśnie powstaje. A to, co pomyślane kiedyś, choćby zapomniane, będzie zawsze pobudzało na nowo. Wierzył, że Justyna nie kłamała, pisząc do Marylki, iż słyszy ludzkie myśli. On też je słyszał. Musiał jeść tabletki, żeby zagłuszyć te głosy, a i tak dźwięczały mu w głowie. Walczył z nimi od dzieciństwa, ale wiedział, że nie poradzi sobie sam. Starał się brać z nich to, co najlepsze, upychając resztę w zakamarki umysłu, lecz czasem wyłaziły stamtąd i robiły z nim, co chciały.
- Za mło-, mło- co? Za młodość i seks.
- Za młoco! Zdrowie! A seks to ja mam, jak smaruję odbyt maścią na hemoroidy.
- Jak się tu żyje?
- Ksiądz Smętek mówił na kazaniu, że to miejsce jest rajem w dzieciństwie, przekleństwem za młodych lat i więzieniem na starość. Ja jestem młoda.
Nie może być przypadkiem, że ujrzeliśmy te obrazy właśnie my i właśnie teraz. Każdy czas przygotowuje znaki dla innych czasów, które odsłaniają się, gdy nadejdzie stosowna ku temu chwila.