Najnowsze artykuły
Artykuły
Czytamy w weekend. 26 lipca 2024LubimyCzytać263Artykuły
Powstaje nowa „Lalka”! Co wiemy o ekranizacji powieści Prusa?Konrad Wrzesiński70Artykuły
Powiedz mi, gdzie jedziesz na wakacje, a powiem ci, co czytać: idealne książki na latoAnna Sierant17Artykuły
Zadaj pytanie Marii Strzeleckiej, laureatce Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać4
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jurij Krymow
![Jurij Krymow](https://s.lubimyczytac.pl/upload/default-author-140x200.jpg)
1
7,3/10
Pisze książki: literatura piękna
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,3/10średnia ocena książek autora
5 przeczytało książki autora
3 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Statek "Derbent" Jurij Krymow ![Statek "Derbent"](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/95000/95257/352x500.jpg)
7,3
![Statek "Derbent"](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/95000/95257/352x500.jpg)
Jakiś czas temu, drogą wymiany, wpadła mi w ręce książka Statek „Derbent” (Танкер „Дербент”),której autorem jest Jurij Krymow (Юрий Соломонович Крымов),a tłumaczenie popełniła* Melania Kierczyńska. Nie żeby mi na Derbencie zależało, ale miałem na zbyciu książkę całkowicie mi zbędną, więc czemu nie...
Do lektury się nie paliłem, gdyż 1949 rok, w którym ją wydano, to wojujący socrealizm, więc na arcydzieło nie miałem raczej co liczyć, ale w końcu przyszedł ten dzień i zacząłem czytać. Z początku z wyraźną niechęcią, ponieważ literatura to ewidentnie komunistyczna, a więc „świadoma” w ten szczególny sposób, który wpływa i na treść, i na formę.
Książka składa się z dwóch części: zasadniczej, czyli powieści Statek „Derbent” i dodatku, którym są listy z frontu roku 1941 pisane do rodziny przez powieściopisarza, który tą swoją przygodę przypłacił życiem. Dwie części – dwa światy.
Właściwa powieść, pomimo maniery specyficznej dla czasów, w których powstała i pewnych niedomagań tłumaczenia, po krótkim okresie aklimatyzacji czytelnika staje się lekturą interesującą i dość przyjemną w odbiorze. Fabuła to typowa socrealistyczna opowieść o stakanowskich racjonalizatorach walczących o zwiększenie produkcji przeciwko oporowi skostniałego społeczeństwa i zdegenerowanych elementów antyludowych. Również forma i zakończenie jest zgodna z kanonem walczącej literatury komunizmu. Nie będę ich przybliżał, by nie psuć niewątpliwej przyjemności, jaką niejednemu dzisiejszemu uważnemu czytelnikowi może dać ta lektura.
O dziwo, niewątpliwym atutem powieści jest przekład, którego archaiczne i prostackie słownictwo morskie jest krańcowo odmienne od tego, które znamy z literatury pisanej przez elitę oficerów naszej przed i powojennej marynarki handlowej oraz wojennej. Nie są tego w stanie zepsuć nawet ewidentne błędy merytoryczne i językowe. Krymow objawia się nam również jako bystry obserwator, mimo propagandowego nastawienia potrafiący celnie odmalować różne typy charakterów ludzkich, ich wzajemne interakcje ze zdarzeniami i między sobą oraz specyficzny klimat żeglugi tankowcami po Morzu Kaspijskim bardziej podobnej do jazdy tramwajem, w kółko tam i z powrotem, niż do romantyki transatlantyckich rejsów. Jest i coś dla płci pięknej, czyli wątek miłosny. W sumie – wszystko czego czytelnikom trzeba.
O ile część pierwsza, czyli powieść właściwa, jest do przełknięcia, i to całkiem przyjemnego przełknięcia, to część druga, czyli „Listy z frontu”, brzmi tak fałszywie, iż budzi w ogóle wątpliwości co do autentyczności lub poczytalności autora. Kiedy się je czyta, trzeba sobie cały czas przypominać, że to 1941 rok, kiedy Ruscy na wszystkich frontach biorą lanie niespotykane dotąd w dziejach, gdyż z treści można pomyśleć, że wręcz wygrywają! Kontrast między Listami, a choćby prześwietną powieścią wspomnieniową Przez wojenną zawieruchę jest większy niż między bielą i czernią. Żenada!
Reasumując; mimo wszystko dałbym tej książce czwórkę w starej skali ocen (od 2 do 5). Warto ją przeczytać z różnych względów. Inne wartości ma dla marynistów, inne dla koneserów znudzonych klonopodobnymi bestsellerami naszych czasów, a inne choćby dla młodzieży, która może przenieść się nie tylko w tamte dziwaczne czasy, ale przede wszystkim posmakować nieskażonego autentyzmu ówczesnej osobliwej mody w literaturze. Na pewno warto więc sięgnąć po Statek „Derbent”, choć nie jest to lektura dla niewyrobionych lub nieuważnych czytelników
Wasz Andrew
* Jeśli ktoś nie wie, iż prędkość statku na morzu zawsze podaje się węzłach, a nie w milach morskich na godzinę, choć to w sumie to samo, to automatycznie wypada z kanonu literatury marynistycznej. Podawanie zaś prędkości w milach morskich (a nie w milach morskich na godzinę),jest ewidentnym niechlujstwem językowym, podobnie jak wpadki typu „trzeba wziąć się w ręce” zamiast „wziąć się w garść” (recenzja dotyczy wydania 3 z 1949 roku, wydawnictwo „Książka i Wiedza” (nomen omen).
opinia opublikowana również na moim blogu
Do lektury się nie paliłem, gdyż 1949 rok, w którym ją wydano, to wojujący socrealizm, więc na arcydzieło nie miałem raczej co liczyć, ale w końcu przyszedł ten dzień i zacząłem czytać. Z początku z wyraźną niechęcią, ponieważ literatura to ewidentnie komunistyczna, a więc „świadoma” w ten szczególny sposób, który wpływa i na treść, i na formę.
Książka składa się z dwóch części: zasadniczej, czyli powieści Statek „Derbent” i dodatku, którym są listy z frontu roku 1941 pisane do rodziny przez powieściopisarza, który tą swoją przygodę przypłacił życiem. Dwie części – dwa światy.
Właściwa powieść, pomimo maniery specyficznej dla czasów, w których powstała i pewnych niedomagań tłumaczenia, po krótkim okresie aklimatyzacji czytelnika staje się lekturą interesującą i dość przyjemną w odbiorze. Fabuła to typowa socrealistyczna opowieść o stakanowskich racjonalizatorach walczących o zwiększenie produkcji przeciwko oporowi skostniałego społeczeństwa i zdegenerowanych elementów antyludowych. Również forma i zakończenie jest zgodna z kanonem walczącej literatury komunizmu. Nie będę ich przybliżał, by nie psuć niewątpliwej przyjemności, jaką niejednemu dzisiejszemu uważnemu czytelnikowi może dać ta lektura.
O dziwo, niewątpliwym atutem powieści jest przekład, którego archaiczne i prostackie słownictwo morskie jest krańcowo odmienne od tego, które znamy z literatury pisanej przez elitę oficerów naszej przed i powojennej marynarki handlowej oraz wojennej. Nie są tego w stanie zepsuć nawet ewidentne błędy merytoryczne i językowe. Krymow objawia się nam również jako bystry obserwator, mimo propagandowego nastawienia potrafiący celnie odmalować różne typy charakterów ludzkich, ich wzajemne interakcje ze zdarzeniami i między sobą oraz specyficzny klimat żeglugi tankowcami po Morzu Kaspijskim bardziej podobnej do jazdy tramwajem, w kółko tam i z powrotem, niż do romantyki transatlantyckich rejsów. Jest i coś dla płci pięknej, czyli wątek miłosny. W sumie – wszystko czego czytelnikom trzeba.
O ile część pierwsza, czyli powieść właściwa, jest do przełknięcia, i to całkiem przyjemnego przełknięcia, to część druga, czyli „Listy z frontu”, brzmi tak fałszywie, iż budzi w ogóle wątpliwości co do autentyczności lub poczytalności autora. Kiedy się je czyta, trzeba sobie cały czas przypominać, że to 1941 rok, kiedy Ruscy na wszystkich frontach biorą lanie niespotykane dotąd w dziejach, gdyż z treści można pomyśleć, że wręcz wygrywają! Kontrast między Listami, a choćby prześwietną powieścią wspomnieniową Przez wojenną zawieruchę jest większy niż między bielą i czernią. Żenada!
Reasumując; mimo wszystko dałbym tej książce czwórkę w starej skali ocen (od 2 do 5). Warto ją przeczytać z różnych względów. Inne wartości ma dla marynistów, inne dla koneserów znudzonych klonopodobnymi bestsellerami naszych czasów, a inne choćby dla młodzieży, która może przenieść się nie tylko w tamte dziwaczne czasy, ale przede wszystkim posmakować nieskażonego autentyzmu ówczesnej osobliwej mody w literaturze. Na pewno warto więc sięgnąć po Statek „Derbent”, choć nie jest to lektura dla niewyrobionych lub nieuważnych czytelników
Wasz Andrew
* Jeśli ktoś nie wie, iż prędkość statku na morzu zawsze podaje się węzłach, a nie w milach morskich na godzinę, choć to w sumie to samo, to automatycznie wypada z kanonu literatury marynistycznej. Podawanie zaś prędkości w milach morskich (a nie w milach morskich na godzinę),jest ewidentnym niechlujstwem językowym, podobnie jak wpadki typu „trzeba wziąć się w ręce” zamiast „wziąć się w garść” (recenzja dotyczy wydania 3 z 1949 roku, wydawnictwo „Książka i Wiedza” (nomen omen).
opinia opublikowana również na moim blogu
Statek "Derbent" Jurij Krymow ![Statek "Derbent"](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/95000/95257/352x500.jpg)
7,3
![Statek "Derbent"](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/95000/95257/352x500.jpg)
Przyznam, że jest to znakomita powieść radziecka. Fabuła dotyczy transportu ropy na morzu Kaspijskim. Tytułowy "Derbent" jest nowo wybudowanym tankowcem. Akcja jest osadzona na początku lat 30-tych XX wieku. Zatem nie mamy tu do czynienia ze współzawodnictwem tzw. "szturmowym", jak w latach 20-tych (np. powieść "Cement" Gładkowa). Mowa tu już o dojrzałym współzawodnictwie, są tu więc tzw. brygady stachanowskie. Początek powieści dotyczy losów głównego bohatera, mechanika Basowa w stoczni. Jest to człowiek, który chce wszystko modyfikować i ulepszać. Jego pomysły nie są bezzasadne, jednak na tym etapie budowy socjalizmu nie znajdują one poparcia. Prowadzi to do alienacji Basowa. Podważył on odbiory statków i przeprowadził regulację silników diesla na tankowcu Agamali, co doprowadziło do uzyskania znamionowych parametrów. W związku z tym usunięto go ze stoczni i tak trafił na Derbent. Zdarzenie to doprowadziło do konfliktu Basowa z żoną (Musia). Początkowo na statku nie ma mowy o kolektywie wśród załogi statku, sam Derbent jest najgorszym z tankowców. Nie realizuje on planu przewozu. Dopiero potem na skutek działań Basowa i zachęty do współzawodnictwa udaje się utworzyć zwarty kolektyw i odrobić straty. Wrogiem klasowym jest tu przebiegły Kasacki i w zasadzie będący pod jego wpływem kapitan Kubasow. Działalność Kasackiego i opieszałość Kubasowa prowadzą nieomal do tragedii. Kasacki razem z jednym z marynarzy odcinają holowany i płonący tankowiec Uzbekistan. Zdecydowanie Basowa i przejęcie przez niego dowodzenia okrętem powoduje uratowanie załogi Uzbekistanu.
Ciekawym aspektem są też listy Krymowa do żony. Szczególnie dramatyczny jest ostatni z listów. Szkoda, że Krymow zginął. Mógłby napisać naprawdę ciekawą powieść na temat tego, jak był korespondentem wojennym.