Urodził się 4 maja 1941 roku we wsi Gutfeld, obecnie Dobrzyń na Mazurach. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdzie w 1966 roku obronił magisterium. Po przyjeździe do Olsztyna, w swojej pracy zawodowej przez 14 lat związany był z lokalną prasą, w tym dziennikiem „Gazeta Olsztyńska”. Był także członkiem Związku Literatów Polskich i Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. W latach 80. został działaczem „Solidarności”, a w 1989 roku uzyskał mandat senatora. Debiut literacki Kruka miał miejsce w 1958 roku, kiedy to pod pseudonimem Marek Doski opublikował swoje pierwsze wiersze i prozę na łamach tygodnika „Na przełaj”. Od tego czasu autor już pod swoim nazwiskiem wydał wiele powieści oraz tomików wierszy, m.in. „Rysowanie z pamięci” (1963),„Zapisy powrotu” (1969),„Z krainy Nod” (1987),„Kronika z Mazur” (1989),„Spadek: zapiski mazurskie 2007-2009” (2009),„Nieobecność” (2015).
Sięgnąłem po tę xiążkę z powodów osobistych. W dzieciństwie przyjaźniłem się z córką autora, ale jeszcze jako nastolatkowie straciliśmy ze sobą kontakt i byłem ciekawy czy Jej Ojciec coś o Niej napisał. Owszem, dowiedziałem się wiele o dorosłym życiu Lizy.
Nie ukrywam, że gdzieś tam z tyłu głowy plątała się myśl, że może w xiążce będzie coś i o moich rodzicach skoro jest o innych sąsiadach autora. No, ale na szczęście nie ma nic. "Na szczęście" bo pan Kruk myli wiele dość prostych faktów (np. w okolicy ulicy Pana Tadeusza nie ma żadnych 7-piętrowych wieżowców, a opisany Mariusz nie jest rówieśnikiem Lizy),więc może i o moich rodzicach napisałby coś niezgodnego z prawdą.
Mimo tych drobnych mankamentów xiążka mi się podobała. Ale jeśli ktoś nie jest związany ze światem opisywanym przez autora to lektura dziennika może być mordęgą. Nawet poeta ma życie składające się z banałów w stylu "poczęstowałem brata czarnym hallsem", "w parku ruda kobieta karmiła gołębie" albo "poszedłem po gazetę i ziemniaki ale zapomniałem kupić gazetę".
Daję siedem gwiazdek przede wszystkim za język. Kruk pięknie pisze, jego styl narracji wręcz uzależnia. Mało w tej książce dialogów, wszystko smutne pogmatwane i bolesne, a mimo to świat powieści wciąga i sprawia, że chce się więcej. Książka, mimo iż pisana w trzeciej osobie, wręcz bezpośrednio nawiązuje do postaci autora. Główny bohater ma jego imię i nazwisko, jest też podobnie jak autor Mazurem z Mazur. Kruk tę kwestię mazurskości ciągle drąży i próbuje redefiniować, ale myślę, że mimo iż on sam zdaje się postrzegać siebie przez pryzmat swej mazurskiej tożsamości, to byłby wspaniałym pisarzem i bez tego. Po prostu, chce się go słuchać.
Wadą książki jest... pewna skłonność autora do użalania się nad sobą ( a może jest to skłonność głównego bohatera),to i pewna jakaś ślamazarność chwilami mocno drażni, ale to może taka moja osobista niechęć do nadmiernego uzewnętrzniania swoich żali. W każdym razie polecam tę książkę i to nie tylko ze względu na trudną polsko-mazursko-niemiecką tematykę, ale przede wszystkim ze względu na sposób pisania autora.