cytaty z książek autora "Patti Smith"
(...) być artystą oznacza widzieć to, czego nie widzą inni
Artysta szuka kontaktu z intuicyjnym poczuciem boskości, ale żeby tworzyć musi się wyrwać z tego uwodzicielskiego i bezcielesnego świata. Żeby płodzić dzieła, musi powrócić do świata materii.
Pragniemy tego, czego nie możemy mieć. Staramy się odzyskać jakiś moment, odgłos, doznanie zmysłowe. Chcę usłyszeć swoją matkę. Chcę zobaczyć swoje dzieci jako dzieci. Drobne dłonie, szybkie nogi. Wszystko się zmienia. Chłopak dorósł, ojciec nie żyje, córka jest wyższa ode mnie, płacze, bo miała zły sen. "proszę, zostańcie na zawsze", mówię wszystkiemu co znam. Nie odchodźcie. Nie rośnijcie.
W zawiłym procesie podejmowania decyzji potrafiłam się skupić nie dłużej niż naćpany nastolatek.
Wierzę w ruch. Wierzę w ten niefrasobliwy balon - w świat. Wierzę w północ i w południową godzinę. W co jeszcze? Czasami we wszystko. A czasami w nic. To się zmienia niczym migocące nad stawem światło. Wierzę w życie, które pewnego dnia wszyscy stracimy.
Czas mija razem z niektórymi naszymi wrażeniami. A jednak od czasu do czasu czar łąki i tego wszystkiego, co się na niej działo, powraca. Niekoniecznie w przyrodzie, lecz między liścmi książki, obrazie Milleta albo w odcieniach malarstwa Corota. Powraca do mnie, kiedy idę długim korytarzem galerii w zdecydowanie holenderskim świetle. Widzę się wtedy rozświetlona na łące i czuję się tak, jak dawniej - odczuwam czystą, niewymowną radośc.
...aby miał siłę, żeby znieść to, co jest nie do zniesienia.
Jestem pewna, że mogłabym pisać o niczym bez końca. Musiałabym tylko nie mieć nic do powiedzenia.
Tak naprawdę niczego nie można skopiować. Miłości, klejnotu, nawet jednej linijki wiersza.
Jezus Chrystus był człowiekiem, przeciwko któremu warto się buntować, bo sam był buntownikiem.
Odpowiedzialność artysty polega na znalezieniu równowagi między mistycznym porozumieniem a mozołem tworzenia.
Każdy kto tu zagląda jest kimś, choć dla całego świata jest nikim.
Kupiłam nowy przekład Boskiej Komedii i sznurowadła. Zauważyłam w sobie przypływ optymizmu.
Umysł dziecka przypomina pocałunek w czoło - jest szczery i bezinteresowny. Wykonuje piruety niczym baletnica na lukrowym, piętrowym torcie, słodkim i trującym.
Za młodu, ogarnięci poczuciem, że jesteśmy z jakiegoś innego świata, zaglądamy, badamy nasze wnętrze i wychodzimy z niego obcy jak Indianie. Wstępujemy na otwartą równinę ze złota. A najczęściej obłoki. Rasa mieszkańców obłoków. Właśnie tak myślimy o sobie za młodu.
Życie leży u stóp rzeczywistości, wiara na jej szczycie, a mieszkający pośrodku impuls twórczy przenika wszystko.
Jak nieruchome wydawało się wszystko
jak bardzo nieruchome
a mnie leżącej i skaczącej w myślach
ze wzgórza na wzgórze
przychodziło do głowy
tylko jedno
"W ruchu jest szczęście
Czego człowiek pragnie. Partnera. Swobodnego, beztroskiego księżyca. Albo może słyszec, tak jak kiedyś w dzieciństwie. Muzykę - ciekawą, optymistyczną, zwyczajną i nieuchwytną niby krzyk przeszywający letnią noc, wydany w skocznym tańcu. Rozrastające się czworoboki śmiechu i radości. Wszyscy tańczą, po prostu tańczą.
Jakże szczęśliwi jesteśmy w dzieciństwie. I jak gaśnie potem światło, przyćmione przez głos rozumu. Wędrujemy przez życie niczym oprawa pozbawiona klejnotu.
Umysł jest obrazem. A tam w kącie coś widać, jakby spiralę. Może to wirus a może tatuaż ducha.
Pożegnałam się ze swoimi rzeczami(...)Zawsze pojawi się coś nowego-tego możemy być pewni.
- Jestem wytrącona z równowagi, nie wiem , co jest nie tak.
- Zgubiłaś gdzieś radość - odpowiedział bez wahania - A bez radości jesteśmy jak martwi.
- Jak mam ją teraz znaleźć?
- Znajdź ludzi, którzy ją mają, i kąp się w ich doskonałości.
Problem ze śnieniem, rozumowałam, jest taki, że można dać się wciągnąć w zagadkę, która nie jest żadną zagadką, prowadzi do absurdalnych spostrzeżeń i konstatacji, z których nie płynie ani jeden wniosek zakorzeniony w rzeczywistości.
Włożyłam wystrzępioną bluzkę odsłaniającą ramiona i umalowałam na czarno oczy, bo musiałam się prezentować jak najgorzej. Chyba wyglądałam jak krzyżówka ćpunki z szopem praczem.
Niektóre sny wcale nie są snami. To tylko inna perspektywa, z której oglądamy rzeczywistość.
Czasem w inny wymiar przenoszą nas najbardziej przypadkowe rzeczy.
Istnieją dwa rodzaje arcydzieł. Są takie klasyczne książki, potworne i boskie zarazem jak Moby Dick, Wichrowe Wzgórza albo Frankenstein, ale i takie, w których pisarz wydaje się nasycać słowa żywą energią, pierze Czytelnika niczym w pralce i wyżyma go, a potem rozwiesza do wyschnięcia na sznurze. To są książki miażdżące.