Najnowsze artykuły
- ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant5
- ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński37
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać422
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Terry Bisson
15
6,1/10
Pisze książki: fantasy, science fiction, czasopisma
Urodzony: 12.02.1942
Terry Ballantine Bisson (ur. 12 lutego 1942 r. w Owensboro, Kentucky) - amerykański pisarz s-f i fantasy, autor między innymi opowiadania Niedźwiedzie odkrywają ogień (ang. Bears Discover Fire) z 1990 roku, który to opowiadaniem zdobył nagrodę Hugo, oraz Nebula.
6,1/10średnia ocena książek autora
870 przeczytało książki autora
1 631 chce przeczytać książki autora
2fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Nebula '93 Robert Silverberg
6,2
Bardzo przyzwoita antologia, wyraźnie lepsza od poprzedniej ("Nebula '92"). Co jest dziwne zważywszy na biadolenie autora jednego z zawartych w niej esejów, że rok 1993 to upadek literatury fantastycznej.
Nietuzinkowo i ciekawie wypada "Człowiek, który wiosłował dla Krzysztofa Kolumba" Ellisona, w sposób lekki i dowcipny, a przy tym nieco złośliwy, pogrywając z codziennymi zjawiskami i historycznymi faktami. Opowiadanie jest na tyle niejasne znaczeniowo, że pozostawia czytelnikowi szerokie pole do interpretacji. Świetne są "Groby" Haldemana, nagrodzone Nebulą za krótką formę. Klasycznie jak na autora poruszające tematykę wojenną, budują niesamowity klimat dyskretnie odrealnionej rzeczywistości, finiszując jak rasowa opowieść grozy. Drugie króciutkie opowiadanie, "Alfred" Lisy Goldstein, wzrusza z kolei prostotą narracji i ogólną wymową.
Drugi z nagrodzonych Nebulą tekstów, "Georgia on my mind" Sheffielda, dosłownie wsysa czytelnika świetnie zbudowaną intrygą, łączącą zapomniane już dzieje archaicznej informatyki z zagadką niemal kryminalną z połowy XIX wieku, w co dodatkowo został wplątany wątek obcej rasy. Równie ciekawie wypada "Anglia wyruszyła w morze" Terry'ego Bissona, choć w jej przypadku siłą jest nie intryga, a zwariowany pomysł i specyficzny, klasycznie brytyjski styl narracji. Przeurocza jest też "Śmierć na Nilu" Connie Willis - mocno enigmatyczna, ale wzbudzająca chwilami silne emocje w stosunku do niektórych opisywanych postaci.
Wyraźnie słabiej wypada ostatnie opowiadanie zbioru, nagrodzone Nebulą "Tej nocy pochowaliśmy Psa Szos" Jacka Cady'ego. Jest mocno osadzone w amerykańskiej kulturze, której jednym z rdzeni jest uwielbienie dla samochodów, co samo w sobie akurat nie przeszkadza, tyle że szwankuje w nim tłumaczenie (przykładowo Duży Kot wbrew pozorom powinien figurować jako Duży Cat, bo Cat to może i kot, ale w tym wypadku przede wszystkim skrót od Caterpillara, czyli marki buldożera),a całość została napisana o tyle niezręcznie, że początkowo sugeruje istnienie żywych samochodów. Po czym okazuje się, że motyw fantastyczny w rzeczywistości dotyczy zupełnie czego innego, w pewnym sensie rozczarowująco trywialnego i nie usprawiedliwiającego rozdymania opowieści do tak sążnistej objętości.
Natomiast zupełnym nieporozumieniem jest "Licencja" Johna Kessela, w pełni zrozumiała wyłącznie dla zakochanych w baseballu Amerykanów, którzy emocjonują się najdrobniejszymi detalami rozgrywki, a do tego tak naprawdę pozbawiona fantastyki, za którą robi obecność w ligowych rozgrywkach lat 1960. Fidela Castro i George'a Busha. Podobnie irytuje wciśnięcie nieciekawego, okręconego wokół dzierganej tępawym dłutem intrygi, fragmentu "Czerwonego Marsa" Kima Stanleya Robinsona.
Pomijając te ostatnie potknięcia książka naprawdę dobrze się czyta, a zawarte w niej pomysły przywracają wiarę w niegasnącą kreatywność nie tylko tuzów literatury fantastycznej, ale i tych mniej znanych u nas autorów.
Playboy science fiction Robert Silverberg
6,8
Gdybym miał podsumować poziom całej tej kolekcji tytułem jednego z opowiadań to byłby to tekst Joe Haldemana: “Więcej niż suma jego części”.
Wielu współczesnych czytelników może zaskoczyć fakt, że Playboy to nie tylko zdjęcia roznegliżowanych pań, ale także kącik literacki, w tym science fiction. Wielu wybitnych pisarzy gatunku sprzedawało swoje teksty do tego magazynu za całkiem konkurencyjne stawki. Niektórzy mogliby pomyśleć, że jeśli chodzi o poziom utworów trafiały tam same odpryski, które odpadały na etapie selekcji w czasopismach gatunkowych - nic bardziej mylnego.
Zbiór 25 opowiadań prezentuje bardzo wysoki poziom, zarówno pod względem prozy, tematyki jak i różnorodności. Co prawda niektóre opowiadania były przetłumaczone dużo lepiej niż inne (widać to po prostych błędach typu, że facet - Amerykanin - ogląda mecz piłkarski z hot-dogiem. Łatwo się domyśleć, że chodzi o ten drugi futbol, amerykański. Albo też kilka niezbyt zgrabnie przetłumaczonych terminów z dziedzin naukowych). Nie ma jednak powodu do łez, antologię czyta się niezwykle przyjemnie, a teksty pisane bardziej kwiecistą prozą zostały potraktowane z należytym szacunkiem. Rzadko się zdarza, abym na tak szerokiej antologii nie nudził się ani przez chwile. Większość opowiadań już na pierwszych kilku stronach wyłuszcza tematykę, jaka zostanie w nich omówiona. Są teksty poważne, inteligentne, jest też spora liczba tekstów humorystycznych (głównie w drugiej połowie zbioru) i mimo, że zwykle nie przekonuje mnie humor w SF, tak przy tych opowiadaniach bawiłem się naprawdę świetnie.
Zapewne zastanawiacie się - czy w tych historiach jest seks? W pierwszej połowie nie ma go prawie wcale (z wyjątkiem opowiadania Vonneguta),natomiast na ostatnich 150 stronach występuje całkiem licznie, głównie w przyjemnej, humorystycznej odmianie.
No ale dobrze, może coś o samych tekstach? Trudno mi wskazać opowiadania najlepsze bo poziom jest całkiem wyrównany z kilkoma błyszczącymi wyjątkami, które postaram się przybliżyć w pierwszej kolejności.
Zbiór otwiera tekst Raya Bradbury’ego “Zaginione Miasto Marsa”, napisane w charakterystycznym dla tego pisarza pięknym stylu i opowiada o wyprawie do wspomnianego już miasta, które to zostało przed wiekami opuszczone w tajemniczych okoliczności. Historia jest z morałem i jakkolwiek temat (którego nie mogę zdradzić ze względu na spoilery odnośnie natury metropolii) został już podjęty przez licznych pisarzy, tak tutaj wypada doskonale. Ponadto bohaterowie są niezwykle charyzmatyczni, a opisy poruszające wszelkie struny wyobraźni. Bardzo dobra próbka prozy Bradbury’ego.
Ursula Le Guin w “Dziewięć żywotów” proponuje nam wizję klonów o identycznych umysłach, idealnie przystosowanych do prac w ciężkich warunkach na obcych planetach. Jednak ich doskonałe mentalne zgranie pozbawia ich niezbędnego pierwiastka ludzkiego.
Pięknie napisane, o niepewności, zaufaniu i miłości, mądrze i dogłębnie humanistycznie, Le Guin jaką znamy i kochamy.
Kurt Vonnegut w “Witajcie w małpiarni” opisuje dystopijne społeczeństwo cierpiące na przeludnienie, w związku z czym rząd podejmuje kampanie zachęcające ludzi do “humanitarnych” samobójstw oraz wstrzemięźliwości seksualnej za pomocą farmakologii. Oczywiście na pierwszy plan wynurzają się postacie, które chcą zmienić obecny stan rzeczy.
Intrygujące, wulgarnie pociągające, nadające się do Niebezpiecznych Wizji Ellisona.
“Martwy Astronauta” J.G. Ballarda przedstawia świat, w którym program kosmiczny powoli odchodzi do lamusa, przylądek Kennedy’ego jest teraz wielkim pustkowiem, na które zrzuca się szwankujące satelity i statki kosmiczne. W jednym z nich podróżuje martwy astronauta, który na Ziemi zostawił dwójkę przyjaciół gotowych odzyskać jego szczątki z miejsca kontrolowanego zejścia z orbity. Ich historia rodzinna - poronienie jedynego syna - oraz relacja z astronautą przyjmuje metaforyczny wydźwięk uzależnienia od przeszłości, która ma destrukcyjny wpływ na ich małżeństwo. Filozoficzne, ciutkę postapokaliptycznie, w świetnym stylu - Ballard jest pisarzem, na którego trzeba zwracać szczególną uwagę w świecie SF.
Moim zdecydowanym faworytem z całej antologii jest utwór nieznanej mi wcześniej autorki Doris Lessing “Raport na temat zagrożenia miasta”. Obcy dzięki cudom technologii są w stanie przewidzieć, że w perspektywie 5 lat potężne trzęsienie ziemi pogrzebie pewne amerykańskie miasto na zachodzie (prawdopodobnie San Francisco) w zgliszczach. Bezcieleśni przybysze starają się ostrzec Ziemian przed katastrofą. Jest dla nich szokiem, że irracjonalni ludzie zdają się całkowicie świadomi niebezpieczeństwa i jednocześnie zachowują się tak, jakby nic im nie groziło. Ten tekst jest kapitalny. Bierze na tapet nasze nielogiczne zachowania względem zagrożenia życia - wyparcie, obracanie w żart, obojętność, antagonizacja stron, ciągłe dyskusje pozbawione działania z powodu politycznych barier etc. Wszystko to z perspektywy obcego gatunku, który robi wszystko co możliwe, abyśmy mogli uniknąć tragicznego losu. Jak myślicie, skutecznie? Poza tym jest tu naprawdę zabawne mruganie oczkiem w kierunku ufo-entuzjastów - kosmici zdają się mieć niezły ubaw z tego, jak wszystkie ich manifestacje próbuje się wyjaśnić innymi metodami, jak nawet bezpośrednia interwencja zostaje poddana w wątpliwość, jak przeceniamy znaczenie źródła informacji w konfrontacji z samą informacją… Pada hipoteza, że gdyby relację o UFO pochodziły od wysoko postawionych członków wojska czy organów politycznych, to ludzie by uwierzyli. Jaki był tego efekt w 2023 po przesłuchaniu w Kongresie może niektórzy z was pamiętają. Zdecydowanie tekst do nadrobienia, socjologicznie wnikliwy i inteligentny.
Walter Tevis znany jest z wspaniałego “Przedrzeźniacza” oraz “Gambitu Królowej”. Po raz pierwszy miałem przyjemność przeczytać jakieś jego opowiadanie, a była to “Apoteoza Myry”. Cudownie napisany utwór, rozgrywający się na planecie Belsin, gdzie miejscowa trawa dosłownie śpiewa. Nasz główny bohater chce zamordować swoją żoną, aby przejąć po niej intratny biznes wydobywczy endolinu - najskuteczniej w galaktyce substancji przeciwbólowej. Wciąga od początku do końca, a będąc cały czas w myślach mordercy tekst przybiera ostrzejszych kształtów. Tevis piękne pisząc odmalował świat w żywych barwach. Trochę jak w horrorze, trochę sense of wonder, płyniemy przez tekst razem z antybohaterem. Jeden z moich faworytów za poruszający wyobraźnię aspekt fantastyczny.
Philip K. Dick napisał typowo dickowski utwór pt. “Mroźna podróż”. Komora kriogeniczna na pokładzie statku międzygwiezdnego ulega częściowej awarii przez co jeden z podróżnych nie może zasnąć głębokim snem (bez udziału świadomości i snów). AI statku używa wspomnień pasażera aby nie padł on ofiarą dysocjacji sensorycznej podczas 20-letniej podróży. (Pani Magdaleno Salik, czy Pani to widzi? Jednak ten pomysł można pokazać na 15 stronach zamiast 400) O winie i wspomnieniach, które kładą długie cienie na naszej egzystencji. I typowo u Dicka - bohater nie może ostatecznie odróżnić symulowanej rzeczywistość od prawdziwego świata. Klasyczne, ale mocne.
“Kosmiczny przekręt” Donalda E. Westlake’a to najzabawniejszy utwór SF jaki kiedykolwiek czytałem :D Pewna planeta została odcięta od znanego kosmosu za sprawą “pomyłki urzędniczej” i po 500 latach imperium wysyła tam swojego ambasadora. Statek trafia na świat zamieszkały przez nałogowych hazardzistów, którzy… zakładają się o wszystko i cały czas! Nie powiem nic więcej choć bardzo bym chciał opisać poszczególne sytuacje, z których śmiałem się na głos - jak piękna pani nawigator, która jest marzeniem seksualnym wszystkich mężczyzn, ale ją interesuje tylko jej suwak logarytmiczny i matematyka. Przeczytajcie to koniecznie, uśmiejecie się nie jeden raz, obiecuję!
Wspomniany na początku Joe Haldeman w “Więcej niż suma jego części” opowiada historię człowieka, który uległ tragicznemu wypadkowi i poddaje się zabiegowi cyborgizacji. Świetnie napisane, bardzo gruntownie przemyślanie, masa detali i ciekawe sprzężenie zwrotne w związku z teorią umysłu jako całkowitym obszarze składającym się na system nerwowy. Świetnie by się nadawał do Love Death & Robots, bo są tu wszystkie trzy.
Powyższe są moimi ulubionymi utworami, ale masa innych prezentowała również dobry poziom. Norman Spinrad w “Czuwanie przy łożu śmierci” podejmuje tematykę nieśmiertelności w ostrym jak brzytwa, krótkim opowiadaniu, które bierze nas z zaskoczenia. “Maski” Damona Knighta oraz “Schematyczny człowiek” Frederika Pohla oba koncentrują się na interfejsie człowiek-maszyna i robią to w swoim indywidualnym stylu. Arthur C. Clarke rzuca optymistyczną nutę w “Przejściu Ziemi”, gdzie naukowa ciekawość warta jest wszelkiego poświęcenia. Harlan Ellison w “Co ma wisieć, nie utonie” bawi się pomysłem lawinowego, magicznego powrotu ex-partnerek. “Gianni” Silverberga pokazuje upadek kompozytora muzyki klasycznej zamkniętego w kleszczach pop-overloadu i narkotyków przyszłości. Stephen King nie rozczarował mnie swoim “Procesorem tekstu” o maszynie do "spełniania życzeń". W sumie ten utwór wywołał we mnie dosyć spore emocje - King ma niesamowity talent do jednej rzeczy, a mianowicie do tworzenia niezwykle realistycznych portretów psychologicznych i tutaj bardzo mocno można rezonować z tragiczną historią głównego bohatera, który postanawia wziąć życie w swoje ręce kosztem istnienia innych istot ludzkich.
“Dziedzice Perysfery” Howarda Waldropa to na prawdę przesympatyczna postapokalipsa, w której śledzimy losy 3 robotów zaprojektowanych do służby w parku rozrywki. Brzmi trochę znajomo, nieprawdaż? W każdym razie niezwykle mi się podobało oraz to, jak owe roboty będące postaciami z kreskówek Disneya szukały kapsuł czasu zakopanych przed końcem wszystkiego. Świetnie się czyta i nawet wzrusza momentami. “Stacja naziemna Charley” Billy Crystal to znakomita humoreska o gościu, który zaczął odbierać w tv transmisje z mieszkań swoich sąsiadów. “Sen Yen Babbo i Niebiański gospodarz” Cheta Williamsona nabija się z teleewangelistów lat 80. w Ameryce i pokazuje przyszłość religijnego kapitalizmu - zapasy ewangeliczne (choć chyba bardziej pasowałoby tu słowo "wrestling". Podejrzewam, że tłumacz je niepotrzebnie przełożył). Lucius Shepard jak zwykle zachwyca swą prozą w opowiadaniu “Strefa ognia Szmaragd” opisując narkotykową wizję wojny przyszłości w oparach realizmu magicznego. “Upiorne kryterium” Williama Tenn to zabawna historia, w której o tym kto z dwójki naszych bohaterów przeżyje (człowiek czy inteligentny homar z innej planety) rozstrzygnie… gra w Upiora (taka gra słowna, jak scrabble tylko inne reguły). Subiektywnie - bardzo mi się podobało, wciągający! Terry Bisson napisał niezwykle oryginalną opowiastkę “Romans biurowy” o…zakochanych ikonach komputerowych w sieci informatycznej Ratusza? What?!
Ale serio, to było świetne, bo było cudownie dziwne i wyjątkowe. I lubieżne momentami.
Mniej mi się podobały natomiast “Czy czujesz coś, gdy to robię?” Roberta Schekleya - nieśmieszny utwór o robocie o magicznych paluszkach. Wydaje mi się, że autor robił sobie jaja z feministek, ale ciężko mi powiedzieć. Larry Niven w “Lewiatanie” opisuje polowanie podróżnika w czasie na oceaniczną bestię. Nic specjalnego. “Dochodź jak najwolniej” George Alec Effinger (po którym obiecywałem sobie dużo czytając jego “Kiedy zawodzi grawitacja”) zaoferował nam cyberpunkowy świat z ludźmi uzależnionymi od pornograficznych modów. W sumie nie brzmi aż tak niemożliwie, a sam tekst napisany jest zgrabnie, jednak niezbyt mnie zainteresował. Brakowało też mocniejszej puenty.
PODSUMOWUJĄC: Bardzo ciekawa antologia, pełna humoru, ciekawych pomysłów, świetnych autorów, których należy znać jeśli masz ochotę zgłębiać gatunek science fiction. Wiadomo, że kilka utworów mogliście gdzieś już wcześniej przeczytać (w moim przypadku były to tylko cztery teksty) jednak kolekcja wydaje mi się naprawdę ciekawie dobrana. Są to opowiadania koncepcyjne, część ma jakąś większą głębię, część szczerze bawi - w pozytywnym sensie - ale największą zaletą jest to, jak szybko i przyjemnie się je czyta. Biorąc jako wyznacznik przeciętną antologią pełną tekstów słabszych lub nudnych to muszę powiedzieć, że przy lekturze “Playboy Science Fiction” spędziłem kapitalne kilka dni, dlatego zasługuje ona na mocną siódemkę i może być bardzo dobrym wprowadzeniem w arkana tego typu literatury (o każdym autorze jest bardzo króciutka notka przed każdym opowiadaniem, ale to naprawdę bardzo króciutka, tylko to co najważniejsze i jest to na duży plus). Także polecam się zaopatrzyć, bo po braku recenzji odnoszę wrażenie, że jest to pozycja niesprawiedliwie pomijana.