Polski pisarz, poeta, dramaturg i tłumacz. Znawca Biblii. Roman Brandstaetter urodził się w żydowskiej rodzinie inteligenckiej jako syn Ludwika i Marii z domu Brandstaetter. Jego dziadek, Mordechaj Dawid Brandstaetter (1844–1928),był właścicielem tłoczni oleju lnianego w Tarnowie, jak również znanym twórcą literatury hebrajskojęzycznej, autorem wielu opowiadań i nowel. Brandstaetter ukończył szkołę powszechną oraz Gimnazjum Męskie w Tarnowie, a egzamin dojrzałości zdał w 1924 w Krakowie. Tam też studiował filozofię i filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów zadebiutował jako poeta, publikując w 1926 na łamach Kuriera Literacko-Naukowego wiersz Elegia o śmierci Sergiusza Jesienina. Tego samego roku w Nowej Reformie ogłosił wiersz pt. Piłsudski. Kolejne wiersze i artykuły pisał do Głosu Prawdy, Gazety Polskiej i innych czasopism. W 1928 wydał pierwszy tom poezji pod tytułem Jarzma.
Po ukończeniu studiów przebywał w latach 1929–1931 na rządowym stypendium w Paryżu, gdzie prowadził badania nad działalnością polityczno-społeczną Adama Mickiewicza. Praca ta zaowocowała tytułem doktora filozofii, który otrzymał w 1932.
Powróciwszy z Paryża zamieszkał w Warszawie, gdzie przez rok pracował jako nauczyciel języka polskiego i gdzie podjął pracę literacką oraz publicystyczną, drukując w Kurierze Literacko-Naukowym i Miesięczniku Żydowskim. Wydał również szkice historyczno-literackie: Legion żydowski Adama Mickiewicza (1932),Moszkopolis (1932),Wybryki antyżydowskie studentów Uniwersytetu Wileńskiego w r. 1815 (1932),a następnie Tragedie Juliana Klaczki (1933),tomik poezji Węzły i miecze (1933) oraz zbiór pamfletów Zmowa eunuchów (1936).
W 1935 odwiedził Turcję, Grecję i Palestynę.
Krótko po wybuchu II wojny światowej Roman Brandstaetter przeniósł się do Wilna, gdzie w 1940 poślubił Tamarę Karren, Żydówkę, którą poznał wcześniej w Warszawie. Po kilkumiesięcznym pobycie w Wilnie (w czasie którego zainteresowało się nim NKWD),dzięki staraniom rodziny żony, oboje udali się do Jerozolimy poprzez Moskwę, Baku, Iran i Irak. W tym czasie powstał pierwszy z dramatów Brandstaettera zatytułowany Kupiec warszawski (1940/1941). W Jerozolimie autor początkowo współpracował z hebrajskimi wydawnictwami, prasą i teatrem. Następnie, dzięki pomocy profesora Stanisława Kota, który był nauczycielem Brandstaettera na Uniwersytecie Jagiellońskim, otrzymał posadę w nasłuchu radiowym Polskiej Agencji Telegraficznej, gdzie pracował aż do czasu swojego wyjazdu z Palestyny.
W okresie 1941–1946, napisał pięć kolejnych dramatów, których nigdy nie wystawił na scenie. Wtedy też powstał Powrót syna marnotrawnego. Czas pobytu Brandstaettera w Jerozolimie był okresem przełomowym w jego życiu, gdyż wtedy przeszedł na wiarę katolicką. Przeżycie to opisał później w opowiadaniu Noc biblijna zamieszczonym w zbiorze Krąg biblijny. W 1945 rozszedł się z żoną Tamarą na mocy tzw. przywileju św. Pawła, który – na podstawie 1 Kor 7,12-15 – umożliwia przeprowadzenie rozwodu, jeśli jeden z małżonków przyjmuje chrzest, a drugi zdecydowanie pozostaje wyznawcą religii niechrześcijańskiej oraz nie zamierza pozostawać w związku małżeńskim z ochrzczonym.
W 1946 Brandstaetter wyjechał do Egiptu. Stamtąd przybył do Rzymu, gdzie 15 grudnia 1946 przyjął chrzest z rąk oo. paulinów, a 21 grudnia 1946 w tamtejszym kościele paulinów poślubił Reginę (Irenę) Wiktor herbu Brochwicz z Woli Sękowej, sekretarkę ambasadora polskiego w Rzymie, profesora Stanisława Kota. W latach 1947–1948 pełnił funkcję attaché kulturalnego przy ambasadzie RP w Rzymie. W 1948 zorganizował tam uroczystości z okazji 100. rocznicy założenia Legionu Mickiewicza.
We Włoszech, zainspirowany postacią św. Franciszka i pięknem Asyżu, napisał prozatorskie Kroniki Assyżu (1947) oraz misterium Teatr Świętego Franciszka (1947). Tutaj też stworzył kolejne dramaty: Oedipus (1946),Noce narodowe (1946/1947) i Przemysław II (1948).
Po powrocie do Polski w 1948 zamieszkał w Poznaniu, gdzie otrzymał posadę kierownika literackiego Teatru Polskiego, a następnie Teatru Wielkiego. Pełnił również funkcję wiceprezesa Oddziału Poznańskiego Związku Zawodowego Literatów Polskich. W 1950 Brandstaetter przeniósł się do Zakopanego, gdzie spędził 10 lat jako przewodniczący Rady Kultury przy Miejskiej Radzie Narodowej. W tym samym roku został członkiem Polskiego PEN Clubu. W 1951 napisał libretto do opery Tadeusza Szeligowskiego Bunt żaków. Dokonał także przekładów wybranych dzieł Szekspira. W 1956 został członkiem korespondentem francuskiej Academie Rhodanienne des Lettres.
W 1960 Brandstaetter powrócił do Poznania i oddał się wyłącznie pracy literackiej. Stworzył tam kolejne dramaty, wydawał nowe tomy poezji, kontynuował także przekłady dzieł Szekspira oraz rozpoczął nowy cykl przekładów biblijnych z języka hebrajskiego. Następnie zajął się tłumaczeniem ksiąg Nowego Testamentu, z których udało mu się ukończyć przed śmiercią cztery Ewangelie, Dzieje Apostolskie oraz Apokalipsę i Listy św. Jana.
W tym okresie powstało też najwybitniejsze dzieło prozatorskie Brandstaettera, czterotomowa powieść historyczna Jezus z Nazarethu (1967–1973). W 1972 Brandstaetter wydał opowiadanie Ja jestem Żyd z Wesela, a następnie ukazały się również trzy zbiory miniatur literackich: Krąg biblijny (1975),Inne kwiatki św. Franciszka z Asyżu (1976),Bardzo krótkie opowieści (1978),oraz Bardzo krótkie i nieco dłuższe opowieści (1984). Wiele jego tekstów zostało opublikowanych w pismach katolickich, takich jak Przewodnik Katolicki, W drodze czy Tygodnik Powszechny.
Zmarł na zawał serca 27 września 1987. Został pochowany obok swej zmarłej wcześniej (1986) żony Reginy (z domu Brochwicz-Wiktor) na Cmentarzu Komunalnym na Miłostowie w Poznaniu. Mszę pogrzebową w kościele dominikanów celebrował arcybiskup Jerzy Stroba. Telegram kondolencyjny wystosował papież Jan Paweł II.
Pośmiertnie wydano następujące dotąd niepublikowane dzieła: wiersze Hamlet i łabędź (1988),krótkie opowiadania Przypadki mojego życia (1988) oraz prozę Moja podróż sentymentalna i inne opowiadania (1994).
Jego imię nosi ulica w Poznaniu oraz Tarnowie i (jako jedyne w Polsce) Gimnazjum nr 11 w Tarnowie, które było również inicjatorem i fundatorem jego pomnika na ulicy Wałowej w Tarnowie.
Będziesz Biblię nieustannie czytał - powiedział do mnie. - Będziesz ją kochał więcej niż rodziców... Więcej niż mnie... Nigdy się z nią nie ...
Będziesz Biblię nieustannie czytał - powiedział do mnie. - Będziesz ją kochał więcej niż rodziców... Więcej niż mnie... Nigdy się z nią nie rozstaniesz... A gdy zestarzejesz się, dojdziesz do przekonania, że wszystkie książki, jakie przeczytałeś w życiu są tylko nieudolnym komentarzem do tej jednej Księgi...
Jestem sceptykiem filozoficznych rozwazan, nawet jesli to dotyczny powszechnie uznanego autorytetu. Dlaczego ?
Poniewaz, jest to spojrzenie tylko tej osoby,a dla mnie najwazniejsze sa moje wnioski nabyte w drodze mojego doswiadczenia zyciowego i zgodne z moimi zasadami.
Autor dzieli wlos na czworo. Dopatruje sie w kazdej sytuacji ukrytych tresci .
Natomiast sposob wyslawiania swiadczy bezapelacyjnie o gruntownym ,nie tylko wyksztalceniu,ale i talencie.
Po „Ostatnim kuszeniu Chrystusa” Kazantzakisa i „Ewangelii według Jezusa Chrystusa” Saramago przyszedł czas na bardziej klasyczne, polecane mi już podejście do nowotestamentowej historii. Tym razem w wykonaniu Brandstaettera, którego czterotomowa powieść zachwyciła mnie stylem oraz zrozumieniem materiału źródłowego i kontekstu kulturowego. Semicki temperament, tradycje i skłonności autor rozumie w sposób właściwie wybitny – intuicyjnie i lekko kreśląc uzupełnienie dla ewangelicznych historii, a bez tych przedstawione na jej kartach zdarzenia nie są wstanie wybrzmieć w sposób całkowity. Zrozumienie dla żydowskich korzeni Pisma Świętego zanikło. Brandstaetter pozwala ponownie je przyswoić, a jako konwertowany na katolicyzm żyd jest ku temu predysponowany w sposób idealny.
Pierwszy w oczy rzuca się język. Stylizowany, a w zasadzie przestylizowany, pozostaje z czytelnikiem od początku do końca powieści. Nadaje koloryt, oddaje sposób myślenia i specyficzną dynamikę, rytm żydowskiego myślenia. I męczy: poświęcić pół strony na kolejną metaforę skaczącą między aksjologicznymi skrajnościami to dla autora jak rzucić kamieniem przez stereotypowego farazeusza, czyli wyjątkowo łatwo. Jeśli umie się płynąć się wartko z nurtem tej pisanej rzeki jest przyjemnie, szczególnie, że żydowski temperament przyswaja się intuicyjnie. Trzeba jednak to umieć lub czuć. Dlatego nie zdziwi mnie opór niektórych wobec pióra jakim uraczono nas w „Jezusie z Nazarethu”, bo to nie jest lektura dla każdego. Nie kryje się zresztą za tymi kolejnymi powtórzeniami specjalna mądrość, co do której autor z pewnością jest pewien, ale jako środek artystyczny zabiegi autora są jak najbardziej zrozumiałe. O wiele lepiej całości z pewnością przysługują się oryginalne imiona, do których nie mam żadnych zarzutów, bo tworzą idealnie klimat przedstawionej historii.
Bezsprzecznie udane są z pewnością kreacje bohaterów, a niektóre oddane są w rewelacyjny sposób. Pracowitość i skromna prostota Józefa, zdeterminowany Jan Chrzciciel, sposób myślenia „antagonistów” (sadyceusze i faryzeusze, Piłat, Herod Antypas),Judasz jako tragiczna postać i interpretująca zdarzenia wokół siebie w zupełnie inny sposób – wszystko to składa się na obraz bardzo udanego pisarstwa, z ręką do pisania postaci.*
Wszystko powyższe jednak to jedynie wprawka względem czwartej księgi – zakończenia, do którego „Jezus z Nazarethu” dąży od samego początku I tomu. To stanowi wisienkę na torcie, bez której „Jezus...” byłby jedynie załącznikiem do ewangelii lub kolejną, tym razem ściśle katolicką interpretacją. Zwieńczenie wychodzi poza religijne ramy, bez których – dla mnie jako ateisty – ta rozwlekła powieść byłaby jedynie jedną z wielu udanych literackich prób zmierzenia się z materiałem źródłowych. Ostatni tom to danie główne, będące dobrą historią samą w sobie bez żadnego religijnego powiązania i kontekstu, zaś nimi jeszcze tylko lepszą. Proces Jezusa łączący ujęcie prawne, skrajnie odmienne postawy sądzących i oskarżycieli między którymi odbijanymi jest Chrystus, kontekst historyczny w jaki to wszystko się wplata – narracyjna petarda, wciągająca i satysfakcjonująca tym jak finalnie poskładano puzzelki ze wszystkich tomów. Udanie przedstawiona droga krzyżowa jest aż rozczarowująca w kontekście mistrzowskiego procesu. To tylko dowodzi jaki literacki szczyt udało się przez moment osiągnąć i choćby dla niego (oraz charakterystycznego stylu, zrozumienia judaizmu) warto przebrnąć przez co skrajniejsze stylistycznie uniesienia.
* Ocenę Jezusa pomijam.