cytaty z książek autora "Marcin Mortka"
Skurwielowi trochę łatwiej w życiu, nawet niedzielnemu skurwielowi.
Jeśli jakiś sukinsyn nienawidzi ci bez powodu, daj mu powód.
Nie ma prawdziwszego uczucia od strachu. Ci, którzy uważają miłość za uczucie silniejsze, chyba nigdy się naprawdę nie bali.
A czy przy okazji ktoś może mi wytłumaczyć - Strup przełknął ślinę - co to takiego biblioteka i czemu się tego miejsca boję?
Gdyby za odgrywanie życia dostawało się Oskary, miałabym już kilka. W tym za efekty specjalne, he he he.
Niespodziewanie ujrzał szeroką rozmazaną smugę krwi, jakby pozostawioną przez wleczone zmasakrowane ciało, a kończącą się przy najbliższym pentagramie. Potem dostrzegł czyjeś ciało przybite do masztu marszpiklami rozmieszczonymi dokładnie co pięć centymetrów oraz oderwane skrzydło zwisające z noku rei.
- Co tu się stało? – wyszeptał, z wrażenia robiąc przerwy między wyrazami.
- Nic takiego. Wkurwiłem się nieco, ale już mi przeszło.
Zza zamkniętych drzwi dobiegał niski, ale zaskakująco melodyjny głos Eliaha, tak powabny, że poczułem mrowienie w brzuchu. Złapałem się na tym, że co rusz mimowolnie odwracam głowę i spoglądam na drzwi, za którymi przebywał wraz z księżną.
- Tyle miesięcy razem - westchnąłem z niedowierzaniem. - Tyle wieczorów we wspólnym towarzystwie, tyle wypraw, ognisk i pijatyk, a ten ani razu gęby nie otworzył.
- To przez cycki - powiedział bard z pewnym żalem i pyknął z fajki. - Cycki, Kociołek, tyle spraw załatwiają, że głowa mała.
Nie miałem pojęcia, jak rozstrzygnąć dylemat, przed którym postawiła mnie żona, ale coś mi mówiło, że jeśli uszanuję jej obawy, nasza drużyna posypie się jak postanowienia natury moralnej na progu burdelu.
- Nie obraź się, Heather, ale w nocy wszystkie koty są czarne.
To nieprawdopodobne, ile człowiek może opowiedzieć drugiemu, nie odzywając się ani słowem.
Czy się gniewam? – wycharczał. – Skądże znowu, mój drogi przyjacielu Oratorze. Czy mam prawo gniewać się na gospodarza tych wysp po tym, jak jakiś cholerny smok zaatakował mnie na wodach neutralnych, odebrał mi pryz, przeraził moich ludzi, uszkodził mi okręt, a mnie samego porwał i wlókł pod wodą przez pięćdziesiąt jebanych mil, wynurzając się przy tym raptem pięć razy, jakbym był cholerną rybą, a nie człowiekiem, a potem zanurkował na dno morza, wepchnął mnie w skalny komin i wydmuchał prosto w sam środek cholernego różanego ogrodu z jakimś gadułą w białym ręczniku! – Ostatnie słowa wywrzeszczał stukając macką w pierś Jaliena. – I jeśli teraz powiesz, że rozumiesz mój gniew, to cię uduszę i zagrzebię w tychże różach - zagroził.
Po co się uczyć, skoro można grać w Minecrafta czy przewijać fejsa? Po co wziąć książkę, skoro można postać przed blokiem i pluć na chodnik? (...) Człowiek zamyka się na wszelkie możliwości. Przyjmuje to, co łatwe, co nieskomplikowane, co nie wymaga wysiłku, co przed nim zrobili inni. A potem narzeka.
... Pozwólcie, panie, bym zadośćuczynił.
-Eee - bąknął Roland i w pośpiechu przekartkował księgę, poszukując właściwych ustępów. - Eee... Nie lza o wybaczenie błagać, bo... Kurwa, gdzie to było... Albowiem i ja nie bez winy. Pochłonięty sprawami wielkiego świata całkiem... eee... Całkiem o was zapomniałem, druhu mój zacny.
- Który objął przywództwo podczas mojej nieobecności?
- Akurat komuś przyszedł do głowy podział władzy, cholera jasna! - rozzłościł się Seamus i bezceremonialnie odepchnął ostrze. - O okręt trza się było troszczyć, bo gdy Baobab zerwał się do lotu, szkwał w nas przypieprzył, że hej! A jeśli chodzi o przejęcie władzy, sir, to proszę mi wierzyć, że jeśli kiedykolwiek przyjdzie to komuś do głowy, dowiesz się pan, kurwa, pierwszy!
Ostatnie słowa wręcz wykrzyczał. Roland spokojnie przeczekał atak złości nawigatora, po czym rozluźnił uścisk macek.
- W porządku. Jesteście rozgrzeszeni. Saemus, wracaj na kurs, a ty, Mandragora przejmujesz dowodzenie. Możesz komuś wpierdolić, jeśli cię to pocieszy.
Zaczęło się pewnego wiosennego wieczoru, kiedy kwitnie bez i ludzie samotni zaczynają naprawdę nienawidzić swej samotności. Pokochałam go.
Zamek Dym, wznoszący się nad miastem o tej samej nazwie, liczył sobie setki lat, co rujnowało tezę złośliwców utrzymujących, że wziął swą nazwę od ulubionego zajęcia księżnej Yanny, czyli dymania.
Biuściasta matrona z koszykiem, z którego wystawały pory, natka pietruszki i główka sałaty, wyłoniła się ze sklepu z przejętą miną.
Nigdy, przenigdy nie lekceważcie tłustych bab z koszykami.
Z polityką jest jak ze zbrodnią. Jeśli raz w nią wdepniesz, nigdy się nie wygrzebiesz.
- O, idealnie - ucieszył się Głuszec. - Wasza Książeca Mość powinna odpoczywać, bo obowiązków się...
- Wypieprzać stąd - warknęła, nie patrząc na niego. - Wszsycy, a wyjec i pajac od beczki w pierwszej kolejności. Chociaż nie - zmieniła nagle zdanie i obróciła głowę w naszym kierunku. - Ktoś ma zostać i mi pośpiewać.
Głuszec prychnął, odwrócił się i wyszedł.
- Znam sporo kołysanek - zaproponowałem pospiesznie, chcąc ubiec wybuch. - I parę ballad wojennych. Umiem również...
- Ty miałeś wypieprzać - oznajmiła księżna. - On ma zostać.
Jej palec wycelował w Eliaha, który rozglądał się dookoła w popłochu, jakby właśnie zaczął sobie uświadamiać, że wchodząc na krypę, wdepnął w pułapkę.
- Ale on nie umie śpie... - zacząłem, ale machnąłem ręką. - Zaraz, przecież ja miałem wypieprzać.
- Posłuchaj no mnie, Głuszec - powiedziałem powoli. - Teolog ze mnie żaden, ale filozof już niezgorszy, bo długie godziny nad garami sprzyjają rozmyślaniom.
Gdy znasz książkę, nie wolno nikomu mówić o tym, co się w niej wydarzy. [...] w ten sposób zabiera się książkom dusze.
Nigdy nie czułem pociągu do mężczyzn, ale coś mi mówiło, że gdyby Eliah złożył mi nieprzyzwoitą propozycję, przynajmniej bym ją rozważył.
- To Skellenberczyki - rzucił niezadowolony Mandragora. - Słyszał pan kiedyś, kapitanie, by te chore świętoszki potrzebowały powodu do sprawienia komuś manta?
- "Błędny rycerz"... - rzekł z zadumą Roland.
- Co?
- Gówno. Idziemy dalej.
- Jak to idziemy dalej? - zaprotestował Mandragora - Myślałem, że posiedzimy chwilę i poczekamy, a potem wyjdziemy i...
I co? Zbudujemy nowy okręt z resztek tancbudy? Zostaw myślenie innym.
- I sprzeda pan ją temu, kto da więcej?
- Z tego, co zauważyłem, nikt nie kwapi się z ofertami. Visslandczycy chcieliby zapłacić pustymi obietnicami, Orrhianie kulami armatnimi, a Skellenberczycy rytualną egzekucją.
Jej dłoń pachniała kremem, jaśminem i jeszcze czymś. Strachem?
Czy strach pachnie?
Po długiej chwili wyczekiwania na jego flaglinkach pojawiły się chorągiewki.
- O co mu chodzi? - spytał Roland. - Nie znoszę tych cholernych szmat!
-Wzywa kapitana na pokład - rzekł po chwili Seamus.
- Znaczy mnie?
- Innego nie mamy.
- To ci dopiero. - Roland uniósł brew. - My też mamy takie chorągiewki?
- Każdego z nich... - zaczął chrapliwie rycerz, ale nie pozwoliłem mu dokończyć.
- ...rozszarpałbyś na kawałki - wszedłem mu w słowo. - Och, niewątpliwie. Rzecz w tym, że zanim dobiegłbyś do drzwi gospody - tu otaksowałem pokaźny brzuch rycerza - tamci zdążyliby już księżniczkę zerżnąć, a potem zarżnąć. Niekoniecznie w tej kolejności. Dlatego właśnie tak zazdrośnie strzegę umowy, sir Valdanie. Figuruje w niej ustęp, który zwalnia mnie z odpowiedzialności za wynik akcji, jeśli przeszkodzi mi osoba trzecia. Czyli jakiś idiota.
Wspominając, że nieraz zdarzyło mi się zebrać baty, nie nadmieniłem, że przeważnie byłem sam sobie winien, prawda? Bo za dużo gadam?
Iglica wytrwale opierała się jednak sztormom, trzęsieniom ziemi i pijackim popisom strzeleckim, a w międzyczasie zdobyła też wielką popularność wśród samobójców.Nie było dnia, by ktoś nie skoczył z niej na bruk ryneczku ku uciesze rezydujących nieopodal aptekarzy, konowałów-eksperymentatorów i duszołapów.
- Jak się uwolniłeś z więzów?
– Sekret zawodowy.
– A mógłbyś mi go zdradzić? Ścierpłem jak diabli.
– Problem z tobą, Baldwin, polega na tym, że od czasu do czasu miewasz własne pomysły, najczęściej głupie. Czuję się bezpieczniej, jak jesteś spętany.