cytaty z książek autora "James Oliver Curwood"
Ciekawe, jakby postąpił mały chłopak widząc ojca w nierównej walce. Niejeden, mając pod ręką siekierę,użyłby jej na pewno bez wahania. Poczucie, że inny ojciec jest silniejszy niż własny, może wywołać prawdziwą tragedię.
Mutag, z głupią miną przyglądający się tej scenie, widział, jak oboje, mężczyzna i kobieta, okrywają pieszczotami ogromne zwierzę o dzikim wyglądzie, któremu raczej należałaby się kula w łeb.
Był niemal bez tchu, gdy stanął o sto jardów za dziewczyną, ukryty za osłoną drzew. Zagwizdał z cicha. Był to szczególnie modulowany dźwięk, którego nauczyła go kiedyś Minnetaki. Rod wiedział, że ten sygnał znają tylko oni oboje. Dziewczyna odwróciła się słysząc gwizd, a Rod cofnął się w głąb lasu. Gwizdnął ponownie i Minnetaki po chwili wahania podeszła bliżej. Za trzecim razem wreszcie odpowiedziała nieśmiało, jak gdyby poznając dźwięk idący z leśnej głębi. Rod gwizdnął po raz czwarty i roześmiał się. Minnetaki powtórzyła sygnał, rozglądając się bacznie pośród kolumnady pni. Chłopak dostrzegł błysk zdumienia w jej oczach i nagle, głośno wołając jej imię, wyskoczył spomiędzy drzew. Minnetaki krzyknęła radośnie i wyciągając ręce, pobiegła mu na spotkanie.
Właśnie w taką noc łatwiej zrozumieć czyjś dramat.
Olbrzymia biała sowa wynurzała się z tego mroku, zatoczyła wielkie kolisko i skryła się znowu w gęstwie drzew. W chwilę potem zabrzmiał jej ponury głos, nieśmiały jednak, jak gdyby mistyczna chwila ciszy nie minęła jeszcze. Śnieg, który padał cały dzień, ustał już i tylko powiew wiatru pieścił czasem oszronione konary. Panował niezwykły chłód; człowiek pozbawiony możności ruchu w ciągu godziny zamarzłby na śmierć. Ciszę przerwał raptem jakiś dźwięk, niski a drżący, niby głębokie westchnienie. Nie wydała go pierś ludzka. Myśliwy, gdyby się tu przypadkowo znalazł, ująłby wnet mocniej kolbę fuzji. Dźwięk szedł z modrzewiowej kępy. Milczenie, które wnet zapadło, zdało się głębsze jeszcze. Sowa, niby bezszelestny kłąb srebrnego puchu, poszybowała nad zamarzłą gładź jeziora. Po chwili westchnienie powtórzyło się, znacznie jednak cichsza. Bywalec kanadyjskich puszcz skryłby się w mroku konarów i słuchałby, i patrzał, i czekał ciekawie; dźwięk bowiem dawał się już rozpoznać jako zdławiony bólem głos rannego zwierza. Bardzo wolno, pełen nieufności zrodzonej w dniu dzisiejszym, olbrzymi łoś wkroczył w obręb księżycowego blasku. Jego wspaniały łeb, zgięty pod ciężarem potężnych rogów, poprzez jezioro zwracał się badawczo ku północy.
-Gdybyś się nie włóczył nie wiadomo po co i nie drażnił tej starej gadziny, obyłoby się bez awantur. A tak, spójrz na mnie!
- Żona mego przyjaciela była jednak tak piękna, że na ulicy każdy się za nią oglądał. Póki mój przyjaciel był jeszcze najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, twierdził nieraz, że to aniołowie chyba wyrzeźbili jej twarz i ozłocili włosy.
- No, a jej dusza?
- Och, dusza! Sądzę, że aniołowie zapomnieli o niej.
Sądzę, że każdy człowiek może być wariatem i nie zdawać sobie z tego sprawy. W tym właśnie leży tragizm i komizm obłędu.
Gdy człowiek kona w samotności, łatwo staje się podejrzliwy!
Bydlaki z nas, Bruce, ot co! Myślę nieraz, że noszenie strzelby to zbrodnia, a jednak poluję nadal!".
Niua nie wiedział oczywiście, że wzrok żuka sięga zaledwie o cztery cale poza czubek jego nosa, toteż sytuacja wydała mu się okropna.
“Niezmierzony jest ten szmat ziemi po ktorej Bram moze swobodnie sie blakac I tam tez poluje on w towarzystwie swych wilkow, przy bladym swietle ksiezyca i mruganiu zlocistych gwiazd”(cytat z powiesci).
Czym dla zbrodniarza jest stryczek, czym rząd karabinowych luf dla pojmanego szpiega - tym dla rannego zwierza w pustyni śnieżnej jest głos wilczej pogoni.
Świat był jednak piękny. Co prawda czasem coś się w nim zepsuło, ale ostatecznie najgorsze nawet dało się naprawić. Dziś na przykład wszystko szło jak najlepiej. Raz jeszcze byli przyjaciółmi i było im dobrze.
Znałem człowieka, który także kochał pewną kobietę i w jego oczach właśnie była najpiękniejszą. To wielka miłość tak ludzi przyozdabia.
Miłość nie może istnieć tam, gdzie nie ma duszy!
- Właściwie nie jestem pewien, czy mój przyjaciel wielbił tę kobietę, czy jej urodę ( ...). W każdym razie cenił piękno, ona zaś była po prostu zbyt piękna. Musiał ją jednak kochać, bo gdy ją stracił, stracił jednocześnie urok życia. Tak jakby świat wkoło poszarzał.
Prawo zabija, morduje i nigdy nie zwraca swych ofiar, nawet gdy popełni błąd!
Przyroda jest moja religia... Dlatego moja ambicja, zyczeniem i wielkim celem jest przeniesienie czytelnikow w samo jej serce.. Kocham przyrode i mysle ze i oni beda musieli ja pokochac jesli tylko uda mi się zapoznać ich ze sobą...
Czy to nie komiczne, jak los nieraz drwi z ludzi?
Ach, gdyby można opisać i opowiedzieć szczegółowo te cztery czy pięć lat tortur i męczarni, jakie Bram przeżywał w samotności — niejedno zostałoby mu przebaczone! Bram i jego wilki! Czyliż samo zestawienie tych słów dreszczem was nie przejmuje? Pomyślcie tylko: zawsze sam, sam jeden, w towarzystwie wilków. Nigdy nie słyszał mowy ludzkiej. Nigdy nie mógł zbliżyć się nawet do jakiejś faktorii, by zakupić nieco żywności! Po prostu człowiek-zwierzę, prawdziwy wilkołak!